11.04.2020

Od Angeline CD Jugheada

Kiedy tylko zamknęłam drzwi do mieszkania, Miami rzuciła mi się na szyję, delikatnie mnie w ten sposób dusząc i witając w domu.
- Ange, martwiłam się! Gdzieś ty była? - zapytała, jeszcze mocniej mnie ściskając. Zamiast jej normalnie odpowiedzieć, wycharczałam coś. Dziewczyna od razu mnie przeprosiła i puściła. Teraz trzymała mnie za dłonie i patrzyła prosto w oczy. Nie lubiłam, kiedy tak robiła. Zawsze mnie to krępowało i sprawiało, że się zaczynałam czerwienić. Tak samo było i w tej sytuacji.
Wtem usłyszałam tak dobrze znajomy mi stukot pazurków o drewnianą podłogę i zobaczyłam biegnącą do mnie Judy.
- Judy! - zawołałam, schylając się po psiaka i mocno go do siebie przytulając. Suczka w odpowiedzi gorączkowo lizała mnie po twarzy, jakbyśmy co najmniej tydzień się nie widziały.
- Też za tobą tęskniłam – rzekłam, gładząc jej głowę.
Po kilku minutach siedziałam na kanapie z yorkiem w nogach, obok Miami i Filipem naprzeciwko. Urządzili mi małe przesłuchanie.
Opowiedziałam im o tym, jak z Jugheadem pojechaliśmy do siedziby tamtych mężczyzn, żeby odbić mopsa chłopaka. Wtedy też moi współlokatorzy zauważyli bandaż na mojej dłoni. Do spostrzegawczych to akurat nie należeli. Musiałam też oczywiście im wspomnieć o tym, że nocowałam u ciemnowłosego, na co oboje zareagowali… w dość dziecinny sposób. Aż mnie dreszcz wtedy przeszedł. Kiedy tylko skończyłam opowiadać, zaczęłam ziewać. A więc poszłam od nich na górę, żeby zmyć z siebie resztki makijażu, ogarnąć włosy i się wykąpać. Resztę dnia spędziłam w łóżku, nagrywając Żelkom na szybko wymyśloną relację z klubu. Oczywiście dodałam tam postać Jugheada, ale w trochę innym obrazie, co koniec końców spotkało się z moim poczuciem winy. Za to historia o zranionej dłoni była prosta: Ange weszła do kuchni, postanowiła pomóc Filipowi w obiedzie i się skaleczyła nożem. Nawet prawdopodobne, Filip też nie miał nic przeciwko takiej wersji wydarzeń.

~*~

Następny dzień zapowiadał się tak samo leniwie, jak poprzedni. Tylko tym razem postanowiłam pójść gdzieś na miasto z Judy.
Wróć, ponownie zostałam zmuszona do wyjścia z domu, ale tym razem przez Filipa. Dał mi listę zakupów, tłumacząc się, że on nie może iść, bo ma dużo do zrobienia dla jakiejś tam firmy. Nie znam się kompletnie na jego komputerowych rzeczach. Dostałam też od niego wskazówkę, że wszystko dostanę w dobrych cenach w Pike Place Market. Jak mus, to mus.
Zgarnęłam Judy ze sobą i wyszłam z domu.
I faktycznie, większość rzeczy już kupiłam w ciągu piętnastu minut. Niezły czas.
Wtem zauważyłam postać bardzo przypominającą Jugheada. Byłam pewna, że to on, kiedy odwrócił się w moją stronę. Chciałam coś do niego powiedzieć, bo akurat mnie mijał, ale wtedy dostrzegłam, jak grzebie coś w portfelu, chowa i następnie upuszcza przedmiot na ziemię. Wtedy zrozumiałam i do niego podeszłam, chwytając go za kurtkę.
Zaczęła się nasza sprzeczka.
To było dziwne uczucie. Znałam Jugheada zaledwie jeden dzień i kilka godzin. Pomogłam mu tylko uratować psa z rąk niebezpiecznych ludzi, potem u niego nocowałam. Zjadłam przyrządzone u niego śniadanie, odwiózł mnie do domu i na tym powinno się to skończyć. A jednak los chciał, żebyśmy spotkali się jeszcze raz i to w tak krytycznej sytuacji. I jeszcze coś. W dziwny sposób właśnie w tamtym momencie zależało mi na Jugheadzie tak bardzo, że przestraszyłam się, iż mnie odepchnie i już nigdy się nie spotkamy. Choć to podobno była moja wina.
Spuściłam zmieszana wzrok, puszczając go.
- Przepraszam… - szepnęłam.
- I co ci dadzą te przeprosiny?
- Poczuję się lepiej. Chodź – powiedziałam i chwyciłam go za rękę, wyprowadzając naszą dwójkę z rynku. Wcześniej zdążyłam zauważyć kilka ciekawskich spojrzeń, a szczerze mówiąc, chyba tylko ich nam teraz brakowało. Zaciągnęłam Jugheada w jakąś uliczkę i… nie wiedziałam, co powiedzieć.
Między nami nastała kolejna pełna napięcia cisza i nie miałam zielonego pojęcia, jak mogłabym ją przerwać. Ogólnie stałam ze spuszczonym wzrokiem w ziemię, więc gdy podniosłam go na chłopaka, zauważyłam u niego pewną skruchę. Było mu… przykro?
- Chcesz przyjść do mnie na kawę?
Dopiero po minucie skapnęłam się, że te słowa padły z moich ust. Nawet nie byłam tego świadoma!
Jughead wpatrywał się we mnie zaskoczony, a mi serce biło szalenie ze stresu. O czerwonej twarzy już nie wspomnę. Jednak po kolejnych minutach ciszy, chłopak się zgodził. Kamień spadł mi z serca. I wtedy przypomniałam sobie o moim psie siedzącym w torebce.
- Jughead, poznaj Judy – przedstawiłam mu suczkę, wyjmując ją z torby i kładąc na chodnik. W międzyczasie poprawiłam jej też różową bluzę ze skrzydełkami aniołka. York zamerdał ogonem na widok chłopaka i od razu zaczął się wspinać na jego nogę, domagając się pieszczot. Ciemnowłosy w odpowiedzi tylko się schylił, żeby podrapać ją za uchem.
Po zapoznaniu się mojego psa z Jugheadem, ruszyliśmy powoli w stronę mojego osiedla, oddalając się od Pike Place Market. Kompletnie wtedy zapomniałam o niedokończonej liście zakupów oraz ukradzionych pieniądzach mojego znajomego. Być może gdzieś w głębi chciałam o tym zapomnieć, chcąc też zająć się czymś innym.

Jughead?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics