29.04.2020

Od Hanne

-Cóż to za nudny dzień czeka na mnie dzisiaj... - wymruczałam pod nosem, wyglądając zza zasłony w oknie mojej sypialni. Przetarłam dłonią zaspane oczy. Nienawidzę tego uczucia, kiedy budzę się rano i od samego początku wiem, że nic ciekawego w przeciągu co najmniej kilku najbliższych godzin na mnie nie czeka. Nie, żeby zdarzało mi się to jakoś specjalnie często, ale czasem i na takie dni przychodzi czas. Brak żadnych zleceń nie byłby jeszcze tak dużym problemem, gdyby nie ta okropna, jesienna pogoda. To właśnie ona jest głównym powodem mojego utrapienia. Ani wsiąść na motor i pojechać gdzieś daleko w nieznane, bo co to za zabawa podziwiać widoki, kiedy jesteś mokra do szpiku kości, ani pójść poćwiczyć na świeżym powietrzu. Nie lubię zimna, nie lubię deszczu. Ten jeden, jedyny aspekt mieszkania na Ziemi ani trochę mi się nie podoba. Westchnęłam cicho i wolnym krokiem udałam się w stronę łazienki. 
Dopiero podczas porannego prysznica przypomniałam sobie, że mamy dzisiaj środę, a w środy zawsze co godzinę odbywają się treningi Karate w budynku znajdującym się kilkadziesiąt metrów dalej od tego, w którym mieszkam. Czasem, przy moim zróżnicowanym grafiku zdarza mi się zapomnieć o tych wszystkich treningach na które niegdyś się pozapisywałam. Ale jeżeli pamiętam i tylko mam czas, zawsze z chęcią się na nie wybieram. Nieważne. Morał jest taki, że mój dzień nie zostanie całkowicie stracony. 
Szybko wysuszyłam włosy, ubrałam się, spakowałam co trzeba i wyszłam z mieszkania. Zanim ostatecznie wyszłam z budynku, z żalem spojrzałam na ponure niebo, całe pokryte chmurami. Założyłam kaptur na głowę i jak najszybciej mogłam, ruszyłam w kierunku swojego celu. Miałam zamiar zabawić tam z przynajmniej trzy godziny. Może dłużej, jeżeli nadeszłaby mnie taka ochota. Czasem z rozbawieniem obserwuję wszystkie te osoby, którzy już po kilkudziesięciu minutach mają dosyć. Wtedy zazwyczaj upewniam się w przekonaniu, że ludzie to bardzo kruche istoty. Mimo wszystko starają się i to w nich cenię.
Najchętniej spędziłabym tutaj tyle czasu, dopóki ten okropny deszcz nie ustanie i na świat ponownie wyjdzie słońce. Po dłuższym czasie i po dziesiątkach pokonanych przeciwników ostatecznie doszłam do wniosku, że tego dnia nie mam na co liczyć. W końcu po satysfakcjonującym wysiłku postanowiłam wrócić do domu.
I znów, zarzuciłam kaptur na głowę, po czym pędem ruszyłam w stronę mieszkania, zastanawiając się w trakcie czym zajmę się w następnej kolejności. ,,Nie lubię bezczynnie siedzieć w domu, ale co mogę zrobić innego? Może w końcu poświęcę chwilę na zapoznanie się z tutejszą twórczością? Tak długo się do tego zbieram...'' myślałam. Szybki krok, głowa gdzieś w chmurach, widoczność słaba przez mgłę, że ledwo można dostrzec lokale po drugiej stronie wyjątkowo dziś pustej ulicy. Cóż innego mogło mi się przytrafić, niż zderzenie ramionami z drugą, prawdopodobnie równie zamyśloną jak ja istotą? Impakt był tak mocny, że aż sama się zdziwiłam. Nic nie mówiąc odwróciłam się na pięcie, aby móc przyjrzeć się mojemu towarzyszowi. Nasze spojrzenia spotkały się. Nie ukrywam, że wzrok miałam nieco gniewny, ponieważ im dłużej czasu spędzałam w tym nieprzyjemnym deszczu, tym gorsze stawało się moje samopoczucie. 

Witam!
Ktoś, coś? Początki, jak to początki - nudne i niezbyt ciekawe, ale cóż, każdy musi od czegoś zacząć. Zazwyczaj przykładam większą wagę do wydarzeń, które opisuje, ale tym razem nie w tym sęk, a w tym, żeby w ogóle znaleźć kogoś do wspólnego dzielenia historii. Mam nadzieję, że ktoś zdecyduje się ze mną tego wyzwania podjąć!

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics