3.04.2020

Od Any CD Michaela

Jeszcze nigdy nie widziałam Mike'a w takim stanie. Roztrzęsionego, zdruzgotanego... Tak, zdawałoby się, niepewnego siebie, tego, co może zaraz zrobić.
Choć sądząc po tym, że niemal na dzień dobry przyszpilił mnie do ściany, właśnie tak było.
Nie wiedziałam, co się stało. Co przeżywał przez ten czas, w którym nie dawał znaku życia. Czy w ogóle jeszcze żył? Może potrzebował pomocy...?
Jednak wszystkie te pytania pozostawały do tej pory bez odpowiedzi. Z resztą, odnalezienie bruneta niewiele dało. Zdecydowanie... nie nadawał się w tej chwili do prowadzenia jakiejkolwiek sensownej konwersacji.
- Mike... - zaczęłam cicho, łagodnie, starając się przemawiać tak, jak to robiłam przy kontaktach z przerażonymi zwierzętami. Pochyliłam się nad mężczyzną, musnęłam, naprawdę, jedwie dotknęłam jego ramię...
- Powiedziałem, że masz mnie zostawić! - wrzasnął, w ułamku sekundy wstając, odwracając się i przyszpilając mnie całym ciałem do ściany. Ręce oparł po obydwóch stronach mojej głowy i wyszczerzył zęby w zwierzęcym wyrazie "odwal się".
W oczach stanęły mi łzy. Nie rozpłakałam się chyba tylko dlatego, że wiedziałam, że to go jeszcze bardziej rozwścieczy, a tego prawdopodobnie lepiej było uniknąć. Stałam więc tylko, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad jego namieniem, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Bo, tak, to też go mogło rozwścieczyć.
Niby był człowiekiem... demonem w zasadzie, a jednak w tym momencie bardziej niż cokolwiek innego przypominał dzikie zwierzę. Które panicznie się czegoś boi.
- Daj sobie pomóc... - powiedziałam, znowu spokojnym tonem, starając się zarazić go swoim opanowaniem, pokazać, że nic mu nie grozi... Cholera, byłam dla niego gotowa udawać uległą, choć przeczy to mojej naturze, a na samą myśl, że miałabym komuś oddać kontrolę nad sobą, robiło mi się niedobrze.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! - wrzeszczał, podkreślając swoje słowa uderzeniem pięścią w ścianę. Tuż obok mojej głowy. Z coraz większym trudem zachowywałam opanowanie, ale nie mogłam sobie pozwolić na okazanie emocji. Nie, gdy był w takim stanie. - Nie potrzebuję nikogo, do kurwy nędzy!
Dopiero przy tych ostatnich słowach się skrzywiłam, całkowicie odruchowo, nic nie mogłam na to poradzić. Mężczyzna to zauważył, bo jakby miało być inaczej, skoro nasze twarze dzieliło raptem kilka centymetrów. Jego spojrzenie stwardniało.
- Odejdź stąd. Tylko przeszkadzasz - warknął.
A ze mnie momentalnie odpłynęły wszystkie uczucia. Stałam tam, skamieniała, próbując wmówić sobie, że on tak nie myśli, że działa pod wpływem emocji, boi się czegoś... Tak naprawdę nic z tego, co powiedział... nie myślał tak.
Jednak zraniona duma i uczucia wzięły górę nad rozsądkiem.
- Dobrze - powiedziałam spokojnie, zimno, bez emocji. Mike zamarł na ten mój ton, ale po chwili odsunął się ode mnie, uciekając w najdalszy kąt pomieszczenia.
Coś mi mówiło, żeby do niego podejść. Ale z drugiej strony... nie chciał mnie tu. Dobitnie to powiedział... kim ja jestem, żeby uważać inaczej? Zakładać jakieś głębsze intencje, które nim kierowały? Wyraźnie powiedział, że mam go zostawić w spokoju...
Więc wyszłam. Obejrzałam się za siebie tylko raz, jednak Mike na mnie nie patrzył. Zacisnęłam więc tylko dłonie w pięści i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Pół roku poszukiwań, odnowienie relacji z papą Joey'em, ryzykowanie ujawnienia tego przed Sopp, które przecież nadal dawało mi od czasu do czasu jakieś zlecenia... Wszystko to, by odnaleźć tego idiotę.
Wszystko na nic.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics