25.03.2020

Od Katfrin do Silasa

- Kurwa Bell! - krzyknęłam na brata próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Mój brat mógł i mnie usłyszeć jednak jak zawsze w takich sytuacjach miał na to wyjebane. Trzymał właśnie jakiegoś chłopaka za ubranie, które już było zakrwawione. Złapałam go za ramię i pociągnęłam w swoją stronę jednak chłopak zaprał się mocno i nawet nie drgnął. Zacisnęłam mocno szczękę zdenerwowana daną sytuacją.
- Jak w tej chwili się nie ogarniesz przypierdolę ci w jaja. - rzekłam z lekkim uśmiechem na twarzy jednak mój wzrok przeszywał spojrzenie mojego brata. Ten spojrzał na mnie ukradkiem przez co chłopak, którego trzymał uderzył go prosto w nos. To ja nie dość, że chce go uratować, to on jeszcze takie rzeczy tutaj odpierdziela?! Bellami wrócił wzrokiem do blondyna, puścił go by za chwilę pchnąć go na ścianę. Usłyszałam jak chłopak jęknął z bólu. Strużka krwi która poleciała mojemu bratu po ustach sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. Może i on przesadził, ale nie wolno tak postępować! Próbowałam go ogarnąć, a blondyn tak wrednie to wykorzystał!


- Bell nie warto. - powiedziałam do niego bo tym jak wykonał dwa sierpowe na blondynie, który jedynie próbował się osłaniać. Chciał kopnąć Bella jednak ten szybko odskoczył. Prychnął w kierunku blondyna i odwrócił się w moją stronę. Chwyciłam go pod ramię i pociągnęłam go w stronę drzwi. Chłopa był pijany, zły i miał zapewne złamany nos. Znów. Zresztą już nie wiem ile razy miał go rozwalonego. Skierowałam się do samochodu po drodze zapalając papierosa i zaciągając się dymem. Wsadziłam jednego papierosa do ust Bella i odpaliłam go. Podeszłam do samochodu chłopaka, miałam jego kluczyki w torebce więc wyjęłam je. Nim jednak znalazłam szukaną rzecz spaliłam połowę papierosa. Gdzie one są! Jest! Znalazłam kluczyki i otworzyłam samochód. Chłopak wpierdolił się od razu na miejsce pasażera, a ja zasiadłam za kierownicą. Odpaliłam auto i wyjechałam spod klubu. Nie dość, że nic nie wypiłam, dwa razy uspokajałam Bella, to jest już prawie czwarta rano, a ja nadal nie leże w łóżku. Westchnęłam i zaciągnęłam się papierosem. Moja mina wskazywała na wielką radość z dzisiejszej nocy. Dopaliłam papierosa i wyrzuciłam niedopałek do popielniczki. Zajechałam pierw pod dom chłopaka gdzie także stał mój samochodzik. Zdecydowanie wolałam swój. Wysiadłam z auta i pomogłam dojść chłopakowi do domu. Otworzyłam mu nawet drzwi. Pomogłam mu przemyć rany, których dziś się napatoczył. Położyłam go ładnie do łóżka. Zeszłam do jego kuchni i znalazłam jakieś leki przeciwbólowe, wzięłam je razem z wodą i zaniosłam do sypialni chłopaka. Pozostawiłam je na szafce i zeszłam na dół. Wzięłam energetyka z lodówki chłopaka i odłożyłam jego kluczyki od samochodu na miejsce. Wyszłam z domu i zamknęłam jego drzwi. Oczywiście, że miałam kluczę do domu tego tłumoka. Wiele razy coś zapomniał zabrać, a było mu potrzebne na teraz. Kilka razy zgubił swoje klucze i przyjeżdżał do mnie. Wsiadłam do swojego samochodu i od razu ruszyłam w stronę swojego domu. Otworzyłam energetyka i upiłam kilka łyków napoju. Droga do domu zajęła mi dwa papierosy i całego energetyka. Nie jest źle. Wjechałam do garażu i od razu wysiadłam z samochodu zamykając wszystko pilotem. Kiedy już dotarłam do garderoby zabrałam ubrania i skierowałam się do łazienki by tam wziąć długą kąpiel razem z papierosami i netflixem. Potrzebowałam odpoczynku i relaksu.


Wyszłam z wanny koło godziny ósmej. Czyli siedziałam w niej jakieś trzy godziny. Tak to zdecydowanie dobry czas. Na tygodniowej liście do zrobienia muszę odznaczyć punkt "relaks". Siedziałam właśnie w kuchni i jadłam śniadanie słuchając przy tym muzyki. Zrobiłam sobie naleśniki z nutellą i bananami. Ah... kocham takie śniadania. Jednak rzadko je robiłam. W sumie nie wiem czemu. Może zacznę częściej? W sumie nie wiem. Nie ważne. Była sobota. A wiecie co to znaczy? Wolne od pracy w mundurze. Czyli oznacza to, że dziś spędzę dzień w siodle. Bardzo się z tego powodu ciesze. Nie dość, że zrobiłam sobie śniadanie bogów to jeszcze spędzę dzisiejszy dzień bardzo miło. Wstałam od stołu i wsadziłam brudne naczynia do zmywarki. Szybko ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Oczywiście na wyjściu już czekały na mnie szczęśliwe kulki. Niala i Veron od razu podbiegły do mnie machając ogonami jakby zaraz miały odlecieć. Pogłaskałam oba po pyszczkach z lekkim uśmiechem. Gdyby nie to, że dzisiejszej nocy nic nie spałam i ogarniałam brata to byłby to naprawdę dobry dzień. Odsunęłam się od psów i ruszyłam w stronę siodlarni. Stamtąd wzięłam kantar i uwiąż Cebera i ruszyłam na pastwisko. Oczywiście większość koni widząc mnie od razu ruszyła biegiem w moją stronę myśląc zapewne, że coś im przyniosłam. Oj nie dziś.
- Wystarczy, że was utrzymuje. - rzekłam do koni z lekkim uśmiechem. Założyłam Ceberowi kantar i wyprowadziłam go z pastwiska. Szedł obok mnie bardzo spokojnie z półprzymkniętymi powiekami. Poklepałam go po szyi gdy wchodziliśmy do stajni.
- Oj kochany dziś trochę pracy nas czeka więc nie zasypiaj. - powiedziałam i stanęliśmy przy jego boksie. Zacznijmy od wyczyszczenia tego cielska. Przede wszystkim przydałoby się go trochę wyszorować. Jednak nadal było trochę za zimno na takie kroki. Padło więc na suchy szampon. Samo wyczyszczenie, wyczesanie i osiodłanie prawie dwumetrowego konia zajęło mi godzinę. Cała zgrzana poprawiłam rozwalony już kucyk. Ja byłam jak zawsze cała brudna i zmęczona, a Ceber stał cały czyściutki i zadowolony.
- To nie fair. Teraz ty powinieneś umyć mnie. - powiedziałam do konia, a ten jedynie prychnął w moją stronę. Poszłam w kierunku swojej szafki gdzie był mój strój. Przebrałam się szybko i wróciłam do spokojnie stojącego konia.
- Idziemy marudo. - rzekłam jedynie i wyprowadziłam wałacha na ujeżdżalnie i tam wsiadłam na niego. Poprawiłam swoje strzemiona oraz popręg i powoli zaczęłam pracę na koniu. Oczywiście nim ten olbrzym się rozruszał minęła dobra godzina. Wyjęłam na chwilę telefon i spojrzałam na godzinę. Tak... była już jedenasta. Za godzinę moi kochani instruktorzy zaczynają jazdy. Cudownie. A więc mamy jeszcze chwilę na ujeżdżalni potem pójdziemy w krótki teren na rozluźnienie sytuacji.


Znaleźliśmy się w lesie, który bardzo dobrze znałam. Niema jak własną kieszeń. Wiedziałam, że tutaj choć przez chwilę mogę się zrelaksować. Ceber stępował spokojnie wśród grubych konarów drzew, kiedy mój wampirzy słuch się wyostrzył. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk wkładania naboi do magazynku. Jeden, drugi, trzeci... odwróciłam głowę w tym kierunku i wyostrzyłam wzrok. Sprawdziłam, każdy szczegół i wtedy go zobaczyłam. Mężczyzna ubrany był cały na czarno obserwował coś zza krzaków, w których się skrył. Powiedzmy sobie szczerze to na pewno nie było polowanie na zwierze. Dałam łydki Ceberowi, a ten ruszył kłusem w stronę chłopaka.
- Mamy pozwolenie na broń? - zapytałam gdy byłam blisko postaci. Wiedziałam, że jeżeli jest to psychopata to miałam przejebane jednak moim obowiązkiem jako mundurowy jest chronienie innych. Mężczyzna szybko odwrócił głowę w moim kierunku zdziwiony zaistniałą sytuacją.


Silas?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics