4.03.2020

Od Kangsoo CD Liama

– Tak się złożyło – powtórzył za Liamem Kangsoo, głos jego zdradzał, że w pewnym stopniu nie jest przekonany.
– No tak! – Liam dalej ciągnął. – Przypadkiem je teraz spotkałem. Ogólnie dzisiejszy dzień jest jakiś dziwny.
Na te słowa Kangsoo westchnął, aczkolwiek wolno przytaknął. Nie miał już za bardzo ochoty na kontynuowanie tematu. Może nie wiedział, kim dokładnie były dla Liama tamte kobiety i co takiego ich łączyło (czuł, że to nie były tylko zaloty), ale coś mu mówiło, żeby tego nie drążyć. I postanowił tak postąpić. Nie zamierzał się wpieprzać w życie przyjaciela, jeśli chciał coś ukryć, to niech to ukrywa. Mogło to być cokolwiek, dopóki nie był niedobry dla niego ani nie chciał mu zaszkodzić, Kangsoo to akceptował.
Wsiedli do samochodu, a chwilę później już jechali drogą w stronę mieszkania Kangsoo. Między dwójką przyjaciół trwała cisza, po pewnym jednak czasie Liam postanowił się odezwać:
– Co to za dzień!
– Aż tak źle nie było – powiedział Kangsoo, wzruszając delikatnie ramionami.
Mężczyzna spojrzał na niego tylko na chwilę, bowiem musiał się skupić na drodze.
– Nie? – Uniósł brew.
– Podobało mi się na koniach. Nawet jeśli skończyło się to szpitalem. Przynajmniej były emocje.
Poprawił swoją pozycję. Aish, jeszcze więcej siedzenia.
– I to ile! – rzekł Liam. – Naprawdę dużo się działo.
Trochę jeszcze porozmawiali, ich konwersacja skupiała się głównie na czasie spędzonym w stadninie. Nim się obejrzeli, a już byli pod blokiem, w którym mieszkał Kangsoo. Samochód się zatrzymał, Koreańczyk odpiął pas, gdy wtem zauważył, że Liam nieustannie mu się przygląda. Spojrzał na niego w konfuzji, uniósł brew. Liam od razu to dostrzegł. Popatrzył na niego, posłał mu uśmiech.
– Mam cię odprowadzić? – zapytał. – Tak na wszelki – pospiesznie wytłumaczył.
Kangsoo zmierzył go wzrokiem, zastygając w bezruchu. Wolno mrugnął.
– Jesteś nadopiekuńczy – rzucił prosto z mostu, szczerze i bez owijania w bawełnę.
– Aj, nie no – jęknął Liam.
Jego reakcja sprawiła, że Kangsoo odruchowo przeprosił. Tamten tylko machnął ręką, cicho się jakby zaśmiał.
Koreańczyk pożegnał się z nim, a następnie wysiadł z trucka. Obszedł dookoła pojazd, już miał iść, lecz wtem usłyszał za sobą:
– Kiedy się znów widzimy?
Odwrócił głowę, popatrzył na Liama, który wyglądał przez okno, opuszczając szybę. Zmierzył go wzrokiem, na chwilę popadł w zamyślenie, w końcu jednak odpowiedział:
– W schronisku.
Ku jego zdziwieniu, ta odpowiedź niezbyt spodobała się przyjacielowi. Spojrzał na niego trochę krytycznie, mrużąc nieco oczy.
– W takim stanie chcesz iść do schroniska? – spytał, po czym pokręcił głową. – No, no, my friend. Daj sobie czas na regenerację. Jutro nigdzie nie idziesz, dobrze?
Na te słowa Kangsoo wydął usta w niezadowoleniu. No jak to tak? On? Nie iść do schroniska? Nie, nie, nie. Chociaż... Spuścił wzrok na prawe przedramię, a dokładniej na opatrunek (rękaw był podwinięty, żeby ukryć dziury i krew). Wolno poruszył dłonią, wziął nieco głębszy wdech.
Ostatecznie delikanie i powoli pokiwał głową. Widząc to, na twarz Liama wskoczył uśmiech ukazujący zadowolenie.
– No, jak będziesz bardzo chciał, to możemy się spotkać popołudniu – powiedział. – Powinienem mieć czas.
Kangsoo przytaknął, po czym rzekł:
– Dobra, teraz już jedź. – Ponaglił go machnięciem ręki. – Luna to może nie, ale pozostała część twojego zwierzyńca pewnie już tęskni za tobą.
Słysząc to, Liam zaśmiał się. Pożegnawszy się, podniósł szybę, a następnie odjechał.
Kangsoo odprowadzał pojazd wzrokiem, dopóki nie zniknął mu z oczu. Potem odwrócił się i ruszył w stronę klatki schodowej. Wszedł na trzecie piętro, wyciągnął z kieszeni spodni klucze, by otworzyć drzwi. Po chwili był już w swoim mieszkaniu.
W momencie, w którym, zdjąwszy buty, znalazł się w pokoju dziennym, padł jak długi na kanapę. Z jego ust wydobył się głośny jęk, poprzedzający nagłe syknięcie, spowodowane bólem w przedramieniu. Odwrócił się na bok, znów jęknął.
– Aish! – usłyszał nagle.
Podniósł głowę, spojrzał na stojącą pod ścianą klatkę. Siedzący w niej Geum wskoczył na żerdkę przy kratach, popatrzył na Koreańczyka. Kangsoo chwilę mu się przyglądał, po czym powoli wstał. Poprawił bluzę, podchodząc do klatki.
– Już jestem – rzekł, wyciągając z szafki pod spodem opakowanie z karmą.
Otworzył drzwiczki, wsypał trochę do miski. Geum zeskoczył na samo dno, wbił swe małe ślepka w bandaż. Cicho zagwizdał. Widząc to, Kangsoo westchnął.
– Spokojnie, bardzo źle nie jest – jego głos był nad wyraz spokojny. – Boli, ale zagoi się.
Ptak znów zagwizdał. Przestał interesować się opatrunkiem w momencie, w którym Kangsoo zabrał rękę i wziął się do jedzenia. Koreańczyk zastygł w bezruchu, jakiś czas przyglądał się papudze.
– Jutro chyba nigdzie nie idę – rzekł ni do siebie, ni do niego. – Liam powiedział, że mam odpoczywać.
Tak, powinienem odpoczywać.



Wyprostował się, wzdychając. Przejechał ręką po włosach, próbując je jakoś ogarnąć. Dzisiaj wyjątkowo mu przeszkadzały. Aż zaczął żałować, że nie wpadł na tak genialny pomysł, by zabrać jakąś spinkę, gumkę czy cokolwiek, czym mógłby zapanować nad kosmykami. Chociaż nie wiadomo czy w ogóle znalazłby coś takiego w swoim mieszkaniu.
Schylił się, kontynuując sprzątanie klatki. Tak, poszedł do schroniska. Tak, wczoraj sam sobie powtarzał, że będzie odpoczywać. I odpoczywa. Aktywnie. No cóż, jakoś nie widział siebie siedzącego w domu, a że dotychczas nie opuścił ani jednego dnia pracy w schronisku... nie chciał tego psuć.
Ponownie się wyprostował, stając w miejscu, gdy wtem skrzywił się, czując ból w przedramieniu. Spojrzał na rękaw czerwonopomarańczowej bluzy, pod którą skrywał się opatrunek, zwilżył językiem usta. Dobrze, że pani Jones go nie zauważyła, inaczej pewnie próbowałaby Koreańczyka do domu odesłać.
Gdy ból nieco zmalał, kontynuował sprzątanie. Szybko uporał się z klatką. Wyszedł z niej, przeciągnął się. Nagle dostrzegł zbliżającą się sylwetkę. Spojrzał na nią, unosząc brwi, wtem otworzył szerzej oczy. Jakimś cudem zapomniał, że Liam też tu pracował. I dopiero teraz sobie to przypomniał. Wraz z wczorajszą rozmową.
Daj sobie czas na regenerację. Jutro nigdzie nie idziesz, dobrze?
– Ups – szepnął do siebie.

Liam?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics