14.03.2020

Od Silasa CD Minho

- Nie wiem, gdzie on jest - wysyczała wampirzyca,  rozchlapując dookoła, wraz ze śliną, kropelki krwi. Możliwe, że wybiłem jej jeden kieł. Ale jakoś nie było mi z tego powodu przykro, odrośnie. - Mówię ci to raz za razem, kiedy to do ciebie dotrze?!
W ułamku sekundy zacisnąłem dłoń na jej włosach, brutalnie odciągając głowę do tyłu. Wrzasnęła, pewnie bardziej z wściekłości niż bólu. Tym również średnio się przejąłem. Głośna muzyka w klubie wystarczająco dobrze zagłuszała dźwięki, by nikt nie zwrócił na to uwagi.
- A ja ci nie wierzę, co naprawdę nietrudno wywnioskować - powiedziałem, nienaturalnie spokojnym tonem. - Gdzie jest człowiek, z którym tu przyszedłem?
Wypuściłem z siebie słabą iskrę energii elektrycznej, która boleśnie, ale bez wyrządzania większej krzywdy, poraziła wampirzycę. Ponownie wrzasnęła.
Jednak prawda była taka, że niewiele mogłem zrobić, nie wiedząc nic i nie mając zdolności telepatycznych, by wyciągnąć potrzebne mi informacje z głowy kobiety. Wampiry są twarde. Jeśli ma ku temu istotny powód, nic mi nie powie, choćbym ją zakatował, doprowadzając na skraj śmierci.
To była robota głupiego.
Wydałem z siebie sfrustrowane warknięcie. Napiąłem mięśnie, by wykonać szybki ruch, w wyniku którego głowa wampirzycy uderzyłaby o umywalkę, co prawdopodobnie na pewien czas pozbawiłoby ją przytomności... i nagle nastąpił przełom.
- Cholera! - wrzasnęła, a ja zatrzymałem się w połowie ruchu. - Dobra! Kurwa! Miałam go otumanić, żeby mogli go zabrać i wystawić na aukcję, ale nie wiem, gdzie go zabrali. Czy teraz mnie łaskawie puścisz?
Ni chuja.
- Trzeba było tak od razu, oszczędziłabyś nam obydwojgu irytacji - syknąłem. I zamiast uraczyć czaszką kobiety o umywalkę, strzeliłem ją mocniejszą dawką energii elektrycznej. Oczy uciekły jej w głąb czaszki i osunęła się nieprzytomna w moje ramiona. Posadziłem ją na toalecie i wyszedłem.
Musiałem znaleźć Minho.

~•~

Tydzień. Tyle zajęło mi znalezienie jakichkolwiek poszlak, oddzielenie ziaren od plew i poskładanie tego, co miałem, we w miarę logiczną całość. Można wręcz powiedzieć, że poruszyłem niebo i ziemię, żeby go znaleźć. I w końcu trafiłem... na coś.
Na coś. Tydzień cholernych poszukiwań. Podsłuchiwania rozmów w klubach wampirów. Narażania się na każdym kroku jak nie na zdemaskowanie, to rozszarpanie na strzępy. Jeśli myślało się pozytywnie. Bo wampiry działały podobnie do chmary szarańczy - obsiadały ofiarę z każdej strony, aż ta zwyczajnie nie była w stanie im uciec, istniała więc możliwość, że i mnie postanowiliby sprzedać... Choć to byłaby z ich strony głupota. Jestem dość pamiętliwy.
W każdym razie, po tym niemożliwie długim czasie... to znaczy, nie dla mnie, jednak dla zamkniętego nie wiadomo gdzie Minho i owszem... mogłem w końcu wysnuć jakieś przypuszczenia odnośne tego, gdzie teraz przebywa. Nie obyło się co prawda bez pomocy Blacka, ale liczyły się efekty, nie droga, jaką do nich przebyłem. I tak też dowiedziałem się, że chłopak najprawdopodobniej przebywał niemal w samym centrum miasta (co było, z strony wampirów, wystąpieniem cokolwiek ryzykownym), w tak oczywistym miejscu, że bardziej się nie dało. Może dlatego nie mogłem go znaleźć - w końcu najlepiej chowa się rzeczy na widoku. A tym miejscem był... Jeden z popularniejszych w mieście klubów wampirów.
Stałem teraz na skraju dachu wieżowca, mieszczącego się dokładnie naprzeciwko wspomnianej miejscówki. Przyglądałem się wchodzącym i wychodzącym z niej nadnaturalnym, obserwowałem wejście, zastanawiając się, czy zdołałbym się wśliznąć do środka niepostrzeżenie. Gdybym miał do czynienia z ludźmi, zrobiłbym to bez problemu, ale wampiry miały lepiej wyczulone zmysły. W tym węch. Jak dla wzroku i słuchu potrafiłem pozostać niewidzialny, tak po zapachu niestety bardzo łatwo było mnie wytropić. Musiałem więc szukać jakiś alternatyw dla wślizgiwania się pod osłoną cieni przez główne wejście, za plecami ochroniarzy.
Po godzinie sterczenia bez żadnych efektów w miejscu stwierdziłem, że jeśli do teraz nic nie wymyśliłem, to już na nic nie wpadnę. Ze zrezygnowanym westchnieniem zszedłem na poziom ulicy i - dalej - prosto do drzwi wejściowych.
Czułem się wręcz zawiedziony, że ochroniarze wpuścili mnie bez problemu, nie zadając żadnych pytań. I gdy myślałem już, że będę mógł spokojnie zbadać wnętrze budynku, określić, gdzie trzymają Minho... W ciemnym korytarzu, w który mnie skierowano, oberwałem czymś ciężkim w potylicę z siłą na tyle dużą, że straciłem przytomność.

~•~

Obudziłem się nagi od pasa w górę, z rękami przykutymi na łańcuchach do ściany. Szarpnąłem się, niezbyt przykładając się do tego, tylko w ramach małego eksperymentu, czy wampiry się postarały. Pęta nie odpadły od ściany od razu, co kazało mi przypuszczać, że się przyłożyli do zadania. Nic tylko pogratulować.
Powisiałem sobie tak jeszcze chwilę, bujając się lekko w przód i w tył, zastanawiając się, czy to nie okaże się dla łańcuchów za dużo i jednocześnie ciesząc się, że nie przyszedłem tu dzisiaj w moim płaszczu z cieni. Bo musiałbym go teraz szukać, a zwykłego płaszcza i koszuli, które miałem na sobie, gdy wchodziłem do przybytku wampirów, a których ani nie miałem na sobie, ani nie widziałem nigdzie w pobliżu, nie było mi szkoda. Kupię sobie nowe, a teraz oszczędzę sobie trudu, zamiast tego pójdę po prostu szukać Minho.
W sumie, wampiry zrobiły mi przysługę, zamykając mnie tu, nie musiałem już szukać miejsca, gdzie dokładnie przetrzymują Rudego, bo prawdopodobnie był gdzieś niedaleko.
Upewniwszy się, że nikt mnie nie pilnuje, szarpnąłem za łańcuchy nieco mocniej. Poczułem , jak na głowę i ramiona posypał mi się tynk z pękającej ściany. Szarpnąłem więc nieco mocniej...
Puściły. Jaka niespodzianka...
Przejechałem kilkakrotnie dłonią po włosach, by wytrzepać z nich chociaż część tynku i by jego resztki nie sypały mi się do oczu, utrudniając widzenie w czasie ewentualnej walki. Szybko zlokalizowałem wejście, do którego natychmiast się udałem, zgarniając po drodze jakiś podejrzanie wyglądający nóż, który ktoś, opatrznie lub nie, zostawił na stoliku, również znajdującym się w pomieszczeniu. Wniosek z tego taki, że albo wampiry nie wiedziały, z kim mają do czynienia, albo zbagatelizowały sprawę. Za co przypłacą może nie życiem, bo nie chciało mi się bawić w odcinanie głów i palenie, ale na pewno poobijaniem tych swoich wampirzych tyłków.
Wypadłem na korytarz, otwierając drzwi jednym szarpnięciem, przy okazji powalają już jednego ze strażników, których jednak postawili, tyle że na zewnątrz swego rodzaju celi, w której mnie zamknęli. Drugi oberwał nożem pod żebra. Dodatkowo przekręciłem ostrze, zanim je wyszarpnąłem, by wyrządzić jeszcze większe spustoszenie i utrudnić regenerację. Gdy przeciwnik zgiął się w pół, ponownie dźgnąłem go ostrzem, tym razem celując w tętnicę szyjną. Przy okazji przebiłem gardło i tchawicę. Nie powinien mi już dzisiaj sprawiać problemów.
W tym czasie z ziemi podniósł się ten powalony wcześniej przeze mnie. Wyszczerzył zęby w wyrazie wściekłości, jednak nim zdążył na nie skoczyć, rzuciłem nożem.
Który wbił się dokładnie w sam środek jego czoła.
Mocno wkurwiony tym, że w ogóle się tu znalazłem i musiałem stawiać czoła wampirom, ruszyłem dalej korytarzem, zostawiając dwóch chwilowo zlikwidowanych nadnaturalnych za sobą. Straciłem nóż, po którego nie chciało mi się schylać, ale wątpiłem, by miało mi to w jakikolwiek sposób przeszkodzić. Tę zgraję stanowili, z tego, co zdołałem się dowiedzieć, sami samozwańcy, o niewielkich zdolnościach i wątpliwych zdolnościach logicznego przewidywania... co miałem okazję zaobserwować przed chwilą.
Jedyny problem polegał na tym, że betonowy korytarz, którym szedłem, miał sporo odnóg i drzwi, za którymi potencjalnie mógł być Minho. Albo wampiry. Bądź inni przeznaczeni na aukcje. W każdym razie, musiałem zajrzeć do każdego pomieszczenia. Potencjalnie skonfrontować się z wampirami, ale przede wszystkim musiałem uwolnić Rudego.
Pierwsze drzwi, pierwsza skucha. I pierwsze wampiry do zneutralizowania.
Nie zrozumcie mnie źle, jakby się na mnie nie rzuciły pierwsze, zostawiłbym je w spokoju. Ale musiałem się bronić.
Kilkanaście sekund później wszyscy leżeli już z przetrąconymi karkami. I tak, jakby ktoś się zastanawiał, nie znaczyło to wcale, że są martwi. Martwy wampir to proch, a oni nim jeszcze nie byli, nic nie było przesądzone.
Pewnym krokiem ruszyłem dalej korytarzem, na dalsze poszukiwania. Wierzchem dłoni otarłem z kącika ust krew, która pojawiła się tam w wyniku uderzenia przez jednego z napastników. Rana już się zasklepiła, ale ciemnego koloru ciecz pozostała, dając nieprzyjemne uczucie, którego potrzebowałem się pozbyć.
Jeszcze tylko nie wiem ile drzwi i ile przeciwników przede mną. A Minho czekał.
Wypadałoby, żebym się pospieszył.

Minho?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics