27.03.2020

Od Silasa CD Katfrin

Polowanie zawiodło mnie dość daleko w las. Dalej, niż się spodziewałem, ale nie chciałem odpuszczać nadnaturalnemu, który uciekał przede mną od kilku... kilkudziesięciu już w sumie, minut. Dostałem na niego zlecenie z miesiąc temu, znalazłem już następnego dnia, a jednak do tej pory nie natrafiła się odpowiednia okazja, by go złapać. Lub zlikwidować (choć ta opcja tym razem jakoś mi się nie uśmiechała). Aż do dzisiaj. Nie chciałem czekać, aż nadarzy się kolejna, przeciwnik nie był na tyle poważny, by poświęcać mu aż tyle czasu. Miałem... no może nie ciekawsze rzeczy do robienia. Niemniej ganianie po lesie za duszkiem leśnym, który od kilku miesięcy terroryzuje okolicę (kto by pomyślał, że przedstawiciele jego gatunku są uważani za niegroźne istoty...) nie było najciekawszym zajęciem, jakie mogłem sobie znaleźć.
Gdy leśniak przystanął, prawdopodobnie by złapać oddech, ja pod osłoną pobliskich krzaków postanowiłem do niego podejść. Udało mi się dość znacznie zbliżyć, przykucnąć i wysłać, skąpe o tej porze dnia, cienie na zwiady, by podpowiedziały mi choć trochę, gdzie znajduje się mężczyzna. Żebym za pierwszym razem mógł go złapać i nie musiał sięgać po broń, żeby przypadkiem wątłemu przestępcy nie zrobić krzywdy. Nie zrobił znowu nic strasznego, w zasadzie to nie do końca wiedziałem, dlaczego Sopp wystawiło za nim od razu list gończy... Ale jak płacą, to dlaczego mam się nie zabrać za tę sprawę? Przynajmniej dzięki temu, że się nią zająłem, prawdopodobnie uratowałem leśniakowi życie.
Po chwili znałem jego położenie nawet nie dzięki cieniom, a przez jego ciężki, lekko paniczny oddech. Westchnąłem ciężko w duchu. Panika w takim momencie... głupio z jego strony.
Powoli sięgnąłem do kabury z bronią palną, którą dziś tradycyjnie przywiesiłem przy pasie. Nie zabrałem wiele więcej, jeszcze tylko noże schowane w rękawach, gdyby sprawy nie poszły po mojej myśli, a przeciwnik okazałby się potężniejszy, niż bym przypuszczał. Mimo wszystko nie spodziewałem się jednak większych kłopotów.
Nie spodziewałem się również tego, że w momencie, gdy będę przeładowywał broń, jak spod ziemi pojawi się przy mnie koń... i siedząca na nim dziewczyna. Która, jak gdyby nigdy nic, podkłusuje do mnie, strasząc mój cel i wyjeżdżając do mnie z pytaniem:
- Mamy pozwolenie na broń?
Pierwszym pytaniem, jakie nasunęło mi się w tamtym momencie, było: biec za nim, czy sobie darować? Gdybym teraz zaczął biec, dziewczyna uznałaby, że uciekam i pewnie zaczęłaby mnie gonić. Nie wyglądała na osobę, która po prostu by sobie darowała, a że właśnie jechała konno, miała nade mną przewagę. W leśnym terenie może nie znaczną, ale jednak przewagę. I jakby mnie złapała, musiałbym się tłumaczyć, dlaczego uciekałem.
Dlatego ze zirytowanym warknięciem sobie darowałem. Trudno, znajdę gościa kiedy indziej. Albo po prostu dam mu spokój, w sumie dobrze sobie radził, może nie zabije go inny łowca nagród, mniej wyrozumiały niż ja.
Odwróciłem się powoli do dziewczyny, zabezpieczając broń i chowając ją z powrotem do kabury. Milczałem dobrą chwilę, w czasie której dziewczyna chyba już zaczęła się zastanawiać, jak najskuteczniej dać nogę, ewentualnie, skąd nadejdzie cios czy coś takiego... Prawdę mówiąc nie obchodziło mnie, co się działo w jej głowie. Przerwała mi polowanie.
A ja bardzo nie lubiłem, gdy mi się przerywa.
- Ja mam - powiedziałem cicho, może nieco złowrogo. Ale to nie do końca kwestia podejścia, a po prostu tonu mojego głosu. Gdy nie wysilałem strun głosowych bardziej, niż to konieczne, by mnie usłyszano, po prostu tak brzmiałem. - Nie wiem, jak ty, jednak chyba powinnaś znać odpowiedź na to pytanie - widząc pojawiającą się na jej twarzy konsternację, wykrzywiłem kącik ust w nieco kpiącym uśmiechu. - Zadałaś pytanie w liczbie mnogiej, a nawet ja już tak nie mówię - gdy tylko zrozumiałem, co nieumyślnie powiedziałem, miałem ochotę się trzepnąć za nieuwagę. Cholera. Chyba znowu zaczynam zbytnio dawać się ponosić emocjom. Będę musiał coś z tym zrobić, bo to w moim przypadku niezdrowe na dłuższą metę.
Podniosłem się z ziemi, otrzepując długi, czarny płaszcz z resztek ściółki leśnej, która się na nim zebrała. Myślałem, że dziewczyna da sobie spokój i pojedzie dalej. Ale nie. Została.
No kurwa mać.

Katfrin?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics