28.03.2020

Od Any CD Natalie

Dni w towarzystwie Natalie płynęły mi naprawdę szybko. I zdecydowanie nie nudno.
Dziewczyna prawie codziennie odwiedzała mnie w domu... Choć raczej bardziej poprawne byłoby stwierdzenie, że przychodziła do moich zwierząt, na których punkcie miała wręcz fioła. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, wręcz przeciwnie, była przy tym naprawdę urocza.
Moje zwierzęta, szczególnie Archer, miały na ten temat nieco inne zdanie, ale nie protestowały jakoś głośno, więc raczej nikt nie zwracał na to uwagi.
Któregoś dnia wpadła do mnie po baaardzo trudnym dla mnie dniu w pracy. Pewnie zastanawiacie się: ciężka praca w cukierni? Jeśli nie dowierzacie, to znaczy, że nigdy nie pracowaliście w cukierni. Pieczenie od rana, do późnych godzin wieczornych, ciast, ciasteczek i innych wypieków, do tego ogarnięcie dwóch tortów weselnych. A termin na następny dzień. Minus tego, że tej roboty nie da się zrobić "na zapas" i trzeba się tym zajmować chwilę przed terminem. Albo nawet tego samego dnia.
Gdy siedziałam przy niewielkim stole w kuchni, patrząc tępo na kalendarz wiszący na ścianie przy wejściu, z pozaznaczanymi terminami na zrealizowanie zamówień, usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza. O dziwo nie ruszyło mnie to do tego stopnia, by jakkolwiek się tym zainteresować. Nie oderwałam wzroku od zapisanego od góry do dołu kalendarza również, gdy ten ktoś, kto wcześniej odkluczył drzwi, otwiera je, zdejmuje buty, prawdopodobnie bezceremonialnie rzucając je gdzie popadnie, sądząc z dwóch głuchych łupnięć, które rozległy się jeden po drugim. Przez moment zastanawiałam się, które z moich chamsko wbijających do mojego domu bez zapowiedzi i nawet próby pukania znajomych postanowiło mnie odwiedzić tym razem. Gdy naprawdę nie miałam ochoty na żadne interakcje towarzyskie.
Rozległ się odgłos pazurów drapiących o parkiet, w akompaniamencie śmiesznych pisków Finna, a zaraz po nich pisk "Pysiek!". I już wiedziałam, kto do mnie przyszedł.
- Jestem w kuchni, jeśli cię to interesuje! - krzyknęłam. W moim tonie czuć było lekkie rozbawienie, jednak zdominowane przez zmęczenie. Kuwa, serio miałam dość dzisiejszego dnia. A jutro powtórka, na szczęście w domu, zaoszczędzę więc jakąś godzinę, która mi zwykle schodziła na dojechaniu do kawiarni. Mogłam więc wstać o jakiejś ludzkiej godzinie... naczy coś koło siódmej. Jeśli, oczywiście, miałam zamiar się wyrobić.
W wejściu do kuchni pojawiła się cała uśmiechnięta Nat, a zaraz za nią Finn z wywalonym językiem. Lis, gdy tylko zobaczył, że jestem lekko wysunięta od blatu, podbiegł do mnie i wskoczył mi bezceremonialnie na kolana, by zaraz wdrapać się na moją klatkę piersiową i zacząć lizać po twarzy. Uśmiechnęłam się lekko, jednak dość szybko zdjęłam go z siebie, odstawiając z powrotem na podłogę. Popatrzył na mnie z pewnym wyrzutem, ale zaraz znalazł nową rękę do głaskania w osobie Natalie.
- Coś się stało? - zapytała przyjaciółka, gdy zobaczyła moją minę. Westchnęłam ciężko, opierając się czołem o blat.
- Jestem tylko zmęczona - wymamrotałam, lekko niewyraźnie, bo mój głos był przytłumiony przez blat.
Dziewczyna natychmiast zaprzestała miziania Finna, który wyglądał na bardzo tym faktem niezadowolonego. Przestał biegać jak głupi w kółko, zamiast tego postanowił wziąć przykład z Archera, który właśnie wszedł do kuchni, szybko obwąchał Nat i poszedł położyć się na siedzisku pd oknem. Lis teraz wskoczył tam za nim i ułożył się między jego łapami. Widząc to jednym okiem, uśmiechnęłam się lekko. Uroczy byli.
- Ciężki dzień w pracy? - usłyszałam głos przyjaciółki znacznie bliżej, niż wcześniej. Przeniosłam na nią wzrok, nadal nie odrywając czoła od blatu, jedynie lekko przekręcając głowę na bok. Nat usiadła na krześle koło mnie.
- Nawet bardzo - westchnęłam, by zaraz mruknąć cicho, gdy ręka dziewczyny zaczęła przesuwać się po moich plecach. Siedziałyśmy tak chwilę w ciszy, gdy nagle coś sobie przypomniałam. - Podałabyś mi dzbanek z ekspresu? Zapomniałam, że nastawiłam sobie kawę.

Ręka dziewczyny zatrzymała się w dole moich pleców, chwilę tak trwała, nim zniknęła. Białowłosa wstała, na chwilę zniknęła mi z pola widzenia. Rozległ się dźwięk otwieranych i zamykanych szafek, stuk kubków, a potem dźwięk wyjmowanego z ekspresu dzbanka. Zaraz potem koło mnie pojawił się kubek i owy dzbanek.

Nie dając za bardzo Natalie okazji do wyręczenia mnie w przelaniu napoju z dzbanka do kubka, złapałam, nieco na oślep, pierwsze z wymienionych naczyń. I, nadal nie podnosząc głowy z blatu, próbowałam trafić napojem do kubka.
No więc mi nie wyszło.
- Fuck - jęknęłam, czując, jak kawa, rozlewając się po stole, sięga moich związanych w niedbały kok włosów i zaczyna w nie wsiąkać. Ale nawet to nie zmusiło mnie do poderwania głowy do góry. Odstawiłam tylko dzbanek na stół i mogłam już spokojnie, całkowicie się załamać.

Nat? 
Trzeba się biedną Aną zająć ;-;

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics