21.03.2020

Od Liama CD Kangsoo

W odpowiedzi na pytanie przyjaciela, wzruszyłem nonszalancko ramionami. Nie miałem ułożonego żadnego planu, gdy wychodziłem z domu, ale po drodze tutaj minąłem Starbucksa. Zwykle nie chodziłem do kawiarni-sieciówek, bo moja siostra robiła zdecydowanie lepsze ciasta, niż można by gdziekolwiek kupić, a Mia była mistrzynią, jeśli chodzi o robienie kawy. Ale tym razem... Zobaczyłem przed wejściem reklamę jakiegoś nowego frappuccino. Tudzież nie nowego, a widzianego przeze mnie po raz pierwszy, aczkolwiek, jak wspomniałem wcześniej, nie jestem stałym bywalcem tego typu instytucji, mogłem po prostu nie być w temacie. W każdym razie - Strawberry Donut Frappuccino brzmiało jak dla mnie intrygująco. Prawdopodobnie też w chuj słodko, ale mimo wszystko być może smacznie. Ale czy na pewno, nie mogłem być pewny, dopóki nie spróbuję.
A przez wspominanie całych tych rozmyślań czy dywagacji, chciałem tylko dojść do tego, że choć początkowo nie miałem jakiś konkretnych planów, tak teraz w zasadzie... Zamiast szwendać się bez sensu po mieście, możemy udać się tam w jakimś celu. Mianowicie spróbowania tego napoju o wyjątkowo intrygującej nazwie... A potem możemy wstąpić do Any na ciasto. O ile nie zasłodzimy się Starbucksową, wymyślną kawą.
- Co powiesz na odwiedzenie Starbucksa? Zawsze mają duży wybór kaw mrożonych, widziałem, że jakąś nową reklamowali - zwróciłem się do Kangsoo, gdy zbliżaliśmy się już do samochodu. Zsunąłem, do tej pory spoczywające na głowie, okulary przeciwsłoneczne na nos, żeby nie oślepnąć za kierownicą, jednocześnie otwierając samochód przy pomocy pilota przy kluczyku.
- Starbucks? - przyjaciel zmarszczył brwi. - Pokłóciłeś się z siostrą? - zapytał, lekko wystraszony. No tak, faktycznie, miał prawo to podejrzewać, bo jeśli chodzi o kawiarnie, zawsze odwiedzałem tę należącą do mojej siostry. I zdecydowanie miał się czego obawiać. Tym bardziej, że miał okazję poznać już jej... płomienną naturę, jeśli chodzi o kłótnie. Szczególnie ze mną.
- Nie, nie masz się czego bać - zaśmiałem się. - Nie zamorduje mnie w najbliższym czasie. A przynajmniej nie wiem nic o tym, że by chciała - zatrzymałem się przy drzwiach od strony kierowcy, podczas gdy Kangsoo obchodził mojego trucka, by wsiąść z drugiej strony.
- To czemu Starbucks?
- Mają w ofercie tak dziwne kawy, że aż nie da się przejść obok nich obojętnie. A dzisiaj jest gorąco, więc czemu by się nie schłodzić którymś ich specjałem? - zaśmiałem się. Równocześnie wsiedliśmy do samochodu, żeby kontynuować rozmowę bez czekania, aż drugi dołączy do pierwszego w pojeździe. Włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem, uruchamiając silnik, sprawnie wyjechałem z parkingu i, dalej, nad drogę, włączając się do ruchu.
W czasie drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Kangsoo chciał koniecznie wiedzieć, kiedy dotrze do mnie zamawiany kilka dni temu wąż. Uśmiechnąłem się lekko, gdy padło to pytanie. Miałem wrażenie, że Koreańczyk ekscytuje się moim nowym zwierzakiem bardziej ode mnie.
Zaparkowałem w pewnej odległości od kawiarni, żeby skorzystać z ładnej pogody i przejść się kawałek skwerem. Bo dlaczego nie? Przebywanie na łonie natury, albo chociaż takim jej skrawku, zawsze było przyjemniejsze niż nurzanie się w spalinach. A w każdym razie dla mnie; bo znałem ludzi, którzy lubili zgiełk dużych miast.
Po kilkunastominutowym spacerze dotarliśmy w końcu do celu. Weszliśmy do pachnącego kawą wnętrza kawiarni, z pewną ulgą przyjmując powiew chłodnego powietrza wytworzonego przez klimatyzację i wiatraki kręcące się pod sufitem. Trafiliśmy akurat w momencie, gdy nie było dużej kolejki. Ja wiedziałem, co zamawiam, w końcu przyszedłem tu w zasadzie w tym tylko celu, a Kangsoo, po chwili zastanowienia, postanowił wziąć to, co ja.
Zajęliśmy stolik tuż przy kasie, bo przez pewien czas konwersowaliśmy sobie z baristką, gdy ta przygotowywała nasze kawy. A gdy już otrzymaliśmy zamówione napoje...
- O kurwa - wyrwało mi się, gdy pociągnąłem pierwszy łyk napoju. Kangsoo również sceptycznie patrzył na napój po tej pierwszej konfrontacji z nim. Bo tak, jak podejrzewałem, to jedyne, co można było o nim powiedzieć, to to, że był słodki.
Znalezione obrazy dla zapytania: strawberry donut frappuccino- I tak dałam wam mniej syropu, niż jest w zaleceniach - zaśmiała się dziewczyna, która przygotowywała nam kawy, widząc nasze miny.
Ale nic to, po kilku łykach przestawało się już czuć tę chorobliwą słodkość i nawet zaczyna przez nią przebijać jakiś smak. Całkiem niczego sobie... jeśli zignorować tę słodycz.
W którymś momencie do kasy podszedł młody mężczyzna, podejrzewałem, że był w moim wieku lub nawet młodszy. Zachowywał się nieco nietypowo - gdy wszedł, rozejrzał się, trochę jakby w popłochu... Ale w końcu przywołał na twarz spokój, spojrzał jeszcze raz za ramię i w końcu przystąpił do tego, po co tu przyszedł.
Dziewczyna za kasą od razu go rozpoznała, choć raczej nie miała z jego osobą pozytywnych skojarzeń. W ułamku sekundy straciła całą beztroskę i dobry humor, który aż z niej tryskał podczas rozmowy z nami. I w sumie dość szybko okazało się, dlaczego.
Zobaczyłem, jak woreczek z białym proszkiem wyłania się z kieszeni mężczyzny, trafia na blat, a następnie zgrabnie jest po nim przesuwany (niewprawnemu oku pewnie by to umknęło), by zniknąć gdzieś pod ladą.
Choć bardzo bym chciał, mocno wątpiłem, żeby właśnie podawali sobie mleko w proszku...
Jednak nie zareagowałem w żaden sposób. Nie było sensu, tym bardziej, że to mógł być człowiek Joeya. Więc dalej jak gdyby nigdy nic, siorbałem słodką do pożygania kawę przez słomkę, słuchając Kangsoo, który właśnie zaczął o czymś opowiadać, a całą sytuację śledząc tylko kątem oka (bo w ślad za pierwszym woreczkiem poszło jeszcze kilka).
Jednak sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy do kawiarni wpadły gliny.
Naczy wpadły. To za dużo powiedziane. Dwóch rosłych policjantów, w mundurach, weszło spokojnie do środka, rozejrzało się, jakby czegoś, lub też kogoś, szukali... I najwidoczniej znaleźli przy kasie, bo ruszyli w tamtym kierunku. Gdzie dalej stał chłopak, który widocznie dostarczał narkotyki do Starbucksa, a które potem trafiały... dobre pytanie, gdzie. Chyba że w tym przypadku określenie "kawa uzależnia" nabiera nowego sensu...
I w sumie prawdopodobnie mimo tego incydentu wszystko byłoby cacy, tylko że... jeden z nich zahaczył również spojrzeniem o mnie, siedzącego tuż obok. Widziałem, jak jego brwi marszczą się w zastanowieniu, jakby myślał, dlaczego powinien mnie kojarzyć... i w końcu do tego doszedł. Szturchnął swojego kolegę łokciem, odwrócił się do niego, by coś mu szepnąć, a ja już wiedziałem, że musimy się stąd ewakuować. Im szybciej, tym lepiej.
- Spieprzamy stąd - syknąłem, wstając nagle, przerywając Kangsoo w połowie zdania. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, ale gdy zobaczył mój wyraz twarzy posłusznie wstał, pozbierał swoje rzeczy i ruszył szybkim krokiem za mną, przedzierającym się miedzy stolikami.


Kangsoo?
Jakby Cię tknęło serio to kupować tą kawę, to nie polecam. Reakcja Liama mniej więcej odwzorowuje moje wrażenia po jej spróbowaniu xD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics