3.03.2020

Od Kangsoo CD Liama

– Jak chcesz – powiedział cicho Kangsoo, wzruszając ramionami.
– To gdzie jedziemy? – spytał Liam.
– Ty wybieraj. Nie jestem wybredny.
Przyjaciel spojrzał na niego, ściągając nieco brwi. Patrzył na niego jakby badawczo, dopóki nie odwrócił głowy, skupić się również na drodze przed nimi.
– To pojedziemy do takiej restauracji. Jednej z bardziej przez ze mnie lubianych. – Posłał Koreańczykowi uśmiech.
Po drodze jakoś specjalnie ze sobą nie rozmawiali. Trwała cisza, którą zagłuszały jedynie dźwięki miasta oraz włączone radio. Liam całkiem szybko zajechał pod swój blok, wyskoczył z samochodu i poleciwszy Kangsoo, by został, zabrał Lunę na górę do mieszkania. Uporał się z tym bardzo szybko – nie minęła jedna piosenka, a już był z powrotem. Aż przez chwilę Kangsoo zastanawiał się, czy był taki wysportowany, czy to smocze geny mu ułatwiły sprawę. Pewnie jedno i drugie.
Restauracja była całkiem blisko, w sumie mogliby pójść pieszo, ale Liam się uparł, żeby jechać (bo, jak mówił, Kangsoo nie może się teraz przemęczać). Koreańczyk nie kłócił się, ale szczerze mówiąc wolałby się przejść. Po spadnięciu z konia całkiem dużo czasu spędził siedząc, a obity pośladek tego nie potrafił wytrzymać. Czuł ból, na który żadna zmiana pozycji nie mogła zaradzić, nic jednak o tym nie mówił, uważając, że Liam wiedzieć o tym wcale nie musi.
Z na tyle wielką ulgą wysiadł z trucka, że z trudem to ukrywał. Przeciągnął się, ciesząc się tą krótką chwilą – w końcu zaraz znowu miał usiąść. Poczekał, aż Liam obejdzie samochód, by znaleźć się obok niego, po czym oboje ruszyli w stronę restauracji, która jak się okazało, podawała głównie domowe meksykańskie dania.
Weszli do środka, od razu poczuli zapach jedzenia unoszący się w powietrzu. Ludzi było całkiem sporo, najwidoczniej więc musiała to być dobra restauracja. Na szczęście bez większego problemu znaleźli wolny stolik, który czym prędzej zajęli. Każdy zamówił coś z karty dań, Kangsoo wybrał pierwszą lepszą pikantną potrawę i do tego szklankę wody. Jakoś nie zwrócił uwagi na to, co Liam zamówił.
Oczywiście pierwsza przybyła woda. Kangsoo od razu wziął pierwszy, acz niewielki łyk.
– Pamiętaj, to ja płacę – przypomniał mu Liam ni stąd, ni z owąd.
Słysząc to, Kangsoo uniósł nieco brew. Spojrzał na niego, niemal niesłyszalnie prychnął. Chciał to skomentować, ostatecznie jednak nic nie powiedział.
Przyjaciela trochę zdziwiło milczenie. Uśmiech, którym wcześniej go obdarzył, zmalał, teraz mężczyzna przyjął nieco poważniejszy wyraz twarzy. Oparł się łokciami o blat, żeby nachylić się w stronę Koreańczyka.
– Co tak milczysz? – zapytał. – Nad czym tak rozmyślasz?
Kangsoo popatrzył na niego, odruchowo przełknął ślinę. Poprawił swoją pozycję.
– Wtedy w aptece, ty... – zamilkł nagle, a po chwili machnął niezgrabnie lewą ręką. – A dobra, to nie tego typu temat, pomińmy go.
Nie wiedział, co dokładniej w tej chwili przeszło Liamowi przez głowę, ale skończyło się na tym, że na twarz mężczyzny wskoczył pewien dziwny uśmieszek. Poprawił swoją pozycję, odrobinę bardziej się nachylił w stronę Kangsoo.
– Eeee – to naprawdę dziwnie zabrzmiało. – Chodzi o Lou?
– Hę? – Kangsoo otworzył nieco szerzej oczy. – Nie do końca...
Nie zdążył dokończyć, bo Liam mu przerwał:
– Niezła kobieta, co? – Jego brwi podskoczyły kilkukrotnie. – Powiem ci, że wielu też tak myśli.
– Ach, domyślam się, o co ci chodzi, ale wątpię, żebyś ty wiedział, co ja mam na myśli...
– Daj spokój, nie zgrywaj takiego czystego chłopaczka! Jesteś mężczyzną i to zupełnie zrozumiałe, że czasem masz myśli...
Tym razem to Kangsoo postanowił mu przerwać. Nie chciał, by Liam sobie nie wiadomo co myślał. Naprawdę nie o to mu chodziło. Czy to znaczyło dobrze, czy źle, tego już nie wiedział. W tym momencie jakoś nie chciał myśleć o tym, który to z nich był lepszy, a który gorszy, cokolwiek to miało oznaczać.
– Myśli o przeleceniu jej? – zapytał poważniej niż zamierzał, szybko jednak wprowadził do swojego głosu neutralność i spokój. – Cóż, niestety taka sytuacja, że nie, nie mam takich myśli. Ma ładne ciało, to muszę przyznać, ale nie pociąga mnie nie wiadomo jak.
Liam milczał, siedział w bezruchu, w końcu jednak powoli się wyprostował. Wziął nieco głębszy wdech, jego usta przemieniły się w długą wąską kreskę. Uciekł wzrokiem na bok, lecz po chwili powrócił nim na Koreańczyka.
– Aaa – zaczął trochę niepewnie. – Nie pociąga cię? – tutaj w głosie dało się wykryć pewne zdziwienie.
– Nie, nie pociąga. – Kangsoo pokręcił głową.
– Rozumiem...
Mężczyzna wolno pokiwał głową, aczkolwiek wyraźnie było widać, że wciąż nad czymś rozmyśla. Znów uciekł wzrokiem, wziął kolejny głębszy wdech, powoli opierając się o oparcie krzesła. Kangsoo przez ten czas uważnie go obserwował. Miał pewne podejrzenia, co do tego, o czym mógł on teraz myśleć. Nie był do końca pewien, ale na wszelki wypadki postanowił powiedzieć:
– Po prostu mam taką jakby blokadę.
Ta, on sam już zdążył zauważyć, że odkąd wreszcie powiedział Liamowi, kim jest, to teraz jakoś nie boi się za bardzo mówić innych o sobie faktów. Jakoś tak... W żadnych relacjach jeszcze nie udało mu się zajść aż tak daleko, być może dlatego potrzebował kogoś, komu będzie mógł się spokojnie wyżalić. Dotychczas to on wysłuchiwał innych, więc teraz chciał, żeby ktoś wysłuchał jego skarg i zażaleń do życia.
– Blokadę? – Liam popatrzył na niego unosząc brew.
– Nie chcę owijać w bawełnę – zaczął pospiesznie Kangsoo, poprawiając pozycję – więc po prostu powiem, że jakoś nie czuję potrzeby współżycia z kimś innym. Podejrzewam, że jest to związane z tym, że nie mogę założyć rodziny.
Na te słowa Liam otworzył szeroko oczy. Zastygł w bezruchu, jedynie oczami błądził po sylwetce Koreańczyka. Milczał, dopiero po pewnym czasie jakby wydusił z siebie:
– Jak to nie możesz?
– Tak to – rzucił Kangsoo.
W tym momencie spuścił nieco głowę i zaczął się bawić opatrunkiem na ręce, oczywiście starając się go nie zepsuć. Jeździł dłonią po jego powierzchni, gdy natrafiał na końce, to próbował wepchać pod nie palce.
– Jestem Niebiańskim Sługą, muszę służyć – mówił, wciąż się bawiąc. – Zapewne mój stwórca uznał, że nie mam czasu na gry miłosne ani tym bardziej stwarzanie i wychowanie potomków, więc no...
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wprowadził poważny (i swego rodzaju depresyjny) nastrój. Nawet, jeśli on w miarę spokojnie o tym mówił – głównie dlatego, że zdążył się z tym już pogodzić – Liam nie ukrywał zszokowania i czegoś w rodzaju zakłopotania. Widząc twarz przyjaciela, skarcił siebie w duchu. Aish, mogłem nic nie mówić! Przygryzł dolną wargę, zwężając nieco oczy.
– Ach, znowu to zrobiłem – szepnął do siebie. – Dobra, zmiana tematu – powiedział głośniej, odchylając głowę nieco na bok, po czym podniósł wzrok na Liama. – Cały dzień starasz się mi poprawić humor, więc nie mogę niczego psuć. Naprawdę doceniam to, co dla mnie robisz. Mimo wszystko mi pomogłeś. Może wypad na konie skończył się, jak się skończył, ale za to tyle się działo, że praktycznie zapomniałem o problemach i dawnych rozterkach. Dzięki twoim staraniom przekonałem się, że naprawdę jesteś dobrą osobą, której mogę wreszcie powiedzieć o sobie prawdę.
Posłał Liamowi ciepły uśmiech. Chwilę później odwrócił głowę. Dostrzegłszy idącą w ich stronę kelnerkę z tacą, wyprostował się, unosząc brwi.
– O, to pewnie nasze jedzenie – powiedział tonem, jakby wcześniejsza rozmowa w ogóle nie miała miejsca. – Szybko przygotowali je – dodał z pewnym podziwem.


Liam?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics