16.03.2020

Od Any CD Natalie

To był naprawdę parszywy dzień. Całe przedpołudnie uganiałam się po cukierni, próbując jakoś złączyć koniec z końcem, bo jak na złość, przed weekendem wszyscy postanowili zrobić masowe zamówienia na torty, ciasta i ciasteczka. I gdzie pracownicy mogli przyjąć zamówienia na dwa ostatnie, tymi pierwszymi zajmowałam się zwykle ja. I również ja musiałam je teraz piec. Zapowiadał się weekend spędzony w kuchni...
Gdy zajechałam pod dom, wciąż cała pokryta mąką, ciastem i innymi produktami cukierniczymi (zmycie tego z siebie wymagało kąpieli, pobieżne przemycie w zlewie, jak widać, nie wystarczyło), zobaczyłam samochód Natalie. Uśmiechnęłam się ciepło, ciesząc się, że po ciężkim dniu będę mogła odprężyć się w towarzystwie przyjaciółki, może przy kieliszku dobrego wina... No cóż. Nie było mi to jednak dane. Nie do końca w takiej formie, jakbym chciała.
Weszłam do domu, przeszłam przez przedpokój, odkładając kluczyki do Jeepa na stolik przy wieszaku na płaszcze. Żwawym krokiem poszłam dalej, podwyższeniem tempetatury ciała susząc się z deszczu, z którym zaliczyłam bliskie spotkanie w drodze z samochodu do domu. Kropelki wody zaczęły parować i po chwili nie było po nich śladu. Przeszłam przez salon, rzucając torebkę na kanapę, minęłam kuchnię... Ale nigdzie nie było Nat. Zmarszczyłam brwi, gdy zwróciłam uwagę na otwarte drzwi na ogród. Z pewną obawą ruszyłam w tamtym kierunku, podświadomie przeczuwając już najgorsze... A gdy stanęłam na tarasie, w strugach deszczu, tuż koło Archera, który stał przy schodach prowadzących w dół zbocza i na trawnik, patrzącego z pewną rezerwą w dół... Zamarłam.
Stałam tak dobrą chwilę, wzrok utkwiwszy w taplających się w błocie białego wilka i Finna. Wyglądali, jakby naprawdę dobrze się bawili. Było tylko jedno "ale".
Byli, kurwa, od góry do dołu utaplani w błocie z kałuży, z której zrobili sobie plac zabaw.
Stałam tam bez ruchu dobrych parę minut. Krople padającego deszczu parowały w kontakcie ze skórą, rozgrzaną moim wewnętrznym ogniem. Podejrzewałam, że ów wilk, którego widziałam pierwszy raz na oczy, to musi być Natalie. Czyli jednak nie myliłam się przypuszczając, że jest wilkołakiem.
Towarzystwo zdało sobie sprawę z mojej obecności dopiero po kilku minutach. Pierwszy złapał ze mną kontakt wzrokowy Finn. Natychmiast zamarł, wydając z siebie śmieszny pisk i przywierając do ziemi. Potem zobaczyła mnie Nat, która również na moment zamarła.
I tak sobie staliśmy, mierząc się wzrokiem, z mojego biła wściekłość, z Nat lekka panika, ale dość szybko zastąpiona ogólną jowialnością. Akurat w tym momencie bardziej mnie to wkurwiło, niż rozbawiło.
Już widziałam białe dywany w domu, które będę musiała czyścić, jak wlecą do środka... Dobrze, że chociaż Archer z całego towarzystwa był normalny, bo bym chyba zmysły straciła w tym domu wariatów.
Kilka chwil mojego uporczywego wpatrywania się w dziewczynę w wilczej postaci nakłoniło ją w końcu do zmiany postaci. A gdy tylko stanęła przede mną na dwóch nogach, wydarłam się:
- CZY CIEBIE DO RESZTY POKURWIŁO? - tak, jakby się ktoś jeszcze zastanawiał - byłam wkurwiona. Bo ona się wytaplała od góry do dołu w błocie, a ja będę musiała po niej sprzątać. Akurat gdy naprawdę potrzebowałam odpocząć... i sama wziąć kąpiel, bo padający deszcz nie zdołał zmyć całej mąki, ciasta i czekolady, którymi byłam wręz wysmarowana. - W BŁOCIE SIĘ TAPLAĆ? ILE TY MASZ LAT?! PIĘĆ CZY PRAWIE TRZYDZIEŚCI?!

Nat? Ma wpierdol, lepiej niech ładnie przeprosi i zrekompensuje ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics