4.03.2020

Od Liama CD Kangsoo

Zjedliśmy zamówione posiłki, rozmawiając już na bardziej... przyjemne tematy. Nie wspominałem o Lou, Kangsoo również słowem się już o sytuacji w aptece nie zająknął. Za to gdy podeszła do nas kelnerka z rachunkiem (inna, niż wcześniej nas obsługiwała - widać tamta musiała skończyć zmianę, a ta przyszła na jej miejsce)... na początku po prostu odebrałem od niej książeczkę z paragonem. Wzrok na jej twarz podniosłem dopiero, gdy usłyszałem jej zdziwiony głos.
- Liam?
Oho.
- Cześć - powiedziałem ostrożnie, zezując ukradkiem na Kangsoo, by ocenić jego wyraz twarzy. Mierzył nas wzrokiem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wróciłem spojrzeniem do dziewczyny.
Kojarzyłem ją, a jakże. Jednak tym razem nie mogłem przypomnieć sobie imienia, dawno jej nie widziałem, a imiona się zapomina. Wiedziałem tylko, że kiedyś pracowała dla Rodziny. Mogło być tak, że postanowiła od niej odejść, stąd zwyczajna praca i fakt, że już od dłuższego czasu jej nie widywałem. Ale, prawdę mówiąc, chyba mnie to nie interesowało.
- Miło cię znowu widzieć, po tak długim czasie - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Tak... Z wzajemnością - jakoś nie potrafiłem wykrzesać z siebie zwyczajnego u mnie optymizmu. Coś mi nie grało z tą dziewczyną. Znała moje imię, ja nie znałem jej. Owszem, widywałem ją w klubie, ale nigdy nie połączyło nas nic więcej, zamieniliśmy może kilka dyktowanych kulturą zdań, nic więcej. A jednak znała moje imię. - Zmieniłaś pracę? - zaryzykowałem pytanie.
Uśmiech na jej ustach zamarł, choć nie zniknął. Popatrzyła niepewnie na towarzyszącego mi mężczyznę, nim, ustawiając się tak, by zasłonić nasz stolik przed koleżankami kelnerkami, które stały w pewnym oddaleniu, za kontuarem, gawędząc ze sobą, powiedziała cicho:
- Znalazłam dodatkową - zacisnęła usta w wąską kreskę. - Nie jest łatwo... odejść od Rodziny. Wiesz o tym.
- W zasadzie to nawet nie próbuję, więc nie, nie wiem - wzruszyłem ramionami.
- Ale wiesz jak to wygląda - przełknęła głośno ślinę. - Często przy tym jesteś...
Nie patrząc na rachunek, włożyłem do książeczki dwieście dolarów i podałem ją kelnerce, patrząc jej w oczy. Nie puściłem od razu, gdy ją złapała. Zamiast tego powiedziałem:
- Nie potrafię ci pomóc - dziewczyna nie była nikim wysoko położonym, musiała mieć jakiegoś przełożonego, który decydował o tym, czy żyła pracując dla Rodziny, czy mogła odejść lub czy... znikała w niewyjaśnionych okolicznościach. Być może byłbym w stanie się dowiedzieć, kto nim był. Ale prawdopodobnie go nie znałem, a on nie kojarzył mnie. Tak naprawdę byłem tylko pupilkiem Joe'go, zajmowałem niby jedną z wyższych pozycji, a jednak byłem tylko smokiem bojowym. Nie miałem wiele wspólnego z dilerami czy handlarzami żywym towarem. Jakby się tak zastanowić, to nic mnie z nimi nie łączyło, mało kogo w ogóle znałem. I niekoniecznie chciałem to zmieniać dla nieznajomej. Bo to było niebezpieczne.
- Ale... - oczy dziewczyny zaszły łzami.
- Nie - pokręciłem głową. Było mi jej autentycznie żal. Ale naprawdę niewiele mogłem dla niej zrobić. - To, czy możesz odejść, nie zależy ode mnie. Inna praca jest na pewno dobrym początkiem, łatwiej ci będzie poradzić sobie potem. Ale ja nie mogę ci w żaden sposób pomóc.
Wstałem, uśmiechając się smutno. Dziewczyna przyciskała książeczkę z paragonem i pieniędzmi do piersi, jakby od tego zależało jej życie. Kangsoo również wstał, już mieliśmy iść w kierunku wyjścia, ale w jakimś odruchu dobrej woli położyłem dłoń na głowie dziewczyny i poczochrałem jej włosy.
- Wszystko będzie dobrze - mruknąłem, nachylając się do jej ucha. - Musisz tylko dotrzeć do odpowiednich ludzi - wyprostowałem się, uśmiechając. Spojrzałem na mojego przyjaciela i rzuciłem swobodnie: - Chodź, odwiozę cię do domu.
Gdy tylko dziewczyna zniknęła nam z pola widzenia, Kangsoo rzucił lekkim tonem:
- Znasz każdą dziewczynę w Seattle?
Zaśmiałem się na te słowa i pokręciłem głową.
- Nie. One... - westchnąłem ciężko. - Po prostu tak się złożyło.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics