16.03.2020

Od Natalie CD Any

   Słuch Natalie był bardziej wyostrzony niż każdego, przeciętnego człowieka. Dlatego nie musiała nasłuchiwać, aby usłyszeć, że jej towarzyszka będzie właścicielką liska. Cóż, nie potrafiła ukryć swojej ekscytacji. Uwielbiała zwierzęta, a z samymi lisami miała dość często styczność w lesie, podczas swoich samotnych wędrówek, czy spacerów. Może i nie powinna była poddawać się chwilowemu roztargnieniu po przeżytych emocjach dzisiejszego dnia, aczkolwiek nie potrafiła nad tym zapanować. Nigdy nie sądziła, że pozna osobę, która także będzie uwielbiała zwierzęta w tak dużym stopniu. Ah, ukrywanie swoich wilczych zmysłów bywało trudniejsze niż sądziła. No ale, co ona ma się przejmować? Prędzej czy później, wyszłoby to na jaw, a sam pupil Any na pewno wyczuł jej charakterystyczny zapach. Nie do końca jest w stanie nad tym zapanować, bo to nie jest od niej zależne. Zwierzęta już tak miały, że zazwyczaj wydzielają charakterystyczny dla siebie zapach. Choć oczywiście nie wszystkich gatunków się to tyczyło. Jednakże, dziewczyna szczególnie długo się nad tym nie zastanawiała, gdyż pojechała do swojego mieszkania, tym samym dzień pełen wrażeń był już, niestety, za nią. Chociaż, z miłą chęcią, by go powtórzyła, a nawet i przedłużyła. Na samą myśl o tym, co się dzisiaj wydarzyło, uśmiech ani na chwilę nie opuścił jej ust.

***

   Kolejny dzień, ta sama, poranna rutyna w kwestii makijażu, a później dojazd do pracy. Jednak dzisiejszy dzień ponownie będzie urozmaicony czymś nowym, niecodziennym. Wczoraj przecież zgodziła się... a raczej namówiła Anę na to, że pojedzie z nią po liska. Sama tego chciała, nawet bardzo. Dlatego też, czas w pracy niemiłosiernie jej się dłużył do samej szesnastej, a jak tylko wybiła ta godzina, ledwo minęło kilkanaście sekund, a Miller w kawiarni już nie było. Do pracy swojej towarzyszki dojechała komunikacją miejską. Nic, ani nikt nie był w stanie zniszczyć jej dzisiaj humoru. Nawet klient, który stłukł nową filiżankę. Białowłosa była naprawdę pozytywnie nastawiona, co nie było u niej codzienne.
Dotarła jeszcze przed czasem do samej kawiarni Any, szeroko się uśmiechając, gdy zastała dziewczynę za kasą. Podeszła do lady, opierając się o nią, a następnie nachyliła się bardziej w kierunku wyższej blondynki, spoglądając na jej dłonie.
- Masz ładne pismo. - oznajmiła, ciepło się przy tym uśmiechając.
Wyższa jedynie przewróciła oczami, lecz na jej ustach również zawitał uśmiech, co nie umknęło uwadze białowłosej. No ale, nie rozmawiały za wiele, ponieważ Ana śpieszyła się, aby wszystko zakończyć, nim zostawi swój lokal w rękach pracowników. Dopiero wtedy udały się do jej auta, gdyż Natalie nie wiedziała, gdzie dokładnie się udają, no i nie przyjechała swoim samochodem. Cicho westchnęła z ulgą, rozsiadając się na siedzeniu pasażera, skupiając swoją uwagę na drodze.

***

Ich podróż upłynęła dość szybko, dziewczyny rozmawiały na wiele tematów, w czasie których śmiały się, bądź zachowywały uwagę, a przynajmniej się starały. To na miejscu dopiero mogły odetchnąć po podróży, a jednocześnie miały okazję do rozprostowania nóg. Miller z lekkim uśmiechem przeciągnęła się, wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia. Następnie ruszyła za swoją towarzyszką do kobiety, która najwyraźniej czekała na przybycie samej Any. Witając się, niemalże od razu zostały zaprowadzone do miejsca, w którym przebywały wszystkie liski, na co białowłosa z trudem powstrzymała się od pisku... ale od podskakiwania w miejscu już nie dała rady. Unosząc się co chwilę na palcach, zasłaniała swoje usta dłońmi. Była rozczulona widokiem lisków, które biegały i zaczepiały się nawzajem, co prawda niektóre z nich leżały, odpoczywając w najlepsze. Aczkolwiek, widok czarnego liska. Nie na co dzień można takiego zobaczyć, a tym bardziej w lasach, po których biegała Natalie. Jeszcze takiego nie zobaczyła. Dlatego też z trudem powstrzymywała się od rozczulania się. Stałaby w miejscu i przyglądała się zwierzakom dobre godziny, gdyby nie Ana i jej pociągnięcie swej towarzyszki za włosy, przez co ta ruszyła niemalże od razu. Sama kobieta, która zajmowała się takimi sprawami, jakie spotykają zwierzęta, szczególnie dzikie, z rozbawieniem obserwowała dwudziestoośmioletnią dziewczynę i jej reakcje. Zaproponowała nawet, że następnym razem i dla niej może się znaleźć jakiś podopieczny, aczkolwiek dziewczyna pokręciła jedynie głową, tłumacząc iż nie może mieć żadnego pupila w mieszkaniu.
Docierając do biura, gdzie Ana musiała jeszcze wszystko podpisać, Nat w międzyczasie mogła poznać jej pupila, Finnegan. Białowłosa jednak nie wyciągnęła do niego ręki, gdyż nie miała okazji. Zwierzak biegał w każdą możliwą stronę, wydając z siebie dość, według niej, śmieszne dźwięki. Rzecz jasna, sama Miller nie wiedziała, jak powinno zajmować się liskami. Może i była lykantropem, lecz była różnica między wilkiem, a lisem. Nie znała ich zachowań poza tymi w lasach, gdy już na nie się natykała. Kręcąc w niedowierzaniu głową, przeniosła w końcu spojrzenie na Anę, która właśnie miała poznać się ze swoim nowym podopiecznym. Cała ta scena była urocza i rozczulająca. Dlatego też jasnowłosa z trudem powstrzymała się od wydania z siebie "aww", pozostając przy zasłanianiu twarzy i buczeniem, że to zbyt urocze dla niej. Jednakże, dopiero wtedy sama mogła poznać zwierzę, które było dość przyjazne. Podrapała go za uchem, jak tylko na to pozwolił, a później jeszcze pod pyszczkiem. Nie miała na to zbyt dużo czasu. Udanie się do auta z lisem, zamkniętym na podróż w klatce, nie uniemożliwiło białowłosej wciskania palców przez kraty, aby drapać zwierzaka, czy zaczepiać.
- Jak Cię ugryzie, to twoja wina. - rzuciła jej blondynka, aktualnie prowadząca samochód. Na to Nat wzruszyła ramionami, mówiąc do liska "Pysiek". No cóż, nikt nie powiedział, że będzie zwracała się do niego tak, jak był nazwany, prawda?
***

   Miller wpraszała się do Balanchine bez zaproszenia. Czuła się w jej domu, jak u siebie. Kiedy obie miały wolne, przyjeżdżała na naukę jazdy konnej. Co prawda już niejednokrotnie spadła z grzbietu wierzchowca znajomej, ale, o dziwo, wcale się nie poddawała. No dobra, tylko raz musiała zrezygnować przez zwichnięty nadgarstek, a raczej, Ana ją do tego zmusiła, mówiąc, że z tym nie wsiądzie na konia, bo zrobi sobie większą krzywdę niż jest to potrzebne. W domu dziewczyny czuła się jak u siebie, nie krępowała się, wyciągała z lodówki to, co chciała, gotowała... raz nawet kuchnię prawie spaliła, ale to podczas nieobecności dziewczyny. Jedynymi świadkami tego incydentu były pupile blondynki... aczkolwiek to teraz nie istotne. Na dworze padało, więc było dość dużo błota... a pogoda zbyt ponura, aby wychodzić. Aktualnie białowłosa siedziała w kuchni znajomej, przygotowując coś do jedzenia, takiego drobnego, przy okazji częstując podopiecznych. No ale, nie trwało to szczególnie długo. Tchnęło ją coś, żeby udać się na zewnątrz, a wyszła na taras skąd był doskonały widok na moknące ubrania na min balkonie. No i cóż... pranie. Tak, właśnie. Ana coś wspominała, a Miller, jak to ona, zapomniała. Strzelając sobie z otwartej ręki prosto w czoło, przeklinała pod nosem, biegnąc do pokoju, z którego było wyjście na balkon, zostawiając drzwi od tarasu otwarte, aczkolwiek: ściągając rzeczy i przerzucając przez ramię, zaniosła je do łazienki i tam rozwiesiła na grzejniku, bo jakżeby inaczej. Było mokre. Wiedziała, że jej się oberwie, ale to nic.
Wyszła zobaczyć wszystko przez taras, gdyż był to najszybszy sposób na zauważenie prania, aczkolwiek nie przemyślała faktu, iż Pysiek, czyli Finn, opuści dom, żeby paplać się w błocie, co zobaczyła, jak szła zamknąć drzwi. No i cóż, tak ją podkusiło, aby dołączyć do zwierzaka w swojej formie wilka, w dodatku białego. Wbiegając w kałużę błota, dość szybko upadła na plecy, zachowując się niczym typowy pies, który zobaczył okazję do wymoczenia się. Rzecz jasna, bawiąc się z Finnem w postaci wilka, nie trzeba było długo czekać, żeby dwójka była od góry do dołu ubrudzonymi błotem, zaś sam Archer obserwował ich, nie dołączając do zabawy. Wydawałoby się, jakby nie dowierzał w zachowanie dwójki. Niestety, szczęście w nieszczęściu, jak już mieli zamiar wrócić do domu, w samych drzwiach stała Ana z założonymi rękami, nie wyglądała na zadowoloną całą sytuacją. O, i przy okazji zobaczyła Miller w swojej wilczej formie. Czyżby zabawa tak pochłonęła, iż żadne z nich nie zorientowało się w kwestii powrotu dziewczyny do domu? No to cóż... ups?

Ana? ♥

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics