11.03.2020

Od Natalie CD Any

  Zachwyt pupilami Any był naprawdę ogromny, a Nat nawet tego nie ukrywała. Cieszyła się niczym małe dziecko. Można by rzec, iż czasami nim była. Zachwycała się zwierzakami, ponieważ je uwielbiała. Raczej nie było to nic dziwnego, ani tym bardziej nowego, gdy się ją znało. No cóż, jej towarzyszka o tym się dopiero przekona. Może i zaliczyła dwie, dość niecodzienne sytuacje, jednego dnia, ale… każdemu mogło się to zdarzyć. Poza tym, bywało gorzej. A co, jakby weszła jej podczas mierzenia bielizny? Co prawda ich ciała się niczym nie różnią, aczkolwiek mało kto chciałby, aby jakaś nieznajoma jednostka zobaczy go właśnie w takim wydaniu. Zapewne wtedy Natalie uciekłaby nawet ze sklepu, nie myśląc o żadnych przeprosinach w postaci kawy, ciasta, czy cokolwiek takiego. No ale, nie był to czas na takie rozważania. Dlatego też, jak została w towarzystwie konia sama, niemalże od razu zaczęła go głaskać, aż w końcu uwiesiła się na jego szyi, pozwalając by ten skubał jej włosy. Był to na pewno dość niecodzienny widok, ale Miller nigdy nie miała tak bliskiego kontaktu z końmi. Chciała z tego skorzystać, więc tak też robiła.
Niemalże od razu przystąpiła do rozplątywania zaplecionych warkoczy, które jeszcze zdecydowała się rozczesać, przez co wyglądało to dość, dla jej oka, estetyczniej. Ciepło się uśmiechała w czasie całego oporządzania zwierzęcia, sprawiało jej to niezwykłą frajdę, której nigdy wcześniej doświadczyć nie mogła przez ciągły brak czasu i nie miała możliwości nigdzie się udać, żeby spróbować jazdy. Tak też była skupiona na zakładaniu ogłowia, po które musiała sama się ruszyć, a jej obecna „mentorka” jedynie jej pokazała, co i jak ma zabrać, tak samo musiała cofnąć się po odpowiednie siodło. No cóż, nikt nie mówił, iż taki sprzęt jest ciężki. No ale, co miała narzekać. Chciała jak najwięcej wynieść z takiej lekcji, jaką dzisiaj zafundowała jej dziewczyna. Zakładanie ogłowia poszło dość… sprawnie, pomimo tego, iż koń kilkukrotnie odmawiał współpracy, lecz za kostkę cukru i komplement… dość niechętnie uległ. Kiedy przy próbie założenia siodła, co próbowała wiele razy, w końcu zwróciła się prośbą o pomoc do Any, która w czasie jej nieudanych prób, jedynie przyglądała się z rozbawieniem, kręcąc przy tym głową. Dziewczyna dokładnie pokazała jak to zrobić… ale nie zostawiła tego gotowego, tylko kazała Miller powtórzyć czynność, tym samym wszystko sprowadzając do pierwotnego stanu, w jakim zostało to przyniesione. Białowłosa mruknęła sfrustrowana, starając się zrobić wszystko podobnie. Rzecz jasna, Ana musiała to sprawdzić, gdyż stwierdziła, że nie chciałaby, żeby Natalie już przy pierwszej jeździe spróbowała jej… do góry nogami. Oczywiście, rozmawiały, śmiejąc się i dyskutując przy przygotowywaniu Charlesa do jazdy. Przed samym wyjściem z boksu, udały się jeszcze po kask i kamizelkę, mierzenie tego wszystkiego zajęło zaledwie kilka minut, a po tym wróciły do boksu, żeby udać się na padok.
Pierwsza próba wejścia na konia – nieudana, ponieważ zamiast przytrzymać się jakiejkolwiek części siodła… no cóż, po prostu się przeliczyła, licząc, że podpieranie się o ogrodzenie będzie… przydatne. Kolejne próby również były nieudane. Jak już wchodziła, koń zaczął w końcu się niecierpliwić, a jego niezadowolenie skończyło się na oddaleniu w połowie wsiadania na niego przez Natalie, która wylądowała tyłkiem na ziemi. No ale, w końcu udało jej się wsiąść na grzbiet zwierzaka, trzymając się kurczowo wcześniej wskazanych przez Anę wodzy.
- Ale widoki są fajne… - przyznała, rozglądając się, ciesząc się tym, że po raz pierwszy znalazła się tak wysoko. - Czy mogę już stąd nigdy nie schodzić? - spytała, niemalże dziecięcym głosem.
- To za chwilę, teraz poluźnij trochę trzymane wodze. Musisz jeszcze trochę przesunąć dłonie. – powiadomiła, w tamtej chwili, niższa dziewczyna. Miller starała się słuchać poleceń. – Tylko ostrzegam, za wszelakie uszczerbki na zdrowiu fizycznym nie odpowiadam. – oznajmiła z uśmiechem, co dopiero w tamtym momencie przeraziło białowłosą.
Ana opowiadała jej, jak zachowuje się Charles, jakie miewa humorki… jak często staje dęba, czy inne typu rzeczy. Dlatego, zamiast trzymać już wodze tak, jak zostało to zalecone, przytuliła się do szyi rumaka, cicho mamrocząc pod nosem, że życie jeszcze jej miłe i nie chce na pierwszej jeździe zaliczyć gleby. Może na kolejnych tak, ale jeszcze nie dzisiaj. W tym samym czasie jej towarzyszka, ale i w tym momencie instruktorka, zaczepiła lonżę, śmiejąc się z zachowania Miller.
- Chyba nie sądzisz, że puściłabym Cię na głęboką wodę bez nadzoru. Nawet jeśli to padok, to nie narażę aż tak twojego zdrowia. Wszelakie zażalenia proszę kierować do Charlesa, a nie do mnie. – powiadomiła, szeroko się uśmiechając.
Miller dość niepewnie złapała wodze tak, jak wcześniej, rozglądając się po padoku, aż w końcu pogłaskała jeszcze raz szyję zwierzaka, ciepło się uśmiechając. Cóż, nie wiedziała, jak to jest jeździć konno, ale samo siedzenie na grzbiecie wierzchowca sprawiało jej niesamowitą frajdę, wzbudzało dzieciaka jeszcze większego niż kiedykolwiek. W końcu przytaknęła głową, poprawiając się jeszcze raz, jakby dla upewnienia się, iż jest jej wygodnie, i na nowo przytaknęła głową.
Jazda trwała może z godzinę, może więcej, a może i mniej, jednakże Nat nie zwracała na to takiej uwagi. Jedynie korzystała, starając się dokładnie wykonywać to, co mówiła jej dziewczyna. Koń raz współpracował, raz nie. No ale, białowłosa na tym korzystała, śmiejąc się z tego, jak jej nauczycielka denerwowała się na zachowanie swojego wierzchowca. To dwudziestoośmiolatka cieszyła się niczym małe dziecko, korzystając z widoków, jakie miała, kilkukrotnie prawie spadła, czego unikała w ostatniej chwili, przytrzymując się siodła. Ćwiczenie równowagi… tak, to jej się przyda. I tego, żeby jej wszystko dookoła nie rozpraszało, w tym dźwięki w okolicy. Będąc lykantropem słyszała naprawdę wiele, więc jej słuch był czasami aż nazbyt wyostrzony, co nie pozwalało jej się tak skupić na obecnej czynności, jak zatrzymanie konia w miejscu. Zajęło to dłuższą chwilę, lecz ostatecznie się udało. No ale, zamiast zejść, to jasnowłosa przytuliła się po raz kolejny do szyi Charlesa, gładząc go po nim, a jednocześnie prawiła komplementy i dziękowała, że jeszcze żyje. Wywołała tym samym śmiech u samej Any, której posłała szeroki uśmiech.
- Schodź, wyczyścisz go i zapleciesz jeszcze warkocze. – powiedziała, co sprawiło, że Nat cicho mruknęła, dość niechętnie zsiadła, łapiąc za wodzę, i raz jeszcze pogłaskała szyję zwierzęcia.
- Darmowe kursy fryzjerstwa. Niecodzienne. – przyznała Miller, szeroko się uśmiechając do dziewczyny, która szła z drugiej strony, samej przytrzymując wodzę, zapewne dbając o to, żeby koń się nie wyrywał, ani nic z tych rzeczy. – Aż żal nie skorzystać na takim modelu.
Odniesienie całego sprzętu, wyczyszczenie Charlesa i ponowne zaplatanie warkoczy zajęło trochę czasu, w końcu w międzyczasie rozmawiały i nic nie robiły, jedynie stojąc w boksie w towarzystwie dwójki zwierząt Any. Kilkukrotnie to właśnie wierzchowiec upominał się o uwagę, prychając, gdy żadna mu jej nie dała, ponieważ skupione były na rozmawianiu o tym, jak miło można spędzić czas w czasie lata w stajni, śpiąc na sianie, i wiele innych rzeczy, które sprawiały, iż białowłosa chciałaby kiedyś tego wszystkiego spróbować.

Ana? ;> 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics