3.03.2020

Od Liama CD Kangsoo

Wszedłem za Kangsoo do apteki, gdzie od wejścia zobaczyłem znajomą, młodą kobietę w białym uniformie aptekarza za ladą. Gdy podniosła wzrok znad przeglądanych papierów, a nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się lekko i pomachałem jej nad plecami przyjaciela. Odpowiedziała podobnym gestem, co chyba zdziwiło mężczyznę przede mną, bo aż się zatrzymał. Odmachał niepewnie dziewczynie, a ja nie mogłem powstrzymać parsknięcia. Biedak.
- Hejka, Lou - rzuciłem. W moim głosie doskonale było słychać rozbawienie, co w końcu tknęło Kangsoo, bo odwrócił powoli głowę w moją stronę. Gdy tylko załapał, że dziewczyna machała do mnie, na jego twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec, który natychmiast spróbował ukryć, odwracając wzrok i smuszczając głowę. Co wywołało tylko większe rozbawienie z mojej strony.
Lou też się uśmiechała. Oparła się łokciami o ladę i patrzyła na nas z figlarnymi iskierkami w oczach. Na raz przypomniał mi się moment, gdy ją poznałem. Stała w tedy w podobnej pozycji, identyczne spojrzenie wbijając w mężczyznę, który towarzyszył jej przy bardze. Tylko może mniej szczere. No i ubiór... Przyznaję, czarna miniówka, którą miała wtedy na sobie i czerwone szpilki, idealnie podkreślały jej zgrabne, długie nogi. Była łakomym kąskiem dla każdego faceta przebywającego wtedy w klubie, wydawało się, że wszyscy, którzy ją otaczali, patrzyli tylko na nią... a raczej na jej tyłek. Dlatego łatwiej jej było rozprowadzać towar. Skupieni na atutach wizualnych jej pośladków, nie skupiali się na rękach.
Cóż, widać nie wszystkie aptekarki muszą całkowicie poświęcać się swojej pracy. Niektóre wolą sprzedawać nie tylko leki przepisywane na receptę czy powszechnie dostępne. Ale czy można się im dziwić...? W tych czasach każdy chce zarobić. A rozprowadzanie narkotyków to łatwy zarobek. Pod warunkiem, że robi się to dobrze i nie da się złapać. No i jeśli ma się dobry towar, ale to, gdy zostało się dostrzeżonym przez odpowiednich ludzi, nie było problemem.
Powinno mi być chyba przykro czy coś, że to ja zapoznałem ją z Rodziną. Ale tłumaczyłem to sobie tym, że już siedziała w interesie, ja ją tylko nakierowałem. Dałem możliwość lepszego zarobku i jako takiej ochrony. Dlaczego? To chyba te zwinne palce. Jak bardzo zwinne, miałem okazję się przekonać jeszcze tej samej nocy... Która zakończyła sję zdecydowanie przyjemnie. Dla nas obydwóch.
- Liam. Przyszedłeś w interesach? - z sieci wspomnień wyrwał mnie melodyjny głos Lou. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że dalej stoimy z Kangsoo w przejściu, położyłem więc dłoń gdzieś na wysokości połowy odcinka piersiowego przyjaciela i popchnąłem go lekko, by ruszył do przodu. Dopiero gdy znaleźliśmy się bezpośrednio przed dziewczyną, przypomniałem sobie, że zadała mi pytanie i czekała na odpowiedź.
- Nie, dzisiaj nie - uśmiechnąłem się lekko. Gdyby nie oddzielająca nas szyba, nachyliłbym się, by złożyć na jej policzku szybki pocałunek. - Przyjaciel przyszedł zrealizować receptę - wskazałem ruchem głowy mężczyznę.
Kangsoo podał kawałek papieru szatynce, ta przyjęła go, szybko przeczytała, po czym odwróciła się, by poszukać odpowiedniego leku na półce. Kangsoo w tym czasie spojrzał na mnie i szepnął, ledwosłyszalnie:
- Skąd ją znasz?
Wzruszyłem ramionami, ale nie spojrzałem na przyjaciela. Zamiast tego wbijałem, może lekko rozmażony wzrok, w tyłek Lou, która właśnie nachyliła się, by wygrzebać coś z niższej szuflady. Nawet w uniformie aptekarki wyglądała seksownie.
- Ziemia do Liama - poczułem, jak przyjaciel szturcha mnie w ramię. Zamrugałem kilkakrotnie, nim w końcu oderwałem się od podziwiania widoków, by przenieść wzrok na mężczyznę.
- Przepraszam - uśmiechnąłem się lekko. - Poznaliśmy się dawno temu w klubie. No i nie tylko do szpitala dość często wpadam.
Kangsoo nie wydawał się jakoś szczególnie usatysfakcjonowany odpowiedzią. Zmarszczył brwi, jakby coś mu się nie zgadzało, jakby wydawało mu się, że czegoś mu nie mówię... No cóż, tak było. Ale nie było powodu, żebym wyjawiał mu wszystko. W tym przypadku naprawdę działała zasada "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz."
- Proszę - od dalszych pytań wybawiła mnie Lou, która wróciła, z papierową torebką leków w dłoni. - Dorzuciłam też maść na lepsze gojenie - uśmiechnęła się. Niby mówiła do Kangsoo, ale ciągle patrzyła na mnie.
- Nie trzeba... - zaczął Koreańczyk, ale dziewczyna szybko mu przerwała.
- Na pewno nie zaszkodzi - wzruszyła ramionami. Podała kwotę, którą Kangsoo jej zapłacił, choć zaproponowałem, że ja to zrobię, bo to z mojej winy w ogóle musiał te leki kupować. Gdy podziękowaliśmy szatynce i już mieliśmy wychodzić, rzuciła jeszcze, swoje słowa kierując do mnie. - Wpadniesz wieczorem?
Na moją twarz automatycznie wypłynął lubieżny uśmiech. Odwróciłem się, by na nią spojrzeć, po czym wykonałem głęboki ukłon i rzuciłem, rozbawiony:
- Z przyjemnością.
Po czym opuściliśmy z Kangsoo aptekę i ruszyliśmy do trucka, gdzie czekała na nas niecierpliwąca sią Luna.
- Chciałbyś może pojechać coś zjeść na mieście, czy wolisz wracać do domu? - zapytałem, gdy już znaleźliśmy się wewnątrz pojazdu. Do tej pory Kangsoo dziwnie milczał, co mnie zaniepokoiło i skłoniło do spojrzenia na niego, zanim odpaliłem silnik. - Chociaż nie, w sumie nie masz wyboru co do tego, czy pojedziemy coś zjeść. Ale możesz wybrać, gdzie. Tylko najpierw odstawimy Lunę - wyjechałem z parkingu i włączyłem się do ruchu. - Ach, no i ja stawiam. Żeby nie było wątpliwości - mrugnąłem do mężczyzny, uśmiechając się promiennie. Wizja wieczornej wizyty u Lou zdecydowanie poprawiła mi chumor.

Kangsoo?
Lou się nie przejmuj ;P

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics