18.03.2020

Od Kangsoo CD Liama

Kangsoo bez słowa posłusznie wykonywał polecenia Liama, aż się wydawało, że w sekrecie konkuruje z Luną o to, kto jest lepszy w słuchaniu się drakonida. Ale cóż, co się dziwić? Kangsoo wiedział, że Liam jako właściciel suczki zna ją najlepiej, a on raptem parę razy ją widział, więc wolał uważać i mieć pewność, że nie wykona przypadkiem ruchu, który psu się nie spodoba. Nawet jeśli miał tą swoją regenerację i (tak zwaną) gwarancję przeżycia, nie chciał powtórki z wczorajszej rozrywki*.
Trening uspołeczniający trwał może z godzinę albo i krócej. Liam powiedział, że nie powinni zbyt długo tym męczyć psa, dlatego po pewnym czasie skończyli. Jakiegoś specjalnego efektu nie uzyskali – żaden z nich nie chciał napierać na Lunę, jednogłośnie postanawiając dać jej czas na przyzwyczajenie się do obecności Koreańczyka. Aczkolwiek nie było tak źle. Może i Kangsoo jej nie dotknął (tylko ona jego), ale suczka oswoiła się z nim na tyle, że mogła przebywać z nim w jednym pomieszczeniu... co prawda, na drugim końcu, ale jednak.
Przez resztę spotkania rozmawiali na zupełnie zwyczajne tematy. Jeszcze przed całkowitym zapadnięciem zmroku wyprowadzili Lunę na spacer, a następnie siedzieli w mieszkaniu Liama tak długo, dopóki nie spostrzegli, że dochodzi północ. Wypadałoby, by Kangsoo zaczął się zbierać. Nie chciał zbyt długo zalegać u Liama, poza tym, rano musiał wstać i udać się do schroniska.
– Ach, jutro też tam idziesz? – zapytał Liam, wzdychając. – Nie możesz sobie zrobić chociaż dnia wolnego?
– Psy się same sobą nie zajmą – odparł Kangsoo, wzruszając ramionami.
– Ale przecież jeszcze jestem ja! – Wtem Liam ściągnął brwi. – Co, myślisz, że nie dam sobie sam rady? – Posłał mu podejrzliwe spojrzenie.
– Czy ja wiem...
Przekomarzaliby się dłużej, ale Kangsoo naprawdę zaczął się zbierać. Przypominając sobie o czymś, wsunął rękę do kieszeni bluzy, z której wyciągnął gumkę do włosów (em... tak, na czas spaceru ją zdjął) i oddał ją mężczyźnie.
– Żebyś się nie martwił, bo ja taki delikatny, to powiem, że jutro również się zajmę starszymi psami – rzekł jakby od niechcenia. – No chyba, że nie przyjdziesz – rzucił.
– Och, oczywiście, że przyjdę – Liam uśmiechnął się. – Przyjdę jutro i pokażę ci, że sam ogarnąłbym schronisko!
– Liczę na to.
Na odchodnym Kangsoo podziękował za zaproszenie. Liam jeszcze proponował mu podwiezienie, ale Koreańczyk odmówił. Nie chciał, by mężczyzna ciągle go gdzieś zawoził i zużywał paliwo. Zresztą, on nie był dzieckiem, potrafił samodzielnie dotrzeć do domu bez szwanku. Mógł złapać jakiś autobus lub taksówkę, albo wykorzystać ładną pogodę i pójść pieszo. Tyle możliwości, więc czemu miało paść akurat na Liama?
Matko, on tyle dla mnie zrobił, a ja w sumie nic. Muszę się wreszcie wziąć w garść!



– Nie jest ci gorąco?
Na to pytanie podniósł wzrok znad komórki, na której czytał jakiś artykuł. Zamrugał parę razy, spojrzał na idącego w jego stronę Liama. Zmierzył go wzrokiem, po czym schował urządzenie do kieszeni spodni, cicho wzdychając.
– Trampki, shorty i bluza z długim rękawem – dalej ciągnął Liam, gdy był już blisko. – Świetne połączenie.
– To wolny kraj, więc mogę się ubierać jak chcę – mruknął Kangsoo. – Zresztą, ta bluza jest rozpinana, bardzo cienka, a do tego biała. – Dla podkreślenia swojej wypowiedzi aż wziął do ręki kawałek bluzy, jakby chciał ją lepiej pokazać przyjacielowi.
Widząc to Liam się zaśmiał.
– Z majestatycznym kapturem. – W tym momencie narzucił niechlujnie kaptur na głowę Koreańczyka.
Kangsoo skrzywił się nieznacznie, szybkim gestem strącił materiał, następnie poprawiając go na plecach. Ta, ta, lato, a on w bluzie. Ale... tak się jakoś lepiej czuł. Wygodnie. I wcale nie było mu jakoś szczególnie gorąco. Nie przeszkadzało mu to w ogóle. Poza tym, wszystkie koszule, jakie nosił w lecie, poszły do prania i pozostały mu jedynie bluzy.
Jakoś nie chciał dalej drążyć tego tematu, dlatego po krótkim westchnięciu zapytał:
– Jak tam Luna?
Słysząc to pytanie Liam uniósł brwi w cieniu konfuzji, jednak chwilę później uśmiechnął się wesoło.
– Równo się z nią wczoraj wybawiliśmy. Chyba dalej o tym wspomina. – Puścił mu oczko.
Minęło parę miesięcy od pierwszego treningu uspołeczniającego. Miesięcy pełnych ćwiczeń. Zarówno Kangsoo, jak i Liam przykładali do tego ogromną wagę, jednocześnie nie męcząc tym psa, aż wreszcie suczka całkiem przyzwyczaiła się do Koreańczyka, a nawet teraz dawała się głaskać (chociaż Kangsoo nadal był w miarę możliwości ostrożny, głównie żeby jej nie urazić ani nic). Wydarzenie z ugryzieniem odeszło w niepamięć, zwłaszcza, że po zębach Luny nie pozostał żaden, nawet najmniejszy ślad. Liam na początku był tym nieco zafascynowany, przez kilka dni oglądał rękę Kangsoo, sprawdzając, czy aby na pewno rana całkiem zniknęła.
– To dobrze. – Na twarzy Kangsoo zagościł uśmiech.
Ach, no tak! Wypad.
– A właśnie... gdzie jedziemy? – zapytał zaciekawiony.
Liam uśmiechnął się, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie, szybko rzucając, że muszą iść kawałek, bo nie było miejsca i zaparkował samochód gdzieś dalej. Kangsoo spojrzał przez ramię na klatkę schodową za nim, a następnie dogonił mężczyznę.
– Jedziemy na miasto – odparł wesoło Liam.
– A masz jakieś konkretne miejsce na myśli czy jak zwykle będziemy się po prostu szwendać? – Kangsoo uniósł brew, posyłając mu pytające spojrzenie.

Liam?
Och, wybacz, że takie sobie :T



*bogowie, najgorszy żart, jaki kiedykolwiek podświadomie napisałam

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics