9.03.2020

Od Any CD Natalie

Gdy Nat zaprowadziła mnie... do mojej własnej kawiarni, z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Biedna dziewczyna. To chyba już zakrawało na... ogromnego pecha. Ale nic nie powiedziałam. Już i tak była wystarczająco przejęta całą sytuacją, jakby się jeszcze dowiedziała, że w ramach przeprosin zabrała mnie do mojej własnej kawiarni... Taaak, zdecydowanie z każdą chwilą coraz bardziej mnie to wszystko bawiło.
Zafascynowanie dziewczyny faktem, że mam swojego konia, jej reakcja na to, również mnie rozbroiły. Wątpiłam, by była ode mnie młodsza, a jednak zdawała się cieszyć z tego z niemal dziecięcą niewinnością. Co było urocze.
No i wszystko szło zgrabnie w moim planie udawania, że z kawiarnią, w której siedziałyśmy, nie łączy mnie nic, poza tym, że byłam jej klientką. Do czasu. Bo akurat gdy już się w zasadzie żegnałyśmy z białowłosą, stojąca za ladą Mia zawołała do mnie:
- Ana! Pan chce zamówić tort i chciałby przedyskutować, jak miałby wyglądać!
Przymknęłam na moment oczy i odetchnęłam głęboko, by nie zareagować impulsywnie. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam, jak Nat marszczy brwi, patrząc na coś ponad moim ramieniem. Odwróciłam się powoli, by skinąć przyjaciółce głową, że zaraz podejdę. A ona, jak gdyby nigdy nic, z tym swoim niegasnącym optymizmem, zagruchała do starszego mężczyzny, który najprawdopodobniej pytał o ten tort:
- Właścicielka zaraz przyjdzie omówić z panem wszystko...
Skrzywiłam się. Cholera. Nie było mowy, że Nat tego NIE usłyszała.
I, tak, gdy odwróciłam się z powrotem do dziewczyny, widziałam, jak jej policzki powoli przyjmują czerwoną barwę. Ups.
- Jesteś... właścicielką... tej kawiarni - wydukała, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Ym... tak - zaśmiałam się niepewnie.
- Mogłaś powiedzieć - naburmuszyła się. W takim wydaniu też wyglądała uroczo.
- Nie chciałam cię już bardziej dołować - mrugnęłam do niej porozumiewawczo. Poprawiłam wysuwającą się spinkę w koku, który jakimś cudem udało mi się zmajstrować rano przed wyjściem z domu z moich długich włosów. - Wybacz - uśmiechnęłam się do dziewczyny ciepło. - Jeśli chcesz, możesz wpaść w któryś dzień do stajni, to będziesz mogła się przejechać na moim koniu. Jestem tam prawie codziennie popołudniami, więc wpadaj, jak ci będzie pasowało. A teraz... przepraszam, ale muszę ustalić, jak ma wyglądać ten tort - i uśmiechnąłszy się promiennie do dziewczyny, ruszyłam w kierunku stolika, przy którym w międzyczasie usiadł mężczyzna, który chciał zamówić ciasto. Niby dzień wolny, ale interesy to interesy.
Wygląda na to, że czekało mnie kilka najbliższych dni walki z ciastem...

Nat? :3

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics