21.05.2019

Od Margo

Usłyszała trzask, rozlegający się tuż koło jej nogi, uprzednio niesfornie sunąc ręką po biurku i zrzucając przypadkowo swój długopis na drewniane posadzki. Zanim pospiesznie go podniosła, zdążyła jedynie zachłysnąć się gwałtownym wdechem pełnym frustracji. Niebieski pisak z wygrawerowanym, jak myślała, cudzym nazwiskiem, znalazła nie więcej jak miesiąc temu. Leżał on pozostawiony na pustej sali wykładowej, prawdopodobnie zapomniany przez właściciela, a że brunetka akurat zapomniała swojego z nocnej gablotki, nie zastanawiając się drobiazgowo, zgarnęła go do torebki. Od tamtej pory jest w niej częstym bywalcem, gdyż niewątpliwie wygoda, której doznaje się podczas notowania nim na kartce, kusi do tego, by właśnie po niego sięgać, gdy przychodzi do pisania długich i nużących wypracowań.
Margo podrapała się jego końcówką po skroni, osowiale patrząc na kartkę. Od kilkunastu sekund, które w jej głowie niesłychanie się dłużyły, jej wzrok jakby zakotwiczył się o jedno miejsce. Było to niedokończone zdanie, które niezwykle irytowało naszą bohaterkę. Czuła bowiem ogromną niemoc, ponieważ nie potrafiła wówczas dobrać słów w odpowiedni dla niej, elokwentny sposób. Jej spojrzenie na chwilę pokierowało się ku górze, umożliwiając przy tym rozsądkowi upomnieć ją o kończącym się czasie. Znalazła się w czarnym punkcie i była tego potwornie świadoma. W końcu, z rezygnacją, postanowiła wybrać mniejsze zło, więc ubrała ciąg liter w niezadowalającym ją stylu.
Zajęło jej niemało czasu, by skończyć wypracowanie, a gdy finalnie się jej to udało, raptownie podniosła się z krzesła i oddała świstek, gdyż dzwonek, który oznaczał koniec czasu, zadzwonił przed kilkoma minutami. Podziękowała grzecznościowo profesorowi, którego wzrok odruchowo rzucił się na pierwszy akapit. Kobieta delikatnie zagryzła dolną wargę w oczekiwaniu na jakikolwiek wniosek, który mógłby wysunąć, lecz ten jedynie uśmiechnął się nieznacząco i kiwnął głową z aprobatą. W ten subtelny sposób spławił studentkę, która miała nadzieję, że wątpliwości co do jakości pracy, zostaną choć trochę rozwiane. W istocie Margo była niezwykle samokrytyczna i niemal pewna, że wypracowanie, które oddała, nie wystarczy jej, by uzyskać tegoroczne stypendium. W tym roku szkolnym było jej ono strasznie potrzebne, gdyż koszty życia po wyprowadzce współlokatorki do oddalonego o tysiące mil miasta, w zatrważającym tempie wzrosły. Z trudem mogła pozwolić sobie na nawet godzinę relaksu, który miałby zastąpić jej kształcenie lub spełnianie się w zawodzie. Niemniej jednak Margo z nieludzką ekscytacją chłonie wszystko, co może i doskonalenie się sprawia jej satysfakcję. Kiedy jednak dotykają ją bardziej stresujące momenty, presja potrafi skutecznie zmyć z wiecznie uśmiechniętych ust blask, którym rozpromienia codziennie ulicę, gdy rano idzie po świeże pieczywo do piekarni.
Nagle zorientowała się, że jej kroku dorównuje Briggitte Colbert, próbująca okiełznać niesforne kosmyki swoich błyszczących, blond loków, które pechowo wkręciły się w okulary przeciwsłoneczne.
- Nie spodziewałam się tego tematu – rzuciła od razu, gdy zauważyła, że wzrok Margo zawisnął na niej na chwilę. – Do czego się odniosłaś?
- Głównie do dyglosji. Na początku chciałam do przedstawicieli łaciny srebrnej, ale się powstrzymałam. I… no cóż, zobaczymy.
- O, ja właśnie o nich napisałam. Tylko nie rozwinęłam się za bardzo, bo kompletnie wypadło mi z głowy, co Ramos o nich mówił, a notatek nie pożyczyłam od nikogo.
- Zawsze można te notatki pisać, prawda?
- Powiedziała ta, co nigdy ich nie robi. Kurwa – syknęła pod nosem, gdy gwałtownie wyrwała okulary z zaplątanych sideł włosów. Poprawiła je starannie, po czym kontynuowała. – W każdym razie… Idziemy dzisiaj z chemikami do nowego klubu na przedmieściach, a Ty razem z nami.

»»»

Próby wymigania się były bezowocne, o czym tancerka zdawała sobie sprawę. Istniałaby szansa, owszem, ale gdyby nie zdradziła kilka dni wcześniej koleżance, że tego dnia ma wolne. Dlatego nie opierała się zbyt długo i w końcu uległa wpływowej blondynce, która nawet nie musiała namawiać znajomych z oddziałów ścisłych, znanych ze swoich duszy towarzyskich. Margo spojrzała na nazwę, która wybita drewnianymi deskami widniała nad wejściem do uroczego, przybrzeżnego baru, jak się finalnie podczas dalszej rozmowy okazało. Napis przedstawiał zbitek na pozór przypadkowych liter, który był jej jednak doskonale znany. Spook, bo tak się on prezentował, zdobił również wspomniany wcześniej długopis studentki.
Stała tak nieruchomo przed wejściem, jakby była wryta w ziemie i zapuszczała korzenie. Miała wątpliwości co do uczestniczenia w otwarciu. Nie przepadała za tłokiem, aczkolwiek potrzebowała kontaktów ze społeczeństwem, które nie ograniczałoby się do rozmów przed wykładami i w czasie przerw między nimi, wypadów na kawę. Ostatnio była tak zapracowana, że zapomniała, jak bardzo lubi przebywać z ludźmi. Doskonale wiedziała, że musi położyć kres temu bezcelowemu trwaniu, gdyż wysysa on z niej po kolei coraz to większe cząsteczki radości. Zrobiła pierwszy krok, który oderwał ją od brudnego piachu na wysypanej dróżce i niczym kula śnieżna pociągnął do przodu.


Ktoś?
[można ją poznać, odciągnąć od wejścia lub co tam sobie wymyślisz, autorze. zdaję się na Twoją fantazję.]

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics