11.05.2019

Od Eliotta CD Ashtona

   Blondyn poczuł znajomo gładką i ciepłą dłoń na policzku, pod której wpływem dotyku uśmiechnął się mimowolnie. Wypełniła go radość i spokój, a przed oczami miał zamazaną i niewyraźną postać. Mimo, iż obraz był słabo widoczny wiedział, że to jego matka, głaszcząca go po policzkach jak to robiła jeszcze za życia. Wokół niej panował zupełny spokój, a ona sama była opanowana i zrelaksowana. Nie zapowiadało się na to żeby spotkanie miało przerwać coś lub raczej ktoś. Już dawno nie miał chwili dla siebie i dla mamy, więc ze szczęścia pod powiekami zebrało się nawet kilka łez zwykłego wzruszenia. Gdy po dłuższym milczeniu, chciał w końcu jakoś się odezwać i porozmawiać, poczuł nieoczekiwany niepokój. Spokojne tło za mamą zaczęło płonąć rozszalałym ogniem, a wokół jej sylwetki latały niby zjawy, które darły się wniebogłosy. Ostatnie co ujrzał, to smutny wyraz twarzy jego rodzicielki, która odeszła i zniknęła w ogniu już na dobre. Wyszedłszy z transu gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się, aby upewnić się, że na powrót znajduje się w swoim mieszkaniu. Niestety jak myślał, leżał na swojej brzydkiej, niebieskiej kanapie i cały zalany był potem. Dodatkowo głowa zaczęła palić go z bólu, więc złapał się za włosy i sfrustrowany gotów był wszystkich się pozbyć. Mimo nieprzyjemnych skutków spotkania z matką i tak cieszył się, że ją spotkał i mógł poświęcić jej parę chwil.
~ Pora wrócić do rzeczywistości... Mamusia jest teraz z nami... Daj jej pracować...
Usłyszawszy dosyć znajomy głos, który rozległ się w jego głowie, zacisnął szczękę i gwałtownie wstał z kanapy co spowodowało lekkie zawroty głowy. Starał się je opanować i wzrokiem znaleźć najbliższą butelkę z byle jakim mocniejszym trunkiem. Po drodze do kuchni zahaczył jednak o siedzenie przy fortepianie i nie mając siły walczyć se swoją bezsilnością, opadł na nie zrezygnowany. Gdy głosy powracały i stawały się nie do zniesienia, Eliott zawsze sięgał po alkohol, chociaż wiedział, że to momentami jest jeszcze gorsze. Kac wymieszany z głosami z piekieł, to jest dopiero groźny zabójca. Pojedyncze zdania wciąż rozlegały się w jego uszach, ale postanowił zagłuszyć je w nieco inny sposób. Odwrócił się przodem do klawiszy i bez chwili zawahania zaczął grać znaną mu całe życie melodię. Chłopak nigdy nie dowiedział się kto ją napisał ani jak się nazywała, ale pamiętał tyle, że co wieczór matka grała mu ją na dobranoc. Spokojne tony utworu rozeszły się pomieszczeniu samego Eliotta wypełniając spokojem. Uporczywy głos ucichł, aż w końcu zupełnie się zamknął i dał mu spokój. Co prawda nie na dobre, ale póki co trzeba korzystać z chwili przerwy. Blondyn przestał grać w momencie, gdy ktoś zaczął dobijać się do jego drzwi. Rhino gwałtownie zerwał się ze swojego posłania i dopiero teraz Eliott przypomniał sobie o jego istnieniu. Pies stanął na baczność na dwa metry od drzwi i cicho warczał kładąc uszy po sobie.
- Spokojnie kolego - poklepał go po plecach po drodze do drzwi, pod którymi stał zapewne jeden z konkretnych sąsiadów.
Otworzył je jak gdyby nigdy nic i ujrzał przed sobą podpitego Luke'a. Zrezygnowany przewrócił oczami i zaprosił gościa do środka domyślając się w jakich interesach ten raczył go odwiedzić.
- Nie mam już trawki, przypominam, że resztki oddałem właśnie tobie - odparł chłopak podchodząc do ekspresu w kuchni chcąc zaparzyć sobie nieco kawy.
- A ty tylko o jednym - jęknął niewyraźnie - Ja tylko przyszedłem cię odwiedzić i posłuchać jak potwornie grasz na tej szafie - zaśmiał się i wskazał prawie pustką butelką piwa na pianino.
- Mam to gdzieś, że nie podoba ci się moja muzyka - wzruszył ramionami uśmiechając się lekko pod nosem - Póki tu mieszkam jesteście zmuszeni mnie słuchać - dodał i zalał sobie mocną kawę nie proponując jej nawet przyjacielowi, gdyż ten sączył już inny napój.
- Ta, zmuszeni... - rozejrzał się po mieszkaniu podejrzanie zatrzymując wzrok na szafkach i szufladach - Dobra, koniec tej zabawy. Gdzie jest zioło?
- Powiedziałem, że sam całe zabrałeś - zmrużył oczy popijając kawę dużymi łykami - Nie jestem aż takim nałogowcem, żeby mieć go pod dostatkiem.
- No to nic tu po mnie - machnął ręką i z trudem podniósł się z fotela, aby chwiejnym krokiem odejść do wyjścia i zniknąć z zacnej posiadłości Eliotta.
Ten tylko parsknął cicho kończąc napój będąc przyzwyczajonym do takich akcji, które zdarzają mu się prawie codziennie. Decydując się na mieszkanie w takiej okolicy był przygotowany na takie niespodzianki i nauczył się już sobie z nimi radzić. Szybko zapominając o zaistniałej sytuacji spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem stwierdził, że jest już bardzo późno. Faktycznie, nawet za oknami zaczynało się już nieźle ściemniać. Chłopak odstawił prawie pusty kubek i pobiegł do garderoby, aby w pośpiechu zmienić ubranie na zwykłe jeansy i czarny T-shirt, po czym zgarnął swoją wielką torbę ze sprzętem spod stolika i udał się do wyjścia.
- Wracam późno, ale kupię ci coś dobrego - na odchodnym puścił oczko do swojego towarzysza zostawiając go samego w ciemnym mieszkaniu i zamknął drzwi na klucz.
     Oczywiście spóźnił się, jak też miał to w zwyczaju, przez co został zganiony przez właściciela baru i dostał kilka obelg od imprezowiczów, ale to raczej nie wywarło na nim większego wrażenia. Do każdego po prostu szeroko się uśmiechnął i zabrał się za rozstawianie i nastawianie swojego sprzętu w wyznaczonym miejscu. Po chwili był już całkiem gotowy do roboty, więc puścił pierwszą ścieżkę dźwiękową dobierając do niej z początku spokojniejsze, ale chwytliwe dźwięki. Założył jedną słuchawkę na ucho i uniósł spojrzenie na ludzi, którzy powoli zaczęli ruszać się w rytm muzyki, a z czasem ich ruchy zrobiły się pewniejsze i zabawniejsze. Eliott kolejno dokładał coraz to nowe ścieżki podkręcając głośność i basy. Nie minęło długo, a po chwili całą salą ekskluzywnego klubu zawładnęła zabawa i dziki taniec. Widok ten bardzo usatysfakcjonował chłopaka, dlatego też sam pozwolił sobie podrygiwać w rytm piosenki i nieco się zrelaksować. W mgnieniu oka minęły tak jakieś dwie godziny, a Eliott powoli wymiękał. I choć wiedział, że nie powinien robić sobie przerw w trakcie pracy, pozwolił sobie chociaż puścić z komputera wcześniej przygotowany przez niego gotowy kawałek. Podkręcił głośność i schylił się po butelkę wody, aby szybko upić z niej kilka porządnych haustów. Podczas chwili spokoju pozwolił sobie rozejrzeć się po barze i może doszukać się znajomej twarzy. Żadnego towarzysza nie ujrzał, ale jego wyjątkową uwagę przykuł brunet zajmujący miejsce przy barze po drugiej stronie klubu. Eliott z początku nie był pewien czy jego podejrzany uśmiech kierowany był właśnie do niego, ale po chwili nie było już wątpliwości, gdyż nieznajomy dodatkowo skinął głową w jego stronę. Chłopak za konsolą uniósł jedną brew i lekko przechylił głowę, a na jego twarz wpłynął niekontrolowany uśmiech rozbawienia. Na gest zachęcający do wspólnego wypicia poprzez uniesienie szklanki, musiał niestety odmówić wzruszeniem ramion. Za pomocą gestykulacji wyjaśnił, że jest tutaj raczej przywiązany i nie ma możliwości się stąd ruszyć.
~ Przyjaźni się zachciało?.. Nie mało ci wrażeń z nami?.. Już ci nie wystarczamy?..
- Tylko nie wy - warknął odwracając wzrok od oczu interesującej barwy, którą mógł dostrzec i z takiej odległości - Odpieprzcie się w końcu!
Zirytowany Eliott oparł się o blat, na którym stały konsole i zacisnął na nim pięści nerwowo kręcąc głową. Miał nadzieję wybić sobie z głowy te uporczywe głosy, ale obawiał się, że bez alkoholu dzisiaj się nie obędzie. Szybko włączył swoją playlistę najlepszych kawałków i niezauważony zszedł z podestu trzymając się za pulsującą głowę. Począł zbliżać się do ciemnowłosego skupiając się tylko na nim żeby zaraz nie zgubić się wśród tych wszystkich ciał i głosów w jego myślach.

Ashton?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics