9.05.2019

Od Lucasa CD Simon

Pojedyncze promienie słońca, powoli zaczynają przedostawać się do niewielkiej sypialny, na czwartym piętrze apartamentowca. Lucas powoli przewraca się na drugi bok, gdy snop światła zaczyna drażnić jego oczy. Zakrywa się szczelniej kołdrą z ulgą zagłębiając się ponownie w krainę snów.
-Luna… - mamrocze, gdy suczka, leżąca obok niego zaczyna lizać go po twarzy – Błagam… daj mi tylko pięć minut – prosi. Jednak pies niewzruszony jego prośbami zaczyna piszczeć cicho tuż nad jego uchem. Mężczyzna otwiera oczy i spogląda na nią z miną zbitego pieska – I gdzie się podziała nasza przyjaźń? – wzdycha cicho i zwleka się powoli z łóżka. Przeciąga się z cichym jękiem i idzie w stronę łazienki. Załatwia szybko swoje potrzeby i przebiera się w swój strój sportowy
– Gotowa marudo?  - pyta, patrząc na suczkę. Luna szczeka cicho, machając wesoło ogonkiem
– Świetnie – mruczy, uśmiechając się lekko. Zakłada jej czerwone szelki oraz smycz i kieruje się w stronę wyjścia z mieszkania. Wychodzi z pomieszczenia i szybkim krokiem schodzi po schodach.
- Jak zawsze wcześnie! – woła do niego sąsiadka, mieszkająca piętro niżej.
- Dzień dobry Rebecco – odpowiada, uśmiechając się ciepło – Maruda nie pozwala mi spać dłużej – śmieje się serdecznie. – Mam nadzieję, że i dzisiaj mogę liczyć na twoją pomoc? – pyta, obdarzając ją swoim czarującym uśmiechem.
- Oczywiście. Zajrzę do niej jak zawsze – zapewnia – Nie zatrzymuję cię już więcej, miłego biegania – dodaje i wraca do swojego mieszkania, skąd dobiegają piski dzieci. Lucas wybiega z klatki schodowej i truchta powoli w stronę bramy. Razem z Luną jak każdego ranka, przemierzają stałą trasę przez park. O tak wczesnej porze nie ma tam zbyt wielu spacerowiczów. Mężczyzna przy akompaniamencie ulubionej muzyki z soundtracku The Umbrella Academy pokonuje kolejne kilometry, zataczając spore kółko, wokół stawu, położonego w centrum malowniczego skweru. Suczka z łatwością dotrzymuje mu kroku, zatrzymując się jedynie co jakiś, by załatwić swoje potrzeby i odpocząć. Oboje wracają powoli w stronę domu. Rozbudzony porannym bieganiem powoli wspina się po schodach. Gdy dociera do pierwszego piętra dobiegają do niego krzyki dwóch sąsiadek, mieszkających podobnie jak on, na czwartym piętrze. – Błagam cię Luna, tylko bądź cicho – szepcze do psa, starając się bezszelestnie przemknąć do swojego mieszkania. Już wyciąga klucze, gdy jedna z sąsiadek zauważa go.
- Panie Fletcher! – woła jak zawsze modnie ubrana starsza kobieta. Lucas wzdycha cicho, odwracając się do nich powoli z lekkim uśmiechem – W czym mogę Pani pomóc? – pyta uprzejmie.
– Wreszcie ktoś kompetentny. – prycha kobieta. – Ten pchlarz nasikał mi tuż przed moimi drzwiami – oznajmia, wskazując na kota, trzymanego przez jej sąsiadkę. – Tylko nie pchlarz! – woła oburzona kobieta. – Mój Puszek nic nie zrobił, to pewnie ten twój pożal się boże rodowity pers sam narobił na twój chodniczek. – oznajmia – Mam ci pokazać jego rodowód!? – krzyczy jej rozmówczyni.
- Panie… Proszę się uspokoić… Myślę, że na pewno możemy to rozwiązać – zaczyna łagodnie Lucas, podchodząc do nich. – Nie możemy mieć pewności, że to akurat kot Pani Adams dopuścił się… tego czynu – mówi.
- To samo cały czas mówię tej kobiecie. – Wzdycha jego sąsiadka, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. – Cieszę się, że Pan to rozumie. – dodaje, uśmiechając się zalotnie. 
- Mimo wszystko Pani kot czasami naprawdę potrafi nieźle zaleźć za skórę. Powinna go Pani bardziej pilnować. – zauważa Lucas. Ściągając delikatnie jej dłoń. – Wiele osób ma tutaj zwierzęta i po prostu niebezpiecznie jest jeśli  Puszek będzie sam chodził po budynku. – dodaje. – Mam nadzieję, że taki incydent więcej się nie powtórzy. – Zwraca się do drugiej kobiety. – Proszę mi wybaczyć, ale śpieszę się do pracy. Miłego dnia Paniom życzę. – mówi, uśmiechając się lekko i odwraca się w stronę mieszkania. Z ulgą wchodzi do środka, zdejmując Lunie szelki.
- Dlatego nie lubię kotów. – mruczy. Luna spogląda na niego, przekrzywiając łepek. – No chodź żarłoku, pora dać ci jedzenie. – oznajmia mężczyzna. Pies biegnie za nim, szczekając wesoło. Grzecznie czeka przed swoją miską, aż ten nałoży jej karmę. – Poczekaj… - mówi do niej, gdy  jedzenie jest już przed nią. Luna patrzy wyczekująco na miskę, merdając ogonkiem. – Już. – oznajmia i w tym samym momencie pies prawie rzuca się na jedzenie, zajadając się ulubioną karmą. – Dobra psinka. – śmieje się i powoli zaczyna przygotowywać sobie śniadanie. Zjada szybko zawartość talerza i zmywa naczynia po posiłku. Po szybkim prysznicu przebiera się w czarną koszulkę i spodnie tego samego koloru. Narzuca na ramiona skórzaną kurtkę i idzie powoli do wyjścia. 
- Bądź grzeczna marudo. Nie daj się za bardzo we znaki Rebecce – prosi, miziając psa po głowie - Będę wieczorem. Też będę za tobą tęsknić – zapewnia z lekkim uśmiechem, gdy pies skacze na jego nogi, patrząc na niego dużymi oczami – No już… Wrócę niedługo – mruczy, głaszcząc psiaka po grzbiecie. Wychodzi z mieszkania i już po chwili kieruje się w stronę centrum Seattle, przemierzając ulice swoim motorem. Zatrzymuje się przed jednym z wieżowców. Zsiada z pojazdu, zostawiając go na jednym z parkingów strzeżonych, znajdujących się tuż przed budynkiem. Pewnym krokiem wchodzi do środka. W przestronnym holu znajduje się jedynie recepcja. Mężczyzna podchodzi do czarnowłosej, starszej kobiety, siedzącej za ladą.
- Witaj piękna. Jak zawsze twoja uroda powala. – oznajmia, uśmiechając się czarująco.
- Tak właśnie myślałam, że to ty chłopcze – śmieje się recepcjonistka. – Nie gadaj takich głupot, bo się zarumienię – dodaje, patrząc na niego z rozbawieniem.
- Z chęcią będę tego świadkiem – zapewnia. Kobieta patrzy na niego łagodnie. – Zmykaj do pracy czarusiu – odpowiada, wracając do wypełniania dokumentów. Lucas powoli kieruje się w stronę windy i wciska jeden z guzików. Drzwi zamykają się przed nim i zjeżdża na jedno z dolnych pięter, na którym znajduje się centrum dowodzenia jednostki specjalnej. Gdy tylko drzwi się otwierają, ukazuje się przed nim długi korytarz, prowadzący do części, w której znajdują się biura. Mężczyzna zmierza powoli w tamtą stronę, słysząc stłumione rozmowy. Pchnięciem dłoni otwiera drzwi. Kilka par oczu zwraca się w jego stronę, a zanim udaje mu się cokolwiek powiedzieć, drobne dłonie zakrywają jego oczy.
- Zgadnij kto to… - słychać cichy kobiecy głos.
- Mary,  jak rozumiem od rana już zaczynasz się nudzić? – pyta, chwytając jej dłonie i odwracając się do niej. 
- Jak ty dobrze mnie znasz Lu. – mówi, uśmiechając się do niego szeroko. – Już nie mogę wytrzymać – burczy. – Nie ma nic ciekawego do roboty. Wszyscy tylko zajmują się robotą i nie mam z kim pogadać. – wzdycha, zabierając ręce z jego uścisku. – Mówię ci koszmar. Jeszcze ta jazda komunikacją miejską. Kocham tramwaje, ale jeśli raz zobaczę liżącą się parę obok mnie, to chyba wyjdę z siebie i stanę obok. – zapewnia, idąc z nim powoli do biurka. Kobieta zdradza mu w tym czasie wszystkie pikantne szczegóły dotyczące całującej się dwójki. - A właśnie! Skoro już tu jesteś to szef chciałby cię widzieć. Prawie bym o tym zapomniała. – śmieje się. - Ma jakieś zadanie dla ciebie. – dodaje.
- W takim razie z przykrością będę musiał opuścić cię na chwilę – mówi, uśmiechając się przepraszająco i lawirując sprawnie pomiędzy biurkami dociera do gabinetu przełożonego. Puka delikatnie do drzwi i po chwili otwiera je, zaglądając do środka.
- Dzień dobry kapitanie – zaczyna, wchodząc do środka – Podobno ma Pan dla mnie jakieś zadanie. – mówi, patrząc na niego wyczekująco. Mężczyzna unosi na niego wzrok i przez chwilę milczy, obracając w palcach długopis.
- Owszem… Dostaliśmy informację na temat pewnego osobnika, który na naszym terenie dokonuje nielegalnego handlu krwią. – oznajmia – Nasz informator zdobył jakieś znaczące informacje. Dzisiaj masz się z nim spotkać w barze przy 15th Ave – mówi. – Na pewno go nie przeoczysz. – zapewnia – Gdy nawiążecie kontakt użyje kodu. Użyje słowa „jeleń”, nie pytaj dlaczego. To on wymyślał ten kod.
– oznajmia. Lucas unosi lekko brew zaskoczony i potakuje powoli.
- Rozumiem, zajmę się tym. – zapewnia.– Gdy czegoś się dowiem, niezwłocznie o tym powiadomię. – mówi – Czy to wszystko? – pyta po chwili.
- Na tą chwilę tak. – odpowiada jedynie, wracając do swoich obowiązków. Lucas wychodzi z jego gabinetu, zamykając za sobą drzwi i kieruje się w stronę swojego biurka. Zajmuje się dokończeniem raportów z poprzedniej akcji. Gdy czas pracy dobiega końca, podobnie jak reszta zbiera się powoli do domu. Razem z Mary wychodzi z budynku i po podwiezieniu jej do domu, wraca do siebie, rozmyślając na temat przydzielonej sprawy. Parkuje przed swoim mieszkaniem. Gdy tylko przekręca kluczyk w drzwiach, słychać ciche szczekanie i piszczenie. Mężczyzna wchodzi do środka. Luna od razu wita się z  nim skacząc na niego. Ten uśmiecha się do niej łagodnie, głaszcząc po grzebiecie. – No cześć piękna. Już dobrze jestem już z powrotem. – mruczy. Bierze gumową kość i rzuca jej ulubioną zabawkę. Pies rzuca się za nią w pościg, potykając się po drodze. Zadowolona chwyta w zęby kość, szarpiąc ją ostrymi zębami. Mężczyzna Idzie do kuchni i po zrobieniu sobie szybkiego obiadu, przebiera się w bardziej wyjściowe ubrania. Zakłada czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Wsuwa między szlufki pasek ze srebrną klamrą, która wystaje nieco pod koszulą. Wyciąga z szafy ulubione buty, podobnie jak pozostała część garderoby również i okrycie stóp jest w kolorze czarnym. Narzuca na ramiona skórzaną kurtkę i wychodzi z mieszkania, zostawiając śpiącą Lunę samą. Przemieszcza się szybko motorem w stronę centrum i zatrzymuje pojazd niedaleko baru. Przez chwilę obserwuje wejście do budynku. Co jakiś czas nowe osoby wchodzą do środka, wymieniając się akurat z opuszczającymi już bar imprezowiczami. Mężczyzna idzie powoli w stronę wejścia, gdy nagle zauważa, dość odważnie ubranego chłopaka, stojącego przy samych drzwiach. Nie myśląc dłużej staje niedaleko niego, czekając aż ten użyje kodu.
- Darling – wyrywa go z zamyślenia łagodny ton głosu chłopaka – Masz może ogień, słoneczko? Zapomniałem zabrać. Swoją drogą częstuj się – mówi, podsuwając mężczyźnie pudełko z papierosami. Lucas najpierw nieco zaskoczony, zbliża się do niego. Częstuje się papierosem.
- Myślę, że jakąś znajdę. – zapewnia, wyciągając z kieszeni kurtki zapalniczkę. Odpala najpierw jego papierosa, a potem swojego. Zaciąga się głęboko, wypuszczając po chwili dym z płuc. Spogląda na stojącego obok chłopaka.
- Chyba niezbyt często tu bywasz Darling – mówi chłopak, zaciągając się dymem.
- Co mnie zdradziło? – pyta Lucas, spoglądając na niego.
- Twoje ciuchy – śmieje się jego towarzysz. Lucas patrzy na niego i mimowolnie uśmiecha się lekko.
- Jak rozumiem ty jesteś tu stałym bywalcem?
Simon?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics