9.05.2019

Od Simona do Lucasa

Dzień zapowiadał się niewiarygodnie nudno. Simon powoli popijał swoja ukochaną herbatę, opierając się o ladę w butiku. Ciszę nudy przerywał jedynie szum wiatraka, ustawionego w kącie. Chłopak przewraca lekko oczami, po raz kolejny molestując przycisk wygaszenia ekranu swojego smartfona.
- Dżizas – mruczy, mieszając kończącą się zawartość papierowego kubka z znanym logo zielonej syrenki. - Prędzej umrę tu z nudów – mówi do siebie, przechadzając się do niewielkim butiku. Unosi głowę, gdy cichy dzwonek przy drzwiach obwieszcza czyjeś przybycie. - Ach! Darling! - Woła, widząc znajomą kobietę. Podchodzi do niej, całując ją w oba policzki. Delikatnie ujmuje dłonie starszej, bogato ubranej kobiety. - Milo cię w końcu widzieć – czeka aż ta ściągnie okulary, po czym bierze od niej torby z zakupami. - Usiądź, proszę. Przyniosę ci herbaty. To, co zawsze?
- Oczywiście Simon – odpowiada łagodnym tonem. Siada z ulgą w różowym fotelu, ściągając czarny kapelusz z szerokim rondlem. Chłopak od razu go od niej odbiera, wieszając na wieszaku.
- Darling. Zdradź mi jakieś słodkie ploteczki – uśmiecha się nieco, poprawiając włosy. Słuchając opowieści kobiety w krwistoczerwonej sukni, przygotowuje herbatę.
- Moja sąsiadka. Wiesz która – zaczyna kobieta, chłodząc się wachlarzem z piór. - Ta spod siódemki.
- Ta, co ma sztuczne biodro? - upewnia się.
- Dokładnie ta. Ma też kota – prycha z pogardą. - Sama mam kota. Czysty rasowo pers! Mogę ci pokazać rodowód aż do czasów Egipskich! - unosi się, jednak po chwili uspokaja. - Więc. Pewnego dnia wychodzę... A ten jej dachowiec załatwia się tuż przed drzwiami! Przed drzwiami! A potem bezczelna udaje, że ona nic nie wie. A pewnie zabawiała się z tym phi! Młodzieniaszkiem. Ja ci mówię, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. - Simon podaje jej porcelanową filiżankę potakując delikatnie. - Ta sąsiadka to dziwka. Wybacz mi za słówko – dodaje szybko, gdy ta patrzy na niego karcąco. - Wymsknie mi się czasem – siada obok niej. - Ach! Masz boskie paznokcie, kochana. Gdzie robiłaś?
- W salonie niedaleko – mówi i znowu się rozgaduje. Simon słucha wszystkiego uważnie, w końcu zadowolony z towarzystwa starszej kobiety, będącej stałą klientka ekskluzywnego butiku.
- Przepraszam, że ci przerwę, kochana. Jednak musimy ci wybrać jakiś ciuch. Ten starszy kawaler musi paść na zawał.. I na twój widok i potem – rzuca z uśmieszkiem, lekko potrząsając ramionami. Kobieta śmieje się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem. Przynosi jej kilka sukienek, pomagając dobrać rozmiar, buty oraz dodatki. - Oj nie nie. To zdecydowanie nie twój kolor – patrzy na nią krytycznie. - masz wyglądać seksi a nie jak balon – prycha. - Swoją drogą. Cudowny kapelusz. Prosty, ale stylowy – wzdycha, niosąc jej jedną z koszul. - Co o tym uważasz? Piękny materiał – komentuje. Donosi jej też kapelusz oraz żakiet. - Teraz to nawet ja bym ciebie schrupał – chichocze. Kobieta śmieje się cicho, przeciągając dłońmi po koszuli.
- Muszę przyznać, że to dość.. odważne.
- Kochana. Jesteś młoda. Musisz się wyszaleć. Szalona koszula, ale elegancki żakiet. Oraz ten kapelusz. Chociaż może twój będzie lepszy – zamyśla się. Patrzy na kobietę w lustrze. Dolewa jej herbaty. - Pomyśl jeszcze trochę – siada w fotelu. - Arnold padnie! Zobaczysz. Jeszcze odpowiednia bielizna, wiadomo. Dam ci zniżkę na te boskie rajstopki. Wiesz, które – idzie szybko za ladę. - Bosko rzeźbią tyłek – macha ręką, po czym przeciąga dłonią po swoich pośladkach, odzianych w neonowożółte szorty, pod którymi ma owe rajstopy, miejscami podarte. - I jeszcze zwężają biodra. Wynalazł je jakiś geniusz – Woła podekscytowany i pomaga się przebrać kobiecie. Kasuje jej koszulę oraz żakiet. Pakuje wszystko w specjalny papier, dodając ususzone płatki róż. Następnie całość ląduje w papierowej torbie. Zgodnie z obietnicą dokłada zniżkę. Podaje całość klientce, przyjmując od niej gotówkę. - Darling. Koniecznie musisz wrócić i wszystko mi opowiedzieć – mówi, odprowadzając ją do drzwi. - Liczę na wszystkie szczegóły – śmieje się i patrzy jak ta odchodzi zadowolona. Simon sprząta wszystko, nucąc pod nosem. Delikatnie poprawia biała koszulę. Brokatowymi paznokciami stuka w blat.
Słońce powoli chowa się za wysokimi wieżowcami, gdy Simon przelicza kasę, zamykając butik. Klucze jak zawsze chowa na dnie plecaka. Wskakuje na rower, ruszając szybko do domu. Pedałuje zażarcie, myślami będąc już w ulubionym klubie. Kto by nie skorzystał z zbliżającego się weekendu? W piątki zawsze jest tam dużo przystojnych, gotowych do schrupania dupecz... Przystojnych mężczyzn. Wbiegając po dwa schodki, dociera do kawalerki, będącej na trzecim piętrze starej kamienicy. Mimo późnej pory, nie ma nikogo na korytarzu. Z jednego z pokoi obok dobiega go płacz dziecka. Wchodzi do mieszkania, od razu zrzucając wygodne buty. Sięga do lodówki po wczorajszą chińszczyznę. Nuci cicho, podjadając ją co jakiś czas. Wyciąga z ogromnej szafy ukochane, różowo-brokatowe szorty. Do tego neonowożółty podkoszulek. Ubiera się szybko. Wyciąga czarne buty na wysokiej platformie. Nuci pod nosem, długo nie mogąc wybrać odpowiedniego boa. W końcu porzuca ten pomysł, kończąc kolację. Wyrzuca pudełko do kosza.
- Punkt dla Simona – mruczy z uśmieszkiem. Poprawia makijaż tak, by był doskonale widoczny, nawet w kolorowym świetle klubowych lamp. Na koniec pakuje najpotrzebniejsze rzeczy do wewnętrznej kieszeni w spodniach.
- Dobry wieczór Esmeraldo! - Woła do znajomej hiszpanki, gdy tylko wychodzi z mieszkania.
-Dobry wieczór. Znowu się gdzieś wybierasz? Uważaj na siebie – prosi, jak zawsze z troską.
- Spokojnie, Darling. Zawsze jestem ostrożny. W razie czego masz mój numer. Jak się czuje mama? - Przystaje na chwilę. Rozmawia z nią o wszystkim przez następne piętnaście minut. Śmieje się, życząc jej spokojnej nocy. Wychodzi, kierując się przez wieczorne miasto do ulubionego klubu w najbliższej okolicy. Staje przed wejściem, wyciągając z kieszeni różowego papierosa. Zza zamkniętych drzwi dobiega głośna, dudniąca muzyka. Pomimo wczesnej godziny, w okolicy jest sporo ludzi, a jeszcze więcej w środku.
- Darling – zagaduje do ubranego na czarno mężczyzny, stojącego niedaleko, niby nieco niepewnie Simon mierzy go szybkim spojrzeniem, z zadowoleniem patrząc na wyraźne mięśnie pod obcisłą koszulką. Niemal wyobraża sobie jak przejeżdża po nich dłońmi i Ach! - Masz może ogień, słoneczko? - pyta, opierając dłoń na biodrze. - Zapomniałem zabrać. Swoją drogą częstuj się – podsuwa mu opakowanie.

Lucas?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics