Dzień zapowiadał się niewiarygodnie
nudno. Simon powoli popijał swoja ukochaną herbatę, opierając się
o ladę w butiku. Ciszę nudy przerywał jedynie szum wiatraka,
ustawionego w kącie. Chłopak przewraca lekko oczami, po raz kolejny
molestując przycisk wygaszenia ekranu swojego smartfona.
- Dżizas – mruczy, mieszając
kończącą się zawartość papierowego kubka z znanym logo zielonej
syrenki. - Prędzej umrę tu z nudów – mówi do siebie,
przechadzając się do niewielkim butiku. Unosi głowę, gdy cichy
dzwonek przy drzwiach obwieszcza czyjeś przybycie. - Ach! Darling! -
Woła, widząc znajomą kobietę. Podchodzi do niej, całując ją w
oba policzki. Delikatnie ujmuje dłonie starszej, bogato ubranej
kobiety. - Milo cię w końcu widzieć – czeka aż ta ściągnie
okulary, po czym bierze od niej torby z zakupami. - Usiądź, proszę.
Przyniosę ci herbaty. To, co zawsze?
- Oczywiście Simon – odpowiada
łagodnym tonem. Siada z ulgą w różowym fotelu, ściągając
czarny kapelusz z szerokim rondlem. Chłopak od razu go od niej
odbiera, wieszając na wieszaku.
- Darling. Zdradź mi jakieś słodkie
ploteczki – uśmiecha się nieco, poprawiając włosy. Słuchając
opowieści kobiety w krwistoczerwonej sukni, przygotowuje herbatę.
- Moja sąsiadka. Wiesz która –
zaczyna kobieta, chłodząc się wachlarzem z piór. - Ta spod
siódemki.
- Ta, co ma sztuczne biodro? - upewnia
się.
- Dokładnie ta. Ma też kota –
prycha z pogardą. - Sama mam kota. Czysty rasowo pers! Mogę ci
pokazać rodowód aż do czasów Egipskich! - unosi się, jednak po
chwili uspokaja. - Więc. Pewnego dnia wychodzę... A ten jej
dachowiec załatwia się tuż przed drzwiami! Przed drzwiami! A potem
bezczelna udaje, że ona nic nie wie. A pewnie zabawiała się z tym
phi! Młodzieniaszkiem. Ja ci mówię, że nic dobrego z tego nie
wyjdzie. - Simon podaje jej porcelanową filiżankę potakując
delikatnie. - Ta sąsiadka to dziwka. Wybacz mi za słówko –
dodaje szybko, gdy ta patrzy na niego karcąco. - Wymsknie mi się
czasem – siada obok niej. - Ach! Masz boskie paznokcie, kochana.
Gdzie robiłaś?
- W salonie niedaleko – mówi i znowu
się rozgaduje. Simon słucha wszystkiego uważnie, w końcu
zadowolony z towarzystwa starszej kobiety, będącej stałą klientka
ekskluzywnego butiku.
- Przepraszam, że ci przerwę,
kochana. Jednak musimy ci wybrać jakiś ciuch. Ten starszy kawaler
musi paść na zawał.. I na twój widok i potem – rzuca z
uśmieszkiem, lekko potrząsając ramionami. Kobieta śmieje się
cicho, patrząc na niego z rozbawieniem. Przynosi jej kilka sukienek,
pomagając dobrać rozmiar, buty oraz dodatki. - Oj nie nie. To
zdecydowanie nie twój kolor – patrzy na nią krytycznie. - masz
wyglądać seksi a nie jak balon – prycha. - Swoją drogą. Cudowny
kapelusz. Prosty, ale stylowy – wzdycha, niosąc jej jedną z
koszul. - Co o tym uważasz? Piękny materiał – komentuje. Donosi
jej też kapelusz oraz żakiet. - Teraz to nawet ja bym ciebie
schrupał – chichocze. Kobieta śmieje się cicho, przeciągając
dłońmi po koszuli.
- Muszę przyznać, że to dość..
odważne.
- Kochana. Jesteś młoda. Musisz się
wyszaleć. Szalona koszula, ale elegancki żakiet. Oraz ten kapelusz.
Chociaż może twój będzie lepszy – zamyśla się. Patrzy na
kobietę w lustrze. Dolewa jej herbaty. - Pomyśl jeszcze trochę –
siada w fotelu. - Arnold padnie! Zobaczysz. Jeszcze odpowiednia
bielizna, wiadomo. Dam ci zniżkę na te boskie rajstopki. Wiesz,
które – idzie szybko za ladę. - Bosko rzeźbią tyłek – macha
ręką, po czym przeciąga dłonią po swoich pośladkach, odzianych
w neonowożółte szorty, pod którymi ma owe rajstopy, miejscami
podarte. - I jeszcze zwężają biodra. Wynalazł je jakiś geniusz –
Woła podekscytowany i pomaga się przebrać kobiecie. Kasuje jej
koszulę oraz żakiet. Pakuje wszystko w specjalny papier, dodając
ususzone płatki róż. Następnie całość ląduje w papierowej
torbie. Zgodnie z obietnicą dokłada zniżkę. Podaje całość
klientce, przyjmując od niej gotówkę. - Darling. Koniecznie musisz
wrócić i wszystko mi opowiedzieć – mówi, odprowadzając ją do
drzwi. - Liczę na wszystkie szczegóły – śmieje się i patrzy
jak ta odchodzi zadowolona. Simon sprząta wszystko, nucąc pod
nosem. Delikatnie poprawia biała koszulę. Brokatowymi paznokciami
stuka w blat.
Słońce powoli chowa się za wysokimi wieżowcami, gdy Simon przelicza kasę, zamykając butik. Klucze jak zawsze chowa na dnie plecaka. Wskakuje na rower, ruszając szybko do domu. Pedałuje zażarcie, myślami będąc już w ulubionym klubie. Kto by nie skorzystał z zbliżającego się weekendu? W piątki zawsze jest tam dużo przystojnych, gotowych do schrupania dupecz... Przystojnych mężczyzn. Wbiegając po dwa schodki, dociera do kawalerki, będącej na trzecim piętrze starej kamienicy. Mimo późnej pory, nie ma nikogo na korytarzu. Z jednego z pokoi obok dobiega go płacz dziecka. Wchodzi do mieszkania, od razu zrzucając wygodne buty. Sięga do lodówki po wczorajszą chińszczyznę. Nuci cicho, podjadając ją co jakiś czas. Wyciąga z ogromnej szafy ukochane, różowo-brokatowe szorty. Do tego neonowożółty podkoszulek. Ubiera się szybko. Wyciąga czarne buty na wysokiej platformie. Nuci pod nosem, długo nie mogąc wybrać odpowiedniego boa. W końcu porzuca ten pomysł, kończąc kolację. Wyrzuca pudełko do kosza.
Słońce powoli chowa się za wysokimi wieżowcami, gdy Simon przelicza kasę, zamykając butik. Klucze jak zawsze chowa na dnie plecaka. Wskakuje na rower, ruszając szybko do domu. Pedałuje zażarcie, myślami będąc już w ulubionym klubie. Kto by nie skorzystał z zbliżającego się weekendu? W piątki zawsze jest tam dużo przystojnych, gotowych do schrupania dupecz... Przystojnych mężczyzn. Wbiegając po dwa schodki, dociera do kawalerki, będącej na trzecim piętrze starej kamienicy. Mimo późnej pory, nie ma nikogo na korytarzu. Z jednego z pokoi obok dobiega go płacz dziecka. Wchodzi do mieszkania, od razu zrzucając wygodne buty. Sięga do lodówki po wczorajszą chińszczyznę. Nuci cicho, podjadając ją co jakiś czas. Wyciąga z ogromnej szafy ukochane, różowo-brokatowe szorty. Do tego neonowożółty podkoszulek. Ubiera się szybko. Wyciąga czarne buty na wysokiej platformie. Nuci pod nosem, długo nie mogąc wybrać odpowiedniego boa. W końcu porzuca ten pomysł, kończąc kolację. Wyrzuca pudełko do kosza.
- Punkt dla Simona – mruczy z
uśmieszkiem. Poprawia makijaż tak, by był doskonale widoczny,
nawet w kolorowym świetle klubowych lamp. Na koniec pakuje
najpotrzebniejsze rzeczy do wewnętrznej kieszeni w spodniach.
- Dobry wieczór Esmeraldo! - Woła do
znajomej hiszpanki, gdy tylko wychodzi z mieszkania.
-Dobry wieczór. Znowu się gdzieś
wybierasz? Uważaj na siebie – prosi, jak zawsze z troską.
- Spokojnie, Darling. Zawsze jestem
ostrożny. W razie czego masz mój numer. Jak się czuje mama? -
Przystaje na chwilę. Rozmawia z nią o wszystkim przez następne
piętnaście minut. Śmieje się, życząc jej spokojnej nocy.
Wychodzi, kierując się przez wieczorne miasto do ulubionego klubu w
najbliższej okolicy. Staje przed wejściem, wyciągając z kieszeni
różowego papierosa. Zza zamkniętych drzwi dobiega głośna,
dudniąca muzyka. Pomimo wczesnej godziny, w okolicy jest sporo
ludzi, a jeszcze więcej w środku.
- Darling – zagaduje do ubranego na
czarno mężczyzny, stojącego niedaleko, niby nieco niepewnie Simon
mierzy go szybkim spojrzeniem, z zadowoleniem patrząc na wyraźne
mięśnie pod obcisłą koszulką. Niemal wyobraża sobie jak
przejeżdża po nich dłońmi i Ach! - Masz może ogień, słoneczko?
- pyta, opierając dłoń na biodrze. - Zapomniałem zabrać. Swoją
drogą częstuj się – podsuwa mu opakowanie.
Lucas?
Lucas?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz