17.05.2019

Od Ashtona CD Eliotta

Propozycja Eliotta była całkiem interesująca. Bo kto nie chciałby stać w świetle stroboskopowych lamp? Być w centrum uwagi jako swoiste muzyczne guru? Cóż, taka opcja, zaiste, łechtała wybujałe ego czarownika. Ash nawet zignorował ten komentarz o przyćmieniu, co nie zdarzało się mu zbyt często. Tylko czy poradziłby sobie z takim zadaniem? Przecież było ono całkiem trudne, zwłaszcza, że Crowley nie miał nigdy do czynienia z tak skomplikowanym dla postronnego człowieka sprzętem, jakim była konsola DJa. Wiele było przecież kabelków, nie kabelków, pokręteł i przycisków. Nie mówiąc już o suwakach. To trochę za wiele jak na zmęczony podróżami do innych wymiarów umysł chłopaka. W tamtym momencie jednak do gry dołączył kolejny czynnik. O wiele silniejszy niż zdrowy rozsądek czy chęć pokazania się w jak najlepszym świetle. Alkohol.
Powiedzieć, że Ashton miał słabą głowę to jak nic nie powiedzieć. To prawda, pijał czasami rytualne wino, ale to tylko wtedy, gdy przejmował na siebie rolę kapłana sabatu i musiał odprawić spaczoną wersję chrześcijańskiej mszy. Lub wtedy, gdy Michael zostawiał w szklance piwo, a on mylił je po ciemku z piwem. Zdarza się nawet najlepszym, jak to mówią. Za każdym jednak razem młodzieńca ogarniało z początku nieprzyjemne, nawet bolesne, ale z czasem coraz to milsze odrętwienie ciała, a sam świat stawał się jakiś taki weselszy. Oczywiście, następnego ranka musiał to odpokutowywać jak męczennik własnej głupoty. Z tego powodu, młody Aleister raczej rzadko sięgał po procentowe trunki.
— Nie wiem, nie wiem ... — Crowley uśmiechnął się delikatnie, po czym zaśmiał się pod nosem i w kilku łykach wypił zawartość swojej szklanki. Następnie mrugnął porozumiewawczo do towarzysza, zsunął się ze stołka i bezpardonowo chwycił go za łokieć jakby był co najmniej osiemnastowieczną damą, a jego nowy przyjaciel bogatym kawalerem. Z racji nikłego w tym miejscu oświetlenia nie dostrzegł dokładnie wyrazu twarzy młodzieńca, lecz wnioskując po tym, że dopiero po chwili zaczął kierować się z powrotem w stronę muzycznego stanowiska, nie takiej reakcji się spodziewał. Crowley, można by rzec, był to takich rzeczy przyzwyczajony. Jako czarownik zazwyczaj był bardzo emocjonalną, empiryczną wręcz istotą. Dla niego większość gestów miała jeden wydźwięk — cielesności, typowo ludzkiej, pierwotnej wręcz. Dlatego zachowywał się w taki, a nie inny sposób, bardzo otwarty według wielu. Ci sami ludzie reagowali zdziwieniem na to zachowanie, jakie dla Asha było wręcz codziennością. Nie oczekiwał on, że wszyscy pojmą zwyczaje jego pobratymców. Chociaż podczas wieczornych przemyśleń dochodził do wniosku, że gdyby do tego doszło, być może ułatwiłoby to mu w dużym stopniu jego czarodziejskie życie.
— Pokażesz mi, jak to zrobić, prawda? — dopytał po drodze Ashton, podnosząc spojrzenie na towarzysza. Nie spodobał się mu fakt, że musiał przekrzykiwać muzykę. Jeszcze zedrze sobie przez to gardło, a nawet dzieciak wie, że w pełni sprawna krtań jest podstawą podczas rytuałów. Zwłaszcza przywoływania. Bowiem wtedy nawet drobna zmiana w wypowiedzeniu inkantacji czy, co gorsza, imienia, może przynieść niezamierzone, bolesne dla przywoływacza skutki. 
— Nigdy nie korzystałem z czegoś takiego. Ah, nie obawiasz się, że coś zepsuję i będziesz musiał za to płacić ze swojej kieszeni?

Eliott?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics