19.05.2019

Od Vergila CD Harriet

W obawie, że coś może się przydarzyć Harriet, Vergil, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, postanowił zostać w jej domu. Nie odczuwał jeszcze pilnej potrzeby pójścia spać, a w dodatku to, co powiedziała paręnaście minut temu wampirzyca ponownie przebudziło wspomnienia, o których chciałby zapomnieć. Znowu pod powiekami stanął mu obraz leżącej nieruchomo matka. Jej ciało, ułożone na zimnych kafelkach, z pustymi, szeroko otworzonymi oczyma wpatrzonymi w twarz syna, ciemna krew, otaczająca ją jak burgudnowa tkanina. Zabarwione włosy, zaplecione w warkocz, drobinki lodu na bladej skórze, otworzone okno. Ślady ogromnych, kocich łap.
Ivar.
Dlaczego to zrobił? Co wstąpiło w tego nieco nieśmiałego kujona, który prędzej by uciekł niż skrzywdził... Kogokolwiek. Tym bardziej nie Lorette. Nie ich matkę. Tylko jedna odpowiedź miałaby sens. A gdyby okazała się prawdziwa, Vergil nie mógłby sobie wybaczyć.
Blado wyglądasz, Vergil. Jak duch, można powiedzieć — James rozsiadł się na sofie, zarzucając nogi na oparcie. Po przeanalizowaniu swych słów, zaśmiał się pod nosem — Nie no, ja to jednak zabawny jestem..
— Odpierdol się ode mnie z łaski swojej — warknął Svensson, powoli krążąc pod drzwiami do pokoju wampirzycy, mając zbyt wiele myśli w głowie, aby ustać w miejscu. Nie potrzebował komentarzy ducha, sam był już na skraju wytrzymałości emocjonalnej. Zaczął odczuwać nawet nieprzyjemny ruch między łopatkami, towarzyszącej przemianie. Z tego powodu, oparł się o balustradę, używając technik typowych dla medytacji do opanowania się. W końcu, skoro na zimnej północy działało, to dlaczego teraz by nie miało? Musiał tylko się skupić, oddychać spokojnie i głęboko, nie patrzeć na Jamesa. Łatwizna.
Powinieneś się położyć — Niespodziewanie duch zawisł tuż przed nosem potomka. Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie i szczera troska o stan Vergila, który przecież był swoistym hostem Brytyjczyka. Svensson uniósł brwi ze zdziwieniem i, nim zdołał cokolwiek powiedzieć, już stał na dole, przy kanapie.
— James, ogarnij się — warknął ostrzegawczo, gdy dostrzegł jak mężczyzna pieczołowicie zrzuca poduszki na podłogę, nie bacząc na inne rzeczy czy zwierzęta, które wodziły za nim wzrokiem, a czasami syczały bądź furkały, gdy tylko duch się do nich zbliżał. Na sam koniec to sam Norweg został pchnięty na sofę. W pierwotnym zamierzeniu, głowa Lucasa miała trafić na kolana Anglika, jednak kiedy do tego nie doszło z raczej oczywistego, lecz pominiętego przez Jamesa szczegółu, jakim była jego drobna, nieznaczna śmierć, przodek położył w tym miejscu poduszkę.
Śpij.
— Ale nie chcę. Nie tutaj. James, cholera!
Bo cię zmuszę.
Vergil westchnął ciężko, po czym zamknął oczy i spróbował zasnąć, starając się nie myśleć o swym położeniu. Ciche nucenie ducha, zapewne jakiejś kołysanki, wybitnie mu w tym nie pomogło. Mimo przeciwności losu, ostatecznie jednak, po prawie godzinie, udało się mu zapaść w niespokojny sen.

— Wstawaj, Harriet — Vergil otworzył barkiem drzwi do sypialni przyjaciółki, tym samym wpuszczając komitet powitalny w formie pandki rudej i szopa, którzy tuż po rozwarciu wrót wpadli do środka. Wampirzyca uśmiechnęła się na widok przyjaciela oraz zwierząt, po czym usiadła na łóżku, następnie się lekko rozciągając. Jej wzrok od razu uciekł ku tacy z tylko i wyłącznie wysoką szklanką, wypełnioną znanym płynem. Białowłosa dopiero wtedy zauważyła czerwone plamy na rękawach Norwega.
— Ver? Co jest? Czy to krew?
— Tak. Ale nie moja — Mężczyzna beznamiętnie postawił tacę na kolanach przyjaciółki — Mieliśmy gości w nocy. Zostawili na progu podarunek. Dla mnie. Dla ciebie. Dla nas. Musisz to zobaczyć.

Harriet?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics