9.05.2019

Od Lucasa CD Simona

Lucas wygląda na zewnątrz, uchylając lekko drzwi. Na korytarzu nadal słychać krzyki spanikowanych ludzi, biegnących w stronę wyjścia. Szum wody rozbrzmiewa w pomieszczeniu, gdy Simon obmywa twarz przy umywalce. Odwraca się gwałtownie w stronę chłopaka, gdy ten zaczyna krzyczeć. Podchodzi do niego szybko i w tym samym momencie, zauważa w lustrze mężczyznę leżącego w kabinie. Zwraca się powoli w stronę ciała zmarłego i podchodzi ostrożnie. Krew powoli ścieka po szyi mężczyzny, plamiąc jego jaskrawo żółtą koszulę i białe spodnie. Z każdym jego krokiem metaliczny zapach czerwonej substancji nasila się, drażniąc lekko jego zmysł węchu. Nagle jego uwagę przykuwa przypinka znajdująca się na piersi denata.
– Cholera. – mruczy pod nosem, zauważając wizerunek jelenia na metalowej powierzchni ozdoby. Odwraca się w stronę Simona i podchodzi do niego. – Muszę cię poprosić o to byś teraz mi zaufał. – zaczyna. - Wiem, że to nie jest sytuacja, w której chciałbyś się znaleźć, ale nie martw się. Wezwę teraz służby specjalne. – oznajmia. – Póki co wyjdziemy na zewnątrz. – kontynuuje powoli, patrząc uważnie na bladego chłopaka, który z trudem trzyma się na nogach. – Pomogę ci, dobrze? Tylko nie odwracaj się w tamtą stronę – prosi. Simon jedynie potakuje powoli. Widać po nim, że jest zbyt przerażony i zdezorientowany, by dyskutować z mężczyzną. Lucas obejmuje go delikatnie, trzymając blisko siebie. Otwiera ręką drzwi i powoli kieruje się z chłopakiem do wyjścia. Cały lokal opustoszał, a wewnątrz panuje całkowita cisza. Gdy tylko znajdują się na dworze, Lucas podchodzi do ochroniarzy i pokazuje im odznakę. – Pod żadnym pozorem nikogo tam nie wpuszczajcie. Zaraz przybędą tutaj służby specjalne. Zostało tutaj dokonane przestępstwo i nikt nie upoważniony nie może tutaj się dostać. – oznajmia poważnie, patrząc na nich. Ci nieco zaskoczeni przyglądają się jego oznace, rozpoznając legitymację funkcjonariusza służb specjalnych.
– Przecież nikt nie ucierpiał – zauważa jeden z nich.
– Zostało dokonane przestępstwo. – akcentuje każde słowo mężczyzna. – W tym momencie utrudniacie pracę funkcjonariuszowi, za co może was spotkać kara pieniężna, a nawet od 6 miesięcy do 2 lat pozbawienia wolności. – oznajmia poważnie.
– Już wystarczy… rozumiemy. – zapewnia ochroniarz.
– Dobra odpowiedź. – mówi Lucas, chowając odznakę, odchodzi kawałek dalej z Simonem.
– Muszę zadzwonić. Dasz radę samemu ustać na nogach? – pyta, spoglądając na chłopaka.
– Ja… chyba tak. – oznajmia, nieco skołowany. Otwiera usta by jeszcze coś powiedzieć, ale jego towarzysz już wybiera numer na linie jednostki specjalnej. Mężczyzna odsuwa się od niego i czeka aż ktoś odbierze połączenie. W końcu w słuchawce słychać zmęczony już nieco głos recepcjonistki.
- Laurie, koniecznie zawiadom patrole by przyjechały do klubu przy 15th Ave. Został tutaj zamordowany człowiek. Mam podstawy twierdzić iż dokonał tego ktoś z nadludzi. – oznajmia. – Niech się pośpieszą. – prosi i rozłącza się, gdy kobieta potwierdza, że przyjęła zgłoszenie. Lucas wraca do Simona, chowając do kieszeni kurtki telefon. Zatrzymuje się obok niego i spogląda na jego nadal bladą twarz. Po chwili wahania wyciąga paczkę papierosów i podsuwa mu jednego. Chłopak drżącą dłonią sięga po ćmika i odpala od płomienia zapalniczk Lucasa. Zaciąga się z ulgą dymem, wbijając wzrok w jakiś odległy punkt. Przed klubem zostało już niewiele osób. Większość uciekła w popłochu, zbyt przerażona. Tylko kilka osób kręci się przy budynku z zaciekawieniem zerkając w stronę wejścia, wyraźnie zaintrygowane tym co się wydarzyło.
- Więc… jesteś z policji? – pyta w końcu Simon, nie wiedząc do końca co powiedzieć.
- Tak, pracuję w jednostce specjalnej do spraw przestępstw popełnianych przez nadludzi. - tłumaczy mężczyzna.
- Więc… Nie byłeś tu przypadkiem... – zauważa, spoglądając na niego. Jego ramiona lekko drżą od zimna, panującego na zewnątrz. Mężczyzna po chwili zawahania ściąga skórzaną kurtkę i zarzuca ją na ramiona chłopaka.
- Miałem się z kimś skontaktować i… początkowo wziąłem cię za tą osobą. – wzdycha cicho, pocierając skronie. – Przepraszam za to. W każdym razie nie znalazłem się tu przypadkowo. – przyznaje. - Niestety nikt mnie wcześniej nie uprzedził, że wszyscy ludzie w tym klubie ubierają się podobnie do ciebie. – dodaje, uśmiechając się słabo. – Szczerze powiedziawszy byłem całkiem zaskoczony, szczególnie gdy wszedłem do klubu. Przykro mi, że nie był to dla ciebie zbyt wesoły wieczór. – mówi, patrząc na niego przepraszająco. Simon potakuje jedynie, odwracając wzrok. Rzuca niedopałek na ziemię i przydeptuje go butem.
- To nie twoja wina. – zauważa po chwili chłopak, otulając się szczelniej kurtką.
- W każdym razie dziękuję za wprowadzenie mnie do środka. Nie licząc tych niezbyt miłych incydentów, dobrze się z tobą bawiłem. – przyznaje, obdarzając go szczerym uśmiechem. W tle słychać zbliżające się dźwięki syreny policyjne, a chwilę później ulicę przed klubem rozświetlają charakterystyczne barwy lamp na dachu radiowozów.
- Poczekaj tutaj, dobrze. – zwraca się do Simona i podchodzi do mężczyzn wysiadających z pojazdów.
- Cześć młody – mruczy, zdecydowanie starszy od Lucasa i nieco wyższy od niego mężczyzna o bardzo ciemnych niemal czarnych włosach. W niektórych miejscach widać pojedyncze pasemka siwych włosów. Mimo to jego budowa ciała jest wyjątkowo wysportowana. – Co tu się stało? – pyta, poprawiając klamrę od paska, przy za dużych już spodniach.
- Dobry wieczór komisarzu. – odpowiada, patrząc na niego z szacunkiem. – Miałem spotkać się tutaj z informatorem. Niestety nie udało mi się go znaleźć. Dzięki pomocy jednego z klubowiczów wszedłem do środka. Początkowo byłem przekonany, że to on jest osobą, która miała przekazać mi informację. Jednak pomyliłem się. – przyznaje ze skruchą. – Później rozległy się trzy strzały wewnątrz budynku. Wszyscy zaczęli panikować i udali się do wyjścia. Pomogłem wydostać się z tłumu chłopakowi, z którym tutaj byłem. Zaprowadziłem go do łazienki i tam znaleźliśmy ciało, jak sądzę naszego informatora. Nie przyjrzałem mu się zbyt dokładnie, nie chcąc niszczyć dowodów, ale myślę, że stoi za tym ktoś z nadludzi. – oznajmia z pewnością. Funkcjonariusz przygląda mu się uważnie, krzyżując dłonie na piersi. Milczy przez chwilę, wydymając lekko usta.
- Zajmiemy się tym. – odpowiada w końcu. – Resztę zostaw nam. Ty możesz już jechać do domu młody. – mruczy. Lucas potakuje lekko i wraca powoli do Simona.
- Myślę, że nie powinieneś wracać sam do domu. Odwiozę cię. – proponuje.
- Nie, naprawdę nie trzeba, poradzę sobie sam – zapewnia chłopak, robiąc krok w jego stronę, chcąc oddać mu kurtkę. W tym samym momencie traci równowagę, prawie upadając na ziemię. W ostatniej chwili Lucas łapie go przyciągając lekko do siebie.
- Ja jednak nalegam. – mówi, uśmiechając się do niego łagodnie. Chłopak otwiera usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie rezygnuje z dalszych sprzeciwów i potakuje powoli głową.
- Chyba muszę zawierzyć w twoje ręce moje cenne życie Darling. – odpowiada, patrząc na niego.
- Zapewniam cię, że w moich rękach na pewno będziesz bezpieczny. – zapewnia łagodnie. – Zatrzymaj póki co kurtkę, tobie bardziej się przyda. – dodaje, odsuwając się od Simona. Powoli prowadzi go w stronę swojego motoru.
- Wiesz co… ja może jednak pójdę na piechotę. – mruczy chłopak, tracąc nieco przekonanie co do podjętej decyzji. Lucas śmieje się cicho, patrząc na niego.
- Przyrzekam, że dowiozę cię w całości do domu. – mówi, podając mu kask. Po chwili wahania jego nowo poznany towarzysz bierze okrycie głowy i zakłada. – Najpierw jednak potrzebny mi jest twój adres. – zauważa.
- Mieszkam całkiem niedaleko. Przy Denny Park od strony 7th Ave. Stara ceglana kamienica. Nie przegapisz. – zapewnia i po chwili zajmuje miejsce za mężczyzną. Obejmuje jego umięśniony brzuch, wtulając się w plecy mężczyzny.
- Trzymaj się mocno. – mruczy Lucas i z przyjemnym dla ucha dźwiękiem odpalanego silnika rusza w stronę domu chłopaka. Przemierza szybko ulice, sprawnie przeciskając się miedzy samochodami. Czuje jak ręce Simona coraz mocniej zaciskają się na jego torsie. Po kilku minutach jazdy, zatrzymuje się przed dość staromodnym budynkiem.
- Simon… Jesteśmy już na miejscu. – mówi z lekkim uśmiechem, gdy ten nadal siedzi przyklejony do jego pleców.
- Och… no tak. – mamrocze chłopak, schodząc niepewnie z pojazdu. – Nie żeby coś, ale jako policjant chyba nie powinieneś łamać przepisów, Darling. – zauważa, oddając mu kask.
- Mam usprawiedliwienie. Musiałem szybko dowieźć cię do domu. W końcu ledwo trzymałeś się na nogach. – odpowiada, uśmiechając się lekko.
- Mmm… Załóżmy, że można uznać to za usprawiedliwienie. – śmieje się chłopak. – Dziękuję za pomoc Luca. – dodaje, uśmiechając się do niego z wdzięcznością.
- Nie ma za co Simon. – zapewnia mężczyzną, zakładając kask na głowę. – Uważaj na siebie. – prosi. – I mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo. – dodaje po chwili, odpalając silnik. Odjeżdża spod kamienicy, kierując się w stronę swojego mieszkania.


Simon?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics