11.05.2019

Od Vergila CD Harriet

Tamten dzień nie zwiastował niczego szczególnego. Zaczął się tradycyjnie. Na szafce obok łóżka Vergila rozbrzmiał poranny budzik, dając właścicielowi znak, że powinien opuścić senne krainy i zrobić coś produktywnego ze swym życiem. Norweg przewrócił się w stronę pokoju i niechętnie otworzył oczy. Wzrok bruneta przebiegł po śpiącym nadal w swym legowisku Diego, zatrzymując się na drażniącym wyczulone uszy norskiego wojownika urządzeniu. Svensson na oślep uderzył dłonią w budzik, tym samym sprawiając, że już i tak nadwyrężone poprzednimi, podobnymi zachowaniami ze strony Norwega, tryby zamilkły, najpewniej na dobre. Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka i okrył się leżącym na pościeli kocem, czując na odsłoniętej skórze ostre ukłucia zimna. Wyraźnie piec, ogrzewający tę niewielką chatę na odległej północy rodzinnego kraju Vergila, zgasł w nocy, a przeciskający się przez nieszczelne okna wiatr skutecznie wymiótł resztki ciepła z domu. Svensson wychylił się nieznacznie, aby upewnić się, iż samotny kawałek drewienka, oparty o brzeg kosza, nie wystarczy do ogrzania wnętrza. Z tego powodu, chociaż miał o wiele ciekawsze plany na spędzenie tego poranka, założył wysłużone dresy i tradycyjny sweter, przysłany z Oslo przez matkę, nim ta odeszła na zawsze.
— Chodź — Mężczyzna cmoknął na psa, gdy założył wysokie buty oraz puchatą kurtkę, którą dla wygody zostawił rozpiętą. Przy akompaniamencie rytmicznych uderzeń psich pazurków o drewniane panele, Ver podniósł z podłogi siekierę i wyszedł na zewnątrz.
Po roku spędzonym sam na sam ze swoimi myślami i druhem w postaci psa, przyzwyczaił się do intensywnej w blasku wschodzącego słońca bieli śniegu, zalegającego na całym podwórzu za ciemnoczerownym domem. Poza chatą i niewielką przybudówką z drewnem, nie można było dostrzec żadnego innego zabudowania. Być może była to wina sosnowego lasu, otaczającego teren, oddzielony od dziczy jedynie niskim, kamiennym płotem. Po wyjściu na ganek, oprócz przyjemnego szumu drzew, do uszu Vergila dotarł także dźwięk fal, uderzających o wysokie brzegi klifów, których zarys Svensson ledwo co widział pomiędzy smukłymi pniami iglaków. Wszystko to napawało młodzieńca specyficzną satysfakcją, a nawet radością, której brakowało mu od kiedy tylko powrócił do Oslo na pogrzeb matki.
Brunet podrzucił w ręce siekierę i westchnął ciężko na wspomnienie Lorette. Dopiero parę tygodni po śmierci kobiety w zupełności pojął, że już nigdy nie poczuje jej przy sobie, nigdy nie otrzyma kolejnego bezużytecznego prezentu na święta i nie usłyszy swojego imienia zdrobnionego w sposób, na jaki nigdy nikomu nie pozwalał. Verry. Vergil otarł rękawem twarz, mimo, że łzy nadal utrzymał w sobie. Ale taka jest kolej rzeczy. Powinien się tego nauczyć, w końcu przeżył wiele. Tyle samo stracił.
Mechanicznym gestem otworzył przybudówkę i sięgnął wolną ręką po kawałek drewna, który ustawił na większym balu. Nim zamachnął się, obejrzał się na Diego. Pies wydobył spomiędzy zasp śniegu wczoraj zostawioną piłkę, którą zaczął przerzucać z jednego krańca podwórza na drugi. Vergil uśmiechnął się słabo i skupił się w zupełności na swym celu. Wsłuchując się w świst siekiery, przecinającej powietrze, przestał zwracać uwagę na otoczenie. Dlatego dopiero w momencie, gdy oparł się o próg budynku, aby chwilowo odpocząć, zorientował się, że nie słyszy niczego, nawet szumu oceanu czy dyszenia psa. Pchany instynktem, wyrwał broń z drewna, po szybkim odwróceniu się, rzucił nią w kierunku zagrożenia. Ostrze wbiło się w pień sosny po przeciwnej stronie. Stojąca przy nim brunetka spojrzała nieco pobłażliwie na drgającą rękojeść, po czym przeniosła wzrok na zaciskającego dłonie w pięści Vergila.
— Wystarczyłoby, gdybyś powiedział po prostu "Cześć, dobrze cię widzieć". Chyba za długo siedzisz na tym wygwizdowie, nie sądzisz? — Dziewczyna wcisnęła ręce do kieszeni kurtki, przylegającej ściśle do jej ciała. Norweg zmierzył ją wzrokiem, zatrzymując się nieco dłużej na najbardziej wyeksponowanych elementach kobiecego ciała, na co ciemnowłosa zareagowała perlistym śmiechem.
— Zachowujesz się coraz bardziej jak zwierzę, Svensson.
— Czego chcesz, Alvardóttir? — wszedł jej w zdanie wojownik, prostując się, aby spojrzeć z góry na walkirię. W jej otoczeniu zawsze miał wrażenie, jakby był o krok od przemiany. Prawdopodobnie miało to związek z niebezpieczną aurą, roztaczaną przez Islandkę. A może po prostu odzwyczaił się od przebywania w pobliżu kobiet.
— Znalazłam ją — Elena oparła się o drzwi, o wiele bliżej niż wymagała to rozmowa między pracownikiem a zleceniodawcą, po czym wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Svenssona. Brunet, jakby zauroczony osobą walkirii, bezwładnie pochylił się, tym samym pozwalając Islandce przeciągnąć palcami po zaroście na jego szczęce — Jest w Seattle, ale nie wiem, jak długo.. Więc ogól się i ogarnij.. Chyba nie chcesz, aby Harriet znowu ci uciekła, czyż nie?
— Dziękuję — Vergil cofnął się tuż przed tym, jak chichocząca Elena skradła mu delikatnego całusa. Mężczyzna minął brunetkę i skierował się do domu — Dziękuję.. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.
— Przestań pieprzyć. Wiesz, że robię to tylko dla pieniędzy — Dziewczyna ponownie włożyła dłonie do kieszeni i odwróciła się na pięcie w stronę siwego ogiera, uwiązanego do jednego z leśnych drzew. Ver zatrzymał się z dłonią na drzwiach do domu, po czym obejrzał się na Islandkę.
— Żartuję przecież — Walkiria pogładziła powoli bok Vindura — Chcę tylko, abyś wrócił do normalności, Vergil. I jeśli ona ma ci pomóc to zrobić.. Z wielką chęcią ją odnalazłam. Tylko nie spierdol tego tym razem, dobra?

— Dla mnie możemy zostać nawet tutaj — Norweg, nie mogąc się powstrzymać, położył dłonie na ramionach przyjaciółki i z szerokim uśmiechem na twarzy zmierzył jej osobę. Nie mógł powstrzymać radości na widok Harriet, całej i zdrowej. Uczucie zawładnęło nim do tego stopnia, że złapał nawet białowłosą w pasie i obrócił się z nią w alejce, śmiejąc się serdecznie. Na sam koniec, wtulił twarz w jej włosy, zaciągając się zapachem, który ukoił jego wewnętrzne zwierzę.
— Tęskniłem, Harr.. Tęskniłem jak cholera. Mamy tyle do obgadania, tyle do opowiedzenia!
— Spokojnie, Miśku — Wampirzyca poklepała mężczyznę po plecach, przez co ten zreflektował się i odsunął, splatając ręce na szerokiej pięści.
— Okay, okay.. Wybacz. Poniosło mnie — Wyjaśnił Vergil, a następnie poszedł wraz z kobietą w stronę głównej ulicy, nie mogąc przestać wpatrywać się w nią — Prawie w ogóle się nie zmieniłaś, wiesz?

Harriet?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics