16.05.2019

Od Harriet do Lucasa

Przebywając w swoim domu, miałam wrażenie, jakbym nadal mieszkała w Williston. Datsun nadal stałby pod drewnianym domkiem, Miku łaziłby po okolicznych drzewach, natomiast ja mordowałabym kolejnych dziwnych ludzi.. Szybko jednak wracałam do teraźniejszości, gdy wielkie cielsko Amy wylądowało prosto na mojej klatce piersiowej. Nietoperz często to robił, gdy Miku lub Jake nie dawali mu spać. Biedny nie miał czasem od nich spokoju, więc przytulał się do mnie i spał tyle, ile mógł. Gdy było mi konieczne wstać, kładłam go w swoim pokoju w stercie koców, gdzie w spokoju mógł odpocząć i wyspać się za resztę domowników. Natomiast ja nie miałam dnia bez "tajemniczego telefonu", który zlecał mi zlikwidowanie kolejnych ludzi mafii lub znacznych zagrożeń ludziopodobnych, jednak tym razem odezwało się do mnie Sopportare, co nie było żadną nowością. Gdy tylko się dowiedziałam, że oni funkcjonują w Seattle, od razu postanowiłam się z nimi "zakumplować", aby później nie mieć problemów z moją obecną i raczej niezmienną pracą. Główny dowodzący stwierdził, że czasem trzeba współpracować z "wrogiem", aby sprawniej likwidować nadludzkie zagrożenie. Sama się z tym zgadzam, gdyż widziałam wielu mutantów, którzy zabijali bezbronnych ludzi lub rozwalali kilka dzielnic. Jednak dzisiaj główny dowodzący poprosił mnie o szybkie pojawienie się w bazie, gdyż owa rozmowa nie jest na telefon, choć połączenie jest bardzo dobrze zabezpieczone. Zgodziłam się na to, a że byłam w sumie gotowa do wyjścia, bo oczywiście rano musiałam jechać po zakupy, założyłam na siebie skórzaną kurtkę oraz ciemne trapery damskie, gdyż jesienna pogoda za oknem nie rozpieszczała. Upewniając się, że w domu wszystko jest na swoim miejscu, udałam się do garażu, z którego wyjechałam szarym audi wybierając od razu drogę na główną komendę w Seattle.
  Na szczęście miasto nie było zatłoczone, a na wszelkich skrzyżowaniach pojawiało się zielone światło, przez co gdzie nie gdzie przekroczyłam dozwoloną prędkość. Przynajmniej na czas dojechałam na spotkanie, które było ponoć aż tak pilne. Zaparkowałam szaraka na ich parkingu i spokojnym krokiem weszłam do budynku od razu kierując się do sali odpraw. Na miejscu zastałam dowódcę oddziału Sopp oraz trzech mężczyzn, dokładnie policjantów.
— Co tym razem jest do wykonania? — spytałam po zamknięciu za sobą drzwi.
— Zabezpieczysz moich ludzi podczas odbioru nowej broni od prywatnego dostawcy — powiedział kierując na mnie wzrok — Dwie poprzednie transakcje zakończyły się ostrzałem, lecz nikt z naszych poważnie nie ucierpiał. Tym razem wolę być pewny, że wszyscy wrócą cali.. razem ze skrzyniami.
— Żaden problem — odpowiedziałam krótko — Jak będzie wyglądał odbiór?
— Jadą dwa busy z ludźmi, a między nimi ciężarówka odbierająca skrzynie — wyjaśnił — Ty pojedziesz jako pasażer w ciężarówce, natomiast kierować będzie Fletcher — wskazał na mężczyznę, który krótko przytaknął. Widziałam go już wcześniej, lecz nie miałam okazji poznać nawet nazwiska — Pozostała dwójka będzie prowadzić busy z naszymi ludźmi.
— Wolałabym jechać prywatnym autem, ale odbiór jest pewnie daleko — wróciłam spojrzeniem na dowódcę.
— Niestety tak. Po za tym, w ciężarówce będziesz miała szybszy czas reakcji, natomiast Twoje auto będzie bezpieczne na naszym parkingu — zapewnił — Wyjazd jest za.. pół godziny. Możecie iść się przygotować — zakończył i skinął w stronę drzwi, po czym opuściłam pokój odpraw.
Skierowałam się do szatni Sopp, gdzie wyposażyłam się w pas z bronią na udo oraz w pasie, zaś klatka piersiowa została osłonięta czarną kamizelką kuloodporną, tak żeby wmieszać się w mundurowych. Upewniłam się co do posiadanego pistoletu oraz amunicji, poprawiłam bluzę pod kamizelką, gdyż skórzaną kurtkę musiałam odwiesić, oraz spięłam włosy w luźną kitkę puszczając kilka kosmyków na bok. Będąc gotowa do działania, wyszłam tylnymi drzwiami na kryty parking Sopp, gdzie kilku mundurowych szykowało wcześniej wspomniane pojazdy. Obeszłam dookoła nich, aby choć trochę zapamiętać ludzi, którzy mają wrócić cali z akcji. Nie żeby się o nich martwiła, po prostu im więcej przeżyje, tym lepsza będzie zapłata. W jednej z dwóch grup rozpoznałam kilka mundurów, z którymi miałam okazję już wcześniej działać.
— Wilson, znowu się widzimy — powiedziałam będąc obok mężczyzny.
— Witaj Shepherd — zerknął na moją osobę dość poważnie, co do nas nie bardzo pasowało — Spodziewałem się Ciebie na tej akcji — dodał już znacznie luźniej.
— Ilu ostatnio ucierpiało? — spytałam przypominając sobie słowa dowódcy.
— Pięciu postrzelonych, na szczęście przeżyli — odpowiedział — W tym Moore, ale jak widać, szybko z tego wyszedł — dodał wskazując na mundur notujący coś w notesie.
— Słyszałam, że Garcia i Davis też wylądowali w szpitali. To było podczas tej akcji?
— Tak, ale było to na tyle niebezpieczne uszkodzenie, że kilka dni później wrócili do służby.
— Dobrze to słyszeć — westchnęłam — Jednak bardziej zastanawia mnie.. Fletcher. Wcześniej nie widywałam go na takich działaniach.
— Może dla tego, że często miał kominiarkę — zaśmiał się krótko Wilson — Muszę przyznać, że dobrze się z nim pracuje, choć nie zawsze mam do tego okazję.
— Rozumiem — mruknęłam w zamyśleniu i zerknęłam na zegarek — Czas jechać. Osobiście dopilnuje, żeby każdy wyszedł z tego cało — zapewniłam patrząc na znajomego.
— Ale pamiętaj, że nadal jesteś śmiertelnikiem — wskazał na mnie palcem powoli kierując się do busa.
Lekko się uśmiechnęłam i sama udałam się do ciężarówki, do której właśnie wsiadał wcześniej wspomniany mężczyzna. Przyznam, że wygląda dobrze, a sam mundur dodaje mu męskości. Oczywiście nie będę wzdychać jak kretynka na widok płci przeciwnej, to mnie w moim stylu. Gdy siadłam wygodnie w fotelu pasażera, zapięłam szelkowe pasy i poluzowałam lekko zapięcie od kamizelki, aby te nie ściskało mnie podczas drogi.
— Mam nadzieję, że w pewnym momencie nie odstrzelisz mi łba — rzekł Fletcher i krótko na mnie zerknął.
— Jeśli Ty nie będziesz chciał mnie zabić, nie musisz się martwić o swoje życie — odpowiedziałam spokojnie — Po za tym, nie używam broni palnej do zabijania — dodałam — A ta broń to tylko dla zmyłki — wyjaśniłam uprzedzając wszelkie pytania.
— Rozumiem.
— A jak już razem jedziemy.. — zerknęłam na dane zapisane w teczce — To nazywam się Harriet, a Ty jak widzę jesteś.. Lucas, ciekawe imię — westchnęłam krótko.
— Zgadza się — przyznał.
— Powiedz więc, jak długo siedzisz w Sopportare? Może służyłeś gdzieś wcześniej? — zapytałam zagłuszając ciszę, która mogłaby zaraz powstać. Przy okazji dowiem się co nie co o nowym kompanie działania.

Lucas? :)

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics