9.05.2019

Od Simona CD Lucas

-Powiedzmy, Darling – uśmiecha się nieco. – Bywam tu i tam. Jednak tutaj mam cóż… Najbliżej. I dobrze, że dzisiaj byłem leniuszkiem – śmieje się, powoli mierząc go wzrokiem. – Zostajesz na dłużej, słoneczko? Czy jesteś tylko przelotnie? – Przygląda mu się uważnie. Patrzy na łagodną, zamyśloną twarz mężczyzny.
- Zostanę na trochę. W końcu jest piątek – zauważa.
- Zdradź mi zatem swoje imię, Darling – gasi papierosa o kosz na śmieci, wrzucając kiep do środka. – Chyba, że wolisz zostać moim słoneczkiem – puszcza mu oczko. Zauważa, że ten uśmiecha się nieznacznie.
- Lucas.
- Simon – odpowiada i delikatnie ściska wyciągniętą dłoń. – Wejdźmy do środka. Znam ochroniarza – zapewnia. Kieruje się powoli do drzwi, czując za sobą obecność poznanego przed chwilą mężczyzny.
– Witaj Marcus. Jak żona? – zagaduje muskularnego goryla przy drzwiach. – Włosy po tej odżywce lepsze? Koniecznie powinna do mnie wpaść do sklepu – nawija, lekko wymachując rękami. – Jest przecu-do-wną kobietą. A ty szczęściarzem.
- Wspominała coś, że jej pomogło – mruczy jedynie, patrząc na niego uważnie. – Będziesz wychodził?
- Na papieroska. Poczęstuję cię – zapewnia. – Do tego to jest mój dzisiejszy ogniowy – odwraca się do Lucasa. – Więc w razie tłumów też go wpuść. Zresztą potem i tak się zmywam gdzieś dalej. Wiesz jak to jest, Darling – przewraca lekko oczami, wchodząc do środka. Już w korytarzu słychać głośną muzykę. Ich ciała niezauważanie drżą, gdy przechodzą przez nie kolejne fale muzycznych wibracji. W głównej sali panuje tłok i ścisk. Simon wzdycha, stanowczo łapiąc dłoń Lucasa. - Idziemy gdzieś, gdzie jest ciszej, Luca – zwraca się do niego zdrobniale. Zręcznie lawiruje między tańczącymi mężczyznami, ubranymi w podobnym stylu, co on. Na każdym kroku spotyka ciężkie buty na wysokich platformach, brokatowe makijaże czy wielokolorowe koszulki. W powietrzu unosi się ciężki, nieco gryzący zapach potu oraz alkoholu. W końcu wyprowadza ich do osobnej, mniejszej sali. We wnętrzu jest dość ciemno a jedynie źródło światła stanowią ciemnoniebieskie neony przy barze oraz czerwono-pomarańczowe lampy lawowe na okrągłych stolikach.
- Darling! – woła Simon do kobiety przy barze. Ochroniarze patrzą na niego wrogo, jednak kobieta daje im znak, by ich wpuścić. Simon całuje oba jej policzki. – Tam! To jakaś dżungla! – woła chłopak, wchodząc na stołek barowy. Mimo sporej odległości między salkami, dalej słychać przytłumioną muzykę. – Dobrze usiąść w spokojniejszym miejscu. Miałem okropny tydzień – opowiada, gdy ta nalewa im kolorowe drinki do niewielkich szklanek. – Ale! To nieważne. Kochanaaaa. Co u ciebie? – kładzie rękę na jej wolnej dłoni, na której błyszczy się srebrny pierścionek.
- Oświadczył mi się – zgrabna szatynka o nieco pucowanej, ale łagodnej twarzy unosi dłoń. Drugą przysuwa im szklaneczki. – To zresztą wiesz. Było cudooownie – zapewnia i wzdycha rozmarzona. – Nie sądziłam, że się odważy. Szczególnie, że wiesz jaki bywa zestresowany. Biedaczysko. Ale aleeee – patrzy na Lucasa jak na słodkie ciastko z lukrem po niedzielnym obiedzie u babci. – Kogo złapałeś?
- Na pewno woli się przedstawić sam – zauważa, popijając alkohol przez różową, papierową słomkę. – Powiem tylko, że znalazłem go przed wejściem. Błąkał się samotny i poratował mnie cudownym, rakotwórczym ogniem. – Dziewczyna przenosi na niego ciepłe spojrzenie łagodnych oczu.
- Więc? Cudowny chłopcze… - nie kończy, gdyż na plecy Simona z krzykiem wpada mężczyzna, ubrany podobnie jak on. Zielone włosy opadają na jego czoło w wyniku uderzenia.
- Simon! – Woła. – Dawno cię tu nie widziałem – siada obok. Przy blacie zapada cisza. Simon uśmiecha się wymuszenie. Jego palce zaciskają się mocniej na szklance.
- A tak… Byłem zajęty, Daniel – mamrocze. Łapie ramię Lucasa. – Nie wiem czy poznałeś moje nowe Darling – odwraca się plecami do zielonowłosego i patrzy błagalnie na chłopaka.
- Eeee… tak – mówi jedynie nowo poznany mężczyzna. Daniel patrzy na niego podejrzliwie, jednak wyciąga wątłą dłoń w jego stronę. Lucas ściska ją, niemal zgniatając. Simon wypija wszystko na raz, odkładając z trzaskiem szklankę na lustrzany blat.
- Darling? Przejdziemy się? – prosi. Nim ten odpowiada, wychodzi szybko, lekko poruszając biodrami. Nie odwracając się za siebie, idzie prosto przez salę do drzwi. Krzywi się, gdy kilka osób uderza go łokciami. Mimo to dociera do wyjścia. Drżącą ręką wyciąga paczkę papierów i w zapomnieniu uderza lekko dłońmi po torsie, szukając zapalniczki.
- Nosz kurwa mać – klnie, podciągając nosem. Patrzy z ulgą na Lucasa, który podstawia mu ogień, zapalając ćmika. - Dziękuję Darling. Nie sądziłem, że ten wieczór tak szybko się spierdoli – przyznaje, zaciągając się głęboko. Mimo zachodzącego słońca i skradającej się ciemności nocy, można zauważyć, że jego oczy błyszczą się nienaturalnie od wstrzymywanych łez. - Nawet nie pytaj – przerywa mu, gdy tylko ten otwiera usta. - Liczyłem, że dzisiaj nie przyjdzie.
- Rozumiem. Nie będę pytać – zapewnia. Stoją w ciszy koło siebie. Simon patrzy tępo przed siebie, drżąc nieco z zimna. Popala papierosa, aż ten dopala się do filtra. Wyrzuca go i wyciąga kolejnego.
- Trzeba dokarmić raczka – zauważa nieco ponuro. Wzdycha. - Wybacz mi, Darling. Normalnie jestem hm... Weselszy – uśmiecha się nieco. - Ale nie mogę znieść tego de... no kurw... - mamrocze, zauważając postać w czarnym płaszczu, wychodzącą z uliczki.
- Simon – mówi miękko nieznajomy, podchodząc bliżej. Jego oczy lśnią czerwienią w świetle wschodzącego w pełni księżyca. - Dawno u mnie nie bywałeś...
- Ustatkowałem się nie potrzebuję twoich pieniędzy – mruczy. - Dalej kłujesz ludzi, Darling? - Zagaduje go, opierając ciężar ciała swobodnie na jednym biodrze. Po chwili częstuje go papierosami.
- Nie nie – mruczy wampir, stając przed nim. Porusza się niemal bezszelestnie. - Dość wpadasz w oko, jakby nie patrzeć. Nawet tutaj – patrzy na klub, z którego wychodzą kolejni, nieco zataczający się mężczyźni. - Nie mogę walić papierosami przy pobraniach.
- No tak – wzdycha jedynie. Stoją w trójkę w chwilowej ciszy, przerywanej zaciąganiem się Simona.
- Gdybyś mnie potrzebował, wiesz gdzie jestem – mówi w końcu wampir i wraca do zaułka. Gdy tylko znika, Simon krzywi się, wywracając oczami.
- Wybacz, Darling. Zły czas, by się przejść. Opowiedz mi coś o siebie – prosi, uśmiechając się do niego. Staje naprzeciwko, nie podnosząc wzroku znad szerokiej, wyrzeźbionej klatki piersiowej. Pierwsze kilka sekund nawet go nie słucha, wodząc wzrokiem po łagodnych pagórkach mięśni. Niemal widzi jak wodzi po nich palcami, badając dokładnie każdy z nich. Zaciąga się głęboko na tę myśl wracając do słuchania Lucasa.
-... Raczej wolę siedzieć przed telewizorem razem z moim psem niż chodzić po takich miejscach. – odpowiada. – Nie żebym widział coś złego w klubach. – poprawia się od razu. – Po prostu… Nie mam zbyt wiele czasu by móc odwiedzać takie lokale – Simon potakuje lekko.
- Masz psa! - Rozpromienia się. - Pokaż! Jaki duży? Kochany? Kundelek czy rasowy? Lubi mizianko? - pyta, mimo wszystko zauroczony psiakiem. - Chciałbym mieć, ale jestem cholernie nieodpowiedzialny i nawet kaktusy zabijam – nawija dalej. - O mój boże! - woła, akcentując każde słowo. - To jest najsłodszy słodziak jakiego widziałem! - Zabiera mu telefon z reki, miziając pikselowe zdjęcie psa. - No cześć maluszku! - mówi przesłodzonym głosem, zarezerwowanym dla szczeniaków i małych, jeszcze nie krzyczących dzieci. - Chciałbym go kiedyś zobaczyć – niechętnie oddaje Lucasowi telefon. - Przepraszam – mówi po chwili. - Za faceta w barze. I tego gościa w płaszczu -macha ręką w tamtą stronę.
- Właściwie, to kto to był? - Pyta mężczyzna,popalając papierosa.
- Mój.. Dawny znajomy – odpowiada, ostrożnie dobierając słowa. Przybliża się nieco. - Gdy miałem cięższy okres w życiu, pomógł mi z pieniędzmi. Handluje krwią – mruczy cicho. - Tylko wiesz. Ani słowa. Zazwyczaj przychodzą do niego względnie trzeźwe ćpuny oraz akurat-trzeźwi alkoholicy – tłumaczy. - Ewentualnie tacy jak ja. Aleeee o to się nie pytaj – zabiera mu kolejnego papierosa. - Darling. Raczek się przeje jak będziesz go tyle karmić. Rozumiem używki, ale trochę przystopuj – powoli wraca do środka, nucąc po drodze. - Chodź. Trzeba się nawalić – odwraca się przez ramię i puszcza mu oczko. Po chwili znika za ciężkimi kotarami w zatłoczonym wnętrzu głośnej sali. Staje przy barze. Lekko macha do barmana i uśmiecha się do niego zaczepnie. Po chwili czuje ciepłą dłoń na plecach. Odwraca się do Lucasa. - Darling. Mam nadzieję, że ten jeden raz za mnie zapłacisz – puszcza mu oczko. Ujmuje chłodną szklankę w dłonie i popija z papierowej słomki. Kątem oka zauważa liżącą się przy barze parę mężczyzn. Przewraca oczami, odwracając się do nich plecami. - Ludzie i nieludzie – mamrocze pod nosem. - Trochę szacunku do siebie – odstawia szklankę. Rozmawiają jeszcze chwilę o psie Lucasa, gdy nagle gdzieś zna drugim końcu sali wybucha panika. Dosłownie kilka sekund później padają trzy strzały.
- O kurwa – woła Simon i zaczyna uciekać. Nim pokonuje parę kroków, ktoś go popycha. Upada z jękiem na podłogę. Kilka par butów uderza go w brzuch i bok, nim silna ręka podnosi go z podłogi
- Chodź – mówi poważnie Lucas, rozglądając się ponad tłumem. Światło gaśnie, co wywołuje jeszcze większą panikę oraz głośniejsze krzyki. Silna ręka mężczyzny ciągnie Simona w poprzek fali ludzi, ani na moment go nie puszczając. Przerażony chłopak z trudem oddycha, trzymając się go kurczowo. Kilka osób potrąca go. Sam czuje, że ktoś pod nim się przewrócił, jednak nie zatrzymuje się ani na chwile, brnąc dalej. W końcu wpadają do słabo oświetlonej łazienki, która o dziwo jest pusta. Simon odsuwa się na podłogę, łapiąc za bok. Zaciska powieki, czując pulsujący, nieprzyjemny ból. Dopiero po chwili otwiera oczy, gdy czuje szorstką dłoń na czole. Syczy cicho.
- To tylko rozcięcie – mówi głos Lucasa z ciemności. - Może nawet nie zostanie blizna. Wszystko w porządku...?
T-tak – podnosi się z jego pomocą. Oślepiające światło migocze chwilę, aż w końcu zalewa niewielkie pomieszczeni laskiem. Simon drżąc, podchodzi do umywalki. Odkręca wodę. Powoli nabiera zimnej wody w dłonie i przemywa twarz. Gdy podnosi wzrok na lustro, jest w stanie jedynie krzyknąć. Za jego plecami, w jednej z kabin, leży zakrwawiony, martwy mężczyzna z nienaturalnie wygiętą głową. Dosłownie chwilę potem cała zawartość jego żołądka ląduje w zlewie. Opiera się na drżących dłoniach, Zaciskając powieki. - Trzeba... Było... Zostać w domu – mówi z trudem i po chwili wymiotuje znowu.

Lucas? My hero?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics