19.05.2019

Od Eliotta CD Viktora

   Przed oczami ciemność i pustka. Momentami wydawało się, że gdzieś w oddali migają niewyraźne światełka, niby przed chwilą rozpalone zapałki czy świeczki. Po chwili było widać nieco więcej, jak na przykład rozmazane twarze nieznajomych ludzi, którzy podawali coś między sobą i uciskali różne części ciała Eliotta będące w okropnym stanie. Sam chłopak nie odczuwał obecnie bólu, a był tak zmęczony i ospały, że postanowił odpuścić i z powrotem zasunąć powieki niczym czerwone kurtyny na koniec całego przedstawienia.
   Kolejne podejście do wybudzenia się z tego dziwnego uciążliwego stanu poszło lepiej i zakończyło się powodzeniem. Blondyn nie czuł nóg ani rąk, mógł zaledwie poruszyć głową, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu i powoli wszystko sobie poukładać. Leżał na szpitalnym łóżku, w szpitalnej sali, z przyczepionymi jakimiś szpitalnymi sprzętami, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny szpitalny zapach. Eliott szybko zebrał w sobie nieco więcej sił, aby wesprzeć się na łokciach i unieść głowę nieco wyżej, a wtedy ujrzał kogoś, kogo nie spodziewał się ujrzeć już nigdy. Na krześle obok łóżka siedział Ricardo i ze znudzeniem robił coś na swoim telefonie. W ręce trzymał papierosa, a z jego ust wydobywał się dym, który niezbyt dobrze działał na zdrowie brata w obecnych okolicznościach. Sam starszy oczywiście się tym nie przejął, raczej nie obchodził go stan młodszego braciszka, który dosyć często wpadał w tarapaty.
- Rick? Co ty tutaj robisz? Co się stało? - zapytał Eliott chrapliwym głosem, który ledwo co wydostał się z jego gardła.
- Wezwali mnie, gdy zostałeś przywieziony tutaj po jakimś wypadku. Mówili coś, ale nie słuchałem. Wiem tyle, że wpadłeś pod koła jakiemuś kolesiowi, który siedzi teraz w areszcie - wzruszył ramionami nie odrywając wzroku od świecącego się ekranu. Było dosyć ciemno, a na jego twarz padały kolorowe światła, które co chwila się zmieniały, więc zapewne coś oglądał i był bardzo zniesmaczony, że nie może tego zrobić u siebie.
Po jego wytłumaczeniu Eliottowi zaczęło świtać, co stało się zeszłego wieczoru. Cóż, chyba zeszłego, nie wiedział ile dni był w śpiączce, a domyślał się, że od brata się tego nie dowie.
- Dobra, żyjesz, więc ja będę spadał - westchnął poirytowany Ricardo i podniósł się z krzesła zgniatając peta o parapet pod oknem, który i tak nie był zbytnio czysty.
- Ojciec wie? - dopytał cicho brata, gdy ten zdążył dojść do drzwi.
Rick przytrzymał się z ręką na klamce i tylko zerknął przez ramię na poszkodowanego.
- Wie, ale nie licz na to, że się tym przejął - parsknął chamsko - Zresztą nie tylko on. Nikt się tym nie przejął - dodał i bez pożegnania wyszedł z sali, zostawiając brata samego z tą okrutną prawdą.
Eliott przez chwilę jeszcze wpatrywał się w drzwi, które zamknęły się z trzaskiem, a słowa brata rozbrzmiewały w jego głowie. Nikt się tym nie przejął. Co prawda nic nowego. Nawet gdyby umarł braciszek wraz z kochanym ojcem żałowaliby chociażby urządzić mu pogrzeb. Blondyn zacisnął pięści na szorstkiej szpitalnej pościeli starając się powstrzymać te dziecinne łzy, które napłynęły mu do oczu, ale prawda jest taka, że nie umie z nimi walczyć. Powinien być dorosłym facetem jakim prawie jest, a nie rozklejać się, bo w jego życiu dosłownie nie ma miłości ani wsparcia. Szybko otarł żałosne łzy ręką akurat w chwili, gdy do pokoju weszła pielęgniarka z tacą z jedzeniem.
- Pański brat powiadomił, że pan się wybudził. Niestety musiał iść - ta, to nic dziwnego, pomyślał Eliott - Nie wiem, czy brat wyjaśnił panu co się stało. Potrącił pana motorzysta wczoraj wieczorem i trafił pan od razu na stół operacyjny. Ma pan złamaną nogę, kilka żeber, mnóstwo otarć skóry i lekkie wstrząśnienie mózgu - wyjaśniła stawiając tacę na stoliku obok i poczęła sprawdzać zawartość kroplówek i stan pacjenta - Szczerze panu powiem, że była taka możliwość, iż nie uda się pana odratować. Lekarze stwierdzili, że cudem pan w ogóle jeszcze oddychał po takim wypadku. Teraz proszę odpoczywać i zjeść jak poczuje się pan lepiej. Będzie pan musiał zostać tydzień pod naszą opieką, a potem pana zwolnimy.
- Dziękuję - wydukał nadal nie będąc w humorze na jakieś podziękowania czy inne pytania, które mógł jeszcze zadać.
Po chwili i pielęgniarka opuściła ponure pomieszczenie i Eliott został sam tym razem zapewne na dłużej. Dopiero teraz wysunął swoją nogę spod prześcieradeł i zobaczył na niej gruby, ciężki gips. Nie chciał widzieć nawet swojej twarzy, ale czuł na brwi i wardze kilka szwów, wokół których skóra niesamowicie go swędziała. Zirytowany walnął się na poduszki i cicho syknął, gdy wszystko w środku go przez to zabolało. Zaczął rozmyślać o tym, że mógł nie przeżyć. Może udało mu się, dzięki jego zdolnościom? W końcu wiedział, że jest silniejszy i bardziej wytrzymały niż zwykły śmiertelnik, więc może to przyczyniło się do jego szczęścia. Chyba pierwszy raz w życiu podziękował sobie za bycie przeklętym. Potem przypomniał sobie jeszcze o sprawcy wypadku, chociaż on sam też w pewnej mierze był tym co to spowodował. Szczerze nie wiedział, kto był kierowcą motoru, ale wiedział tyle, że jak go kiedyś spotka to urządzi mu podobne piekło. Eliott wiedział, że długo się z łóżka nie ruszy, a jego praca w sklepie, a tym bardziej w klubie pójdą w odstawkę na jakiś czas. Gotowało się w nim i chociaż układał sobie w głowie plany zemsty, był strasznie wyczerpany i po chwili postanowił odpuścić i jeszcze nieco odsapnąć. W końcu będzie musiał mieć siły do walki, prawda?
   Minęły jakieś dwa, trzy dni, a Eliott stwierdził, że ciekawiej już było jego ostatniego dnia w pracy. Żarcie w szpitalu było okropne, łóżka i ubrania niewygodne, a w pokoju leżał sam i nawet nie miał do kogo się odezwać. Raz na jakiś czas odwiedziła go Kelly, żeby przynieść mu coś z jego mieszkania i poinformować, że przygarnęła Rhino do końca jego pobytu w szpitalu. Teraz Eliott docenił to, że chociaż jedna osoba go wspiera, chociaż tych pączków mu nie odpuściła. Tego dnia nudził się najbardziej, a jego jedynym zajęciem było wpatrywanie się w obrzydliwą zieloną ścianę oraz rozpalanie i gaszenie świeczki na parapecie za pomocą puszczenia iskry przez pstryknięcie palców. Nadal był ospały i słaby, ale było mu lepiej z każdą godziną. W końcu przygasił świeczkę na dobre i zwrócił wzrok w stronę szarych chmur za oknem, które jeszcze bardziej wprawiały go w zły nastrój. Jego nic nie robienie przerwało poruszenie się klamki, przez co od razu spojrzał na drzwi. Spodziewał się ujrzeć w nich Kelly, ale gdy do pokoju wszedł niski w porównaniu do niego blondyn, zmrużył podejrzanie oczy. Chłopak obejrzał się za siebie jakby w obawie, że ktoś go złapie i podszedł bliżej łóżka, a Eliott tylko pytająco się w niego wpatrywał.
- No to ten, priviet, znaczy cześć, jestem Viktor i to ja cię potrąciłem - odparł szybko, a Eliott myślał, że wyskoczy z łóżka i rzuci mu się od gardła - Ogólnie chcę cię przeprosić i... dać wsparcie?
- Ah, i tak po prostu sobie przyłazisz? - warknął zniesmaczony obecnością nowego gościa - Ty pieprzony debilu, patrz jak jeździsz! Zwracaj uwagę na drogę, a nie myśleniu o nie wiadomo czym.
- Przepraszam - blondyn był widocznie zmieszany i tylko uniósł ręce w geście obronnym.
- Jesteś idiotą i tyle. Ale ja też nie jestem bez winy, stało się i koniec - dodał wywracając oczami i dopiero gdy nieco zluzował przyjrzał się dokładniej owej postaci.
- Tiaaa, podzielam twój punkt widzenia - odparł od razu przybierając pewniejszą postawę - Także ten, Viktor jestem.
- Eliott - odparł poszkodowany po dłuższej chwili namysłu, czy niejaki Viktor zasługuje na poznanie jego imienia.
- Więc się już nie gniewasz? Super, ja też, jeszcze raz sorry za kłopot. Jak się czujesz samotny, mogę cię odwiedzać - blondyn przyjął luźniejszą postawię i zarzucił włosami wydając się być już zupełnie oswojony z ową sytuacją. Nie można było tego powiedzieć, gdy wszedł i spięty tłumaczył się przed Eliottem.
Jak się czujesz samotny. Eliott aż parsknął na te słowa kręcąc głową z rezygnacją. Jak bardzo będzie to głupie, gdy teraz zacznie bratać się z chłopakiem, który prawie co go nie zabił? Z drugiej strony to tylko kilka dni, a mu wydawało się, że prędzej skoczy ze szpitalnego okna niż wytrzyma tutaj w totalnej nudzie. Chwilę się namyślił i spojrzał na Viktora chytrze przymrużając oczy.
- Gniewam się, bo widzisz, ciężko mi jakoś teraz tobie wybaczyć - westchnął niby niechętnie - Mógłbym ponownie to przemyśleć, gdybyś następnym razem przyniósł mi nowy telefon - dodał uśmiechając się szeroko.
- Nowy telefon? Koleś, skąd ja ci wezmę pieniądze na nową komórkę?! Mój telefon sam poleciał gdzieś w pizdu, a ja mam załatwiać nowy tobie? - rozłożył ręce widocznie zniesmaczony propozycją blondyna, co go nieźle w duchu bawiło.
Na szczęście Eliott był znany z przybierania odpowiedniej postawy do odpowiedniej gry. Dlatego teraz też doszukał się kontaktu wzrokowego z jego pseudo nowym znajomym i uśmiechnął się poczciwie. W pewnej chwili poczuł się dość dziwnie widząc w oczach Viktora małe iskierki, które mówiły mu, że nie może on być zwykłym chłopakiem.
~ To nie piekielny ogar… Nie jest taki jak ty… Ale też ma więź z ogniem… Ogień…
Eliott szybko zacisnął powieki dopiero zdając sobie sprawę, że dawno nie towarzyszyły mu głosy i dopiero teraz uświadomił sobie, że tak bardzo było mu wtedy dobrze. Postarał się zignorować te słowa i powrócić do gry.
- To jak będzie? Chciałeś mnie wspierać, prawda? - przechylił głowę podpierając się na łokciach krzywiąc się lekko czując ból w żebrach.

Viktor?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics