10.05.2019

Od Ashtona do Eliotta

Niektóre wrota powinny pozostać zamknięte. Niektóre miejsca powinny zostać niezbadane, a niektóre księgi — pozostać na półce. Wiedza jest zarówno wybawieniem, jak i klątwą. Przekonało się o tym wielu ludzi opętanych głodem poznania, wielu także popełni te same błędy co ich poprzednicy w przyszłości. Taka jest już kolej rzeczy, jedni muszą się sparzyć, aby inni tego nie robili, ale zawsze znajdą się też tacy, którzy muszą to sprawdzić, żeby przekonać się na własnej skórze, że ogień jest gorący.
Ashton nie należał do żadnej z tych kategorii.
Był człowiekiem, nie, i s t o t ą, która popełniała dawne błędy, gdyż wiedziała, jak z nich wyjść bez problemu. Wiedziała, co uczynić, aby zmienić przebieg danego wydarzenia na swą korzyść. A to, że aby to uczynić, musiała kilkukrotnie samej się potknąć, przemilkiwała. W końcu, ważniejsze są efekty niż działania je poprzedzające, czyż nie?
Tak było tym razem, gdy zjawiał się po raz kolejny na tej bezkresnej łące, w krainie, gdzie czas płynął zupełnie inaczej, a ziemskie prawa nie miały racji bytu. Z lekkim uśmiechem spojrzał na niebo nad sobą, po którym przemykały ciała niebieskie, jakby znajdował się nagle na samotnym dysku po środku Wszechświata. Czarownik upewnił się, że niebieska lina, uwiązana do jego nadgarstka, jest odpowiednio zaciśnięta, po czym postąpił przed siebie. Z każdym krokiem, w powietrze unosiły się obłoki złotego pyłu, kształtującego się na obraz ludzkich poszukiwaczy wiedzy, którzy zginęli w tym świecie między światami, jak kraina została określona w dzienniku Aleistera. Młodzieniec, nauczony doświadczeniem, nie spoglądał na nich, wiedząc, że samo nawiązanie kontaktu z bytami skutkuje przemianą w podobny byt. Skupił się za to majaczącej przed nim wyrwie w materii świata,objawiającej się jako zupełnie ciemna plama, która w miarę jak Ashton zbliżał się do niej, przybierała formę starodawnego piedestału, wokół którego wiły się cierniste krzaki. Crowley zebrał się w sobie i przyspieszył, lekko nawet odpychając na boki duchy poprzednich podróżników, byleby dostać się do ledwie widocznego pośród mroku grymuaru. Gdy stanął przed obiektem, poczuł, jak zaczyna atakować go stres, potęgowany dodatkowo ekscytacją, gdy już w pełni widoczna księga magiczna ukazała na swej okładce wytłoczony Wielki Pentakl. Nie dostał się jeszcze do tak dalekiego etapu. Zazwyczaj jego chowańce wciągały go z powrotem do świata ludzi, bo Ash zbyt łatwo dawał się rozproszyć szepczącym bytom. Dlatego z namaszczeniem przesunął palcami po skórzanej powierzchni oryginalnego Większego Klucza Salomona, napisanego przez samego izraelskiego króla. Był o krok od spełnienia marzenia swego pradziada, a za razem zdobycia niezwykłej potęgi. Dzięki tej księdze mógłby przywoływać nawet najbardziej parszywe demony z odmętów Piekła, a także wykorzystywać je do swych celów, do czego dążył za pewne każdy czarownik. Drżącą ręką młodzieniec chwycił za grzbiet Klucza, aby podnieść go, kiedy to nagle ciernie poruszyły się złowieszczo i gwałtownie wyprostowały. Ashton w ostatniej chwili przetoczył się na bok, aby uniknąć spotkania z piekielnymi pnączami. Jakby mechanicznie zaczął ciągnąć za linę, której drugi koniec znikał w otaczającej Krainę między Światami mgle. Z przerażeniem obserwował, jak ciernie szykują się do kolejnego ataku, w duchu żegnał się nawet ze swym życiem, gdy to nagle otworzył oczy i ujrzał nad sobą żeliwny żyrandol, rzucający nikłe światło z dwóch samotnych, zapalonych świec na wnętrze szkolnej biblioteki. Crowley usiadł z cichym przekleństwem, jakie wyrwało się spomiędzy jego ust, po czym pstryknięciem zgasił otaczające go czarne świece. Zupełnie zdenerwowany kolejnym niepowodzeniem, zaczął odwijać sploty liny z nadgarstka.
— Byłem tak blisko. Byłem, kurwa, tak blisko! — warknął w nagłym przypływie furii, odrzucając linę na bok. La Llorona puściła jej drugi bok, po czym zbliżyła się do swego właściciela. Brunet przytulił jej pysk do swej twarzy i westchnął ciężko, przymykając na chwilę oczy. Obecność chowańca pomogła mu opanować się na tyle, że zdołał podnieść się z podłogi bez kolejnych złorzeczeń. Dla pewności, sam pozbierał pozostałości po rytuale, przez co gdy skierował się z psem do wyjścia ze szkoły, był już w pewnym stopniu spokojny. Spojrzał szybko na zegar w telefonie, upewniając się, że rytuał zajął mu o wiele dłużej niż to przewidział. Dodatkowo kilka wiadomości od Michaela. Ash uśmiechnął się na ich widok, po czym, z czystej złośliwości, odpisał na wszystkie z nich zwykłym uniesionym kciukiem. Następnie wyłączył urządzenie i skierował się do głównej części Seattle, po którego ulicach krążył bez celu przez jakiś czas. Jego uwaga została przykuta przez jasno oświetlony klub. Dobiegająca z wnętrza muzyka, będąca obietnicą dobrej zabawy, skusiła czarownika. Nim jednak wszedł do środka, zniknął w jednej z bocznych uliczek, aby tam, po wielokrotnych namowach, zmienić chowańca w nieco bardziej poręcznego szczura, jakiego włożył do swej kieszeni. Następnie w drodze do bramki, wyrwał z notatnika kartkę i narysował długopisem jeden z magicznych symboli.
— Jestem na liście — powiedział tylko ochroniarzowi, podsuwając mu zarysowany papier pod nos. Mężczyzna wziął go i obejrzał dokładnie, po czym pokiwał głową i oddał kartkę czarownikowi.
— Oczywiście, panie Allen — Bramkarz skinął dłonią na swego towarzysza, który bez słowa wpuścił młodzieńca do środka. Zadowolony z siebie Ash wkroczył do środka, wrzucając pomiętą kartkę do kosza na śmieci. Prawie od razu został odurzony ilością świateł i zapachów we wnętrzu klubu. Nie bywał zazwyczaj w podobnych miejscach, nie pamiętał w sumie nawet, kiedy ostatnio w takowym był. Wiedział jednak, co się w tych przybytkach robi, więc od razu skierował się do baru. Znalazł akurat wolne miejsce, na którym zasiadł.
— Whiskey z colą. Reszty nie trzeba — rzucił barmanowi, ukradkiem wydobywając znowu notatnik i narysował kolejny znak. Kartkę podsunął pracownikowi, który to aż uniósł brwi z szoku.
— Naprawdę..? Ale.. Ale to dużo..
— Mam po prostu gest — Ashton mrugnął porozumiewawczo, a gdy dostał napój, rozejrzał się po wnętrzu. Jego uwagę przykuł stojący za konsolą człowiek, w dziwny sposób wyróżniający się od reszty. Czarownik uśmiechnął się czarująco i wbił spojrzenie w nieznajomego, czekając, aż ten zauważy jego osobę.

Eliott?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics