30.06.2019

Od Killiana. Historia


- Pamiętam, jak byłeś takim małym bobasem, który ledwie raczkował - odezwał się Matt, strzepując nadmiar spalonego papierosa do popielniczki. Killian skrzywił się, nie znosił nikotynizmu brata. - Miałem wtedy koło czterech lat, taki kurdupel - wykonał gest ręką, mający zobrazować jego tamtejszy wzrost. - Zawsze udało mi się podjebać od ciebie jakieś gówno, samochodziki czy coś - zaciągnął się, a Lian mruknął coś pod nosem. No tak, już od małego Matt był dla niego okropny, nawet jeśli on sam o tym nie pamiętał.
Siedzieli na balkonie, podczas gdy matka znów terroryzowała ojca. Zdarzało się to średnio raz na tydzień, w domu panował wtedy stan wojny, podczas której zazwyczaj strategia każdego z domowników ograniczała się do schowania się w swoim pokoju i przeczekania całego konfliktu. Najbardziej obrywał ojciec, a Lian nienawidził tego, że nie może mu pomóc oraz tego, że ten debil Matthew nic sobie z tego nie robił tylko żerował na ojcu i matce, która w dodatku go zachwalała.
- Byłem super dzieckiem, ale musiałeś pojawić się ty. Kiedy usłyszałem, że mam mieć braciszka, wybiłem wszystkie okna na parterze kamlotami - pochwalił się, robiąc nieudolne kółka z dymu. - Nie lubiłem cię - dodał, jakby jego wcześniejszy przekaz był niedostateczny. - I potem znowu. Pojawiła się ta gówniara, a to zepchnęło mnie totalnie na margines. Nigdy nie sądziłem, że w ich wieku wtedy można było chcieć kolejnego małego kurwika z motorkiem w dupie - kaszlnął i zakrztusił się dymem. Chrząknął, a w chrząknięciu tym było można dosłyszeć groźbę przed jakimkolwiek komentarzem.
Lian siedział posłusznie cicho. Bał się, pierwszy raz był tyle czasu sam na sam z bratem. Mógłby uciec, a jakże, jednak był w swoim pokoju. Matt prawie padł ofiarą złości matki, więc szybko ukrył się w pierwszym lepszym pomieszczeniu. Padło na oazę spokoju Killiana, która wkrótce zmieniła się w centrum palaczy. Wyjście z pokoju oznaczało pewne samobójstwo, toteż żaden z nich nie miał zamiaru opuścić bezpiecznego checkpointa, a Lian był zmuszony słuchać monologu brata, któremu najwyraźniej zebrało się na wspominki.
- Kiedy matka wpadła na pomysł, żeby zrobić z ciebie gwiazdora? Jak miałeś pięć lat? - zwrócił się do młodszego, który skinął głową. - Ha! Ja miałem wtedy siedem lat! Siedem! - podkreślił, a Lian totalnie nie wiedział, o co mu teraz chodziło. - Balet, chciała z ciebie zrobić zasraną baletnicę! Na pryszcze mojego świętej pamięci kumpla Travisa, baletnicę! Ja, porządne dziecko, chłop z krwi i kości, zadowalałem rodziców, a z ciebie chciała zrobić jakiegoś babochłopa w rajtuzach! - zdenerwował się, wywalił ćmika za poręcz i wziął drżącymi rękoma kolejnego. - Jesteś do dupy - skwitował, siłując się z zapalniczką.
Lian odwrócił wzrok. Jak zwykle.
- Potem się zaczęło. Byłeś najwspanialszym kurwiem w rodzinie, normalnie złote dziecko! Tfu, żadne złote, prędzej zardzewiałe i sczerniałe - splunął gdzieś przed siebie. - Ta kurewka Clara była nawet znośna, ona była jak matka ale wolała ojca. Tyle dobrze, on się nie liczył, jebana pipa. A potem się jej postawiłeś. Postawiłeś się matce! Jak mogłeś nie doceniać tego, że już i tak cię wyróżniła, ale nieee! Ty musiałeś być wybredny! Wiesz jak ja się czułem?!
Killian uniósł głowę, patrząc na niego z wyrzutem.
- Nie wiem - mruknął cicho, pozwalając by kosmyki jego przydługich włosów ponownie opadły mu na czoło. - Źle? - zapytał naiwnie.
- Ha! - tu Matt wybuchnął śmiechem. - Bardzo, kurwa, śmieszne! Czułem się w chuj źle! - wnerwił się. - Nie wiesz nawet, ile bym wtedy dał za bycie w centrum uwagi tej tępej suki. Najlepiej by było, gdybyś się w ogóle nie urodził.
- Ach tak? Dlaczego według ciebie nie mam prawa do życia? - teraz to Killian się zdenerwował. Nie lubił, gdy ktoś traktował życie innych czy swoje tak lekceważąco.
- Bo jesteś do dupy - mruknął Matt, na co Lian pufnął.
- To nie argument! - zaprotestował młodszy, na co starszy odchylił się gwałtownie od poręczy.
- Nie pouczaj mnie! Idź się zajmij swoimi wygibasami, teraz to ja jestem najlepszy w rodzinie - prychnął Matthew, zaciągając się dymem z lubością.
W oczach Killiana pojawiły się łzy złości.
- To nie są żadne wygibasy, to poważny taniec! - krzyknął rozdarty.
- Sratatata, tu mi czołg jedzie - odchylił powiekę palcem. - Zwłaszcza, że zawsze byłeś dziwny. Widziałem cię z tym twoim kumplem. Pewnie się liżecie na boku, co? - zarechotał złośliwie.
- T-to już nie jest mój przyjaciel - Lian pociągnął nosem. - Od trzech lat - dodał.
- Zajebiście smutny gejowski dramat miałem pod nosem, a go nie widziałem! - starszy zaczął się obsesyjnie śmiać, a Killian zacisnął pięści.
- To nie był żaden dramat! I żaden g-gejowski! - zająknął się. W życiu nie powie nikomu o swojej orientacji.
- Jasne, a ja jestem primabaleriną jak ty, terefere! - drażnił się z nim Matt. - Każdy mądry jak ja widział jak się do niego śliniłeś, pedałku. Nie rozumiem jak można lubić te owłosione jaja i wacka w swojej dupie - wzdrygnął się, a Lian zrezygnowany opadł z powrotem na swoje miejsce.
Nagle drzwi się otworzyły.
- Ja pierdolę, czego ona tu chce? - Matt wywrócił oczami, a Lian uśmiechnął się serdecznie.
- Co jest, mała? - zapytał, wyciągając ręce, w które wpadła ich młodsza siostra, Clarisse.
- Czemu płaczesz? Mamusia już jest spokojna - poinformowała ich, patrząc wielkimi, niebieskimi oczyma na Killiana.
- Nic mi nie jest, chodź - wstał i wziął ją za rączkę. Zabierze ją na spacer, z dala od tego patusa.
Z dala od tego domu. Pochodzą po parku, pobawią się w fontannie i będą udawać, że są normalnym rodzeństwem z normalnej rodziny.


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics