17.06.2019

Od Ashtona CD Daewona

Jedyne miejsce, jakie wydało się Ashowi odpowiednie, aby przyjść tam po takiej zniewadze ze strony przywołanego przez siebie demona, było mieszkanie, jakie dzielił z Michaelem, a dokładniej pewne pomieszczenie, do którego wstęp miał tylko on sam. Nawet brata przeganiał złośliwym pomrukiwaniem czy nawet blokował drzwi zaklęciami, byleby tylko mógł popracować w spokoju i samotności. Mowa tutaj o pracowni alchemicznej, pełnej pokrętnych rurek, karafek wypełnionych dziwnymi płynami, półek pełnych słoiczków, miseczek, pudełek i talerzy i warsztatów, gdzie można było praktykować jedną z podstawowych umiejętności każdego czarownika. Ashton znajdował ukojenie w kilku godzinnym bawieniu się możliwymi kombinacjami, a także późniejszym testowaniu specyfików na niewinnym Michaelu czy jego gościach. Wspomniał o tym, gdyż kiedy po cichu wszedł do domu, dostrzegł, iż jego brat nie jest sam w salonie. Z kimś rozmawiał, jednak czarownik był zbyt rozsierdzony po spotkaniu z krnąbrnym przybyszem z Piekieł, aby dodatkowo męczyć się podsłuchiwaniem. Wystarczyło mu, iż gdy podszedł do szafki na klucze do znajdującej się na przekształconym strychu pracowni, ujrzał na kanapie nieznaną mu blondynkę i już zechciał jak najszybciej wyjść stamtąd, nim ktokolwiek go zauważy. Jednym z minusów życia z demonem jest fakt, iż ten posiada o wiele bardziej wyczulone zmysły niż przeciętny człowiek, przez co trudno go podejść. Dlatego Ashton od razu poczuł na swych plecach jego spojrzenie, gdy tylko złapał za metalowy klucz. Automatycznie także przewrócił oczami, szykując się na kolejną, prostą rozmowę.
— Już wróciłeś? — spytał, oglądając się przez ramię na ciemnowłosego nastolatka. Crowley skinął delikatnie głową, jednak nie odpowiedział w żaden werbalny sposób. Usłyszał, jak Mike obraca się na sofie, aby zwrócić się twarzą do niego. Uścisk dłoni na kawałku metalu zwiększył się.
— Wszystko w porządku?
— Tak. W jak najlepszym — warknął gniewnie Crowley, odwracając się na pięcie i kierując w stronę drzwi. Demon wstał z kanapy i zaczął kierować się w stronę młodziana, gdy ten zablokował korytarz migotliwą barierą. Dopiero wtedy spojrzał na mężczyznę z nieokreślonym wyrazem twarzy.
— Zajmij się swoją nową koleżanką. Poradzę sobie.
Po tych słowach Ash od razu wyszedł z mieszkania, chcąc jak najszybciej zamknąć się w swym bezpiecznym zakątku. Zbyt wiele się działo tego dnia, musiał odpocząć od ludzi. Od wszystkiego po prostu.
Dopiero po dłuższym czasie, najpewniej godzinie, może dwóch, gdy to za zamkniętymi drzwiami kroił ogony marokańskich jaszczurek ognistych, aby dodać je do eliksiru płynnej odwagi, a jego emocje stopniowo opadły, zaczął się zastanawiać, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Ostatecznie doszedł do wniosku, że zrobił to z zazdrości. Obawiał się, że ta dziewczyna, z jaką rozmawiał Mike, zabierze mu cały czas, nawet ten, jaki mężczyzna spędzał z Ashem, a tym samym pozostawiając go samego sobie. To była chyba jedna z niewielu rzeczy, jakich czarownik się skrycie obawiał. Bał się samotności i tego, że jest jaki jest, nie znajdzie nikogo, kto mógłby dostarczyć mu odpowiednią ilość atencji, jakiej potrzebował do swej egzystencji. Chłopak odsunął się od deski i oparł się o stół, drżąc na całym ciele z powodu nagłej realizacji, jak bardzo odcięty od innych był. Nie posiadał nawet nikogo, kogo by mógł nazwać obiektem swych westchnień nawet jeśli miał stuprocentowe szanse na znalezienie go z powodu swych preferencji. Był sam, prawie zupełnie sam. I to dobiło go na tyle, że większość nocy spędził na przeglądaniu ksiąg, aby znaleźć zaklęcie, jakie pozwoli zdobyć mu miłość. Nie odnalazł, niestety, niczego, co by odnalazło dla niego idealnego partnera, a jedynie obrzędy, mające rozkochać w nim kogoś, kogo już upatrzył. Znaczyło to tyle, że narcystyczny chłopak będzie musiał zstąpić między ludzi, jakich postrzegał raczej jako chwilowe zabawki niż kandydatów na długoterminowych partnerów. Cóż się jednak nie robi z samotności!
Z powodu zarwanej nocy, obudził się późnym porankiem. Samo spojrzenie na zegar powiedziało mu, że nie ma nawet co się szykować do szkoły, bo i tak powinien dostać już nieobecności. Dlatego uznał taki zbieg okoliczności za znak od bóstw, że powinien go wykorzystać na spełnienie swego skromnego pragnienia. Z tego powodu, po przygotowaniu się do wyjścia, wyruszył na powoli pokrywające się śniegiem miasto, szukając kogoś, kogo by mógł pokochać. Było to trudne, ponieważ gdy wpatrywał się w twarze mijanych osób, nie czuł niczego w swym czarodziejskim sercu. Nic, a nic. Tak chyba nie powinno być, w końcu, na filmach wygląda to inaczej.
W międzyczasie zaglądał także do poszczególnych restauracji i kawiarni, jednak coś kazało mu iść dalej i dalej, w kolejne dzielnice, kolejne ulice pełne ludzi. Dopiero jedna, całkiem przyjemna, skłoniła go do wejścia do środka. Od progu rozejrzał się wokół, być może tutaj czaił się jego przyszły partner, lecz ku swemu zdziwieniu, dostrzegł kogoś innego. Kogoś, kogo widział już wczoraj.
Ashton zajął miejsce przy barze, o którego powierzchnię zaczął uderzać chudymi palcami. Długą chwilę obserwował zachowanie demona, to, jak ten usilnie (a może po prostu go nie widział?) stara się nie patrzeć na przybysza. Podobnie jak przy spotkaniu z pewnym ogarem, czarownik poczuł, że powinien coś powiedzieć.
— W tym miejscu powinienem cię przeprosić, czyż nie? — spytał demona, wzdychając ciężko. Następnie zebrał się w sobie, kilka razy nawet, do powiedzenia tego jednego słowa, którego mówienie miał nadzieję nie wejdzie mu w nawyk — Przepraszam za.. tamto.

Daewon?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics