20.06.2019

Od Kangsoo CD Freyi

O matko, odzyskał go!
Gdy tylko pierścień znalazł się w jego dłoniach, poczuł napływającą radość. W jednej chwili się uspokoił, strach zniknął, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dawno się tak bardzo nie cieszył, okazywał to więc prawie całym sobą. Wcześniej bał się, że kobieta nie będzie chciała mu go oddać albo, co gorsza, postanowi przymierzyć (sporo pań ma to do siebie, że lubią przymierzać biżuterię, nieważne, czy jest ich, czy kogoś innego). Co by się wtedy działo, o tym nawet nie chciał myśleć. Naprawdę lubił swoje obecne życie bez właściciela, wcale nie narzekał, naprawdę. Och, kamień z serca!, przeszło mu przez myśl, gdy odetchnął z ulgą.
Założył pierścień na palec wskazujący lewej dłoni. Nie zwlekając dłużej zaczął dziękować kobiecie, nieznacznie się przy tym kłaniając. Prostując się, jeszcze raz odetchnął, gdy nagle poczuł okrutne zimno. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, przestąpił z nogi na nogę. No tak - zima, a on stał na dworze w samym dresie i klapkach. Zmarznięty przez chwilę niezbyt zwracał uwagę na to, co kobieta mówiła (wina zimna, wina zimna!), zareagował dopiero, gdy zapytała go, co się właściwie stało. Wziął nieco głębszy wdech.
Już zaczął się tłumaczyć, ale popełnił głupi błąd, z którego nie zdał sobie sprawy - odruchowo się zbliżył do rozmówczyni, co niestety wystraszyło towarzyszącego jej małego szczeniaka, a ten nagle wyrwał się jej i pognał gdzieś w nieznanym nikomu kierunku.
Niemałe zszokowanie zagościło na twarz Kangsoo. Zupełnie się nie spodziewał takiego obrotu spraw, podobnie jak kobieta, która po skarceniu go ruszyła pędem za szczeniakiem. Gonił za nią wzrokiem, ale tylko chwilę, bowiem naraz zerwał się i pobiegł za nią. Czuł się winny temu zdarzeniu, więc postanowił w jakikolwiek sposób pomóc. Dlaczego musiało mu się coś takiego przytrafić? Dzisiaj chyba nie był jego dzień. Nie zgub się!, błagał w myślach, cały czas śledząc wzrokiem psa, by czasem nie zniknął gdzieś.
Obydwoje biegli za zwierzakiem ponad minutę, może dwie, a może i nawet trzy, nim udało im się go dopaść. Kobieta czym prędzej wzięła go na ręce i, siadając, zaczęła coś do niego mówić. Kangsoo dogonił ją po kilku sekundach, cały czas był w tyle z winy klapków, które nie pozwalały na szybkie bieganie, szczególnie po drodze miejscami przykrytej śniegiem i lodem. Starał się jednak ignorować wszelakie trudy, przez co nie przejął się bardzo, gdy w którymś momencie jeden klapek zjechał z jego stopy i upadł gdzieś na bok.
Zatrzymał się kawałek za nią, oparł ręce na kolanach, dysząc ciężko. Zakasłał parę razy, co zwróciło uwagę psa. Szczeniak nastawił uszu, popatrzył na niego. Po chwili i kobieta, odwróciwszy głowę, spojrzała na Azjatę. W oczach dało się dostrzec pewien błysk, mówiący, że choć gdzieś tam podejrzewała, nie do końca spodziewała się tu jego obecności.
Gdy się nieco uspokoił, a oddech się wyrównał, wyprostował się, mówiąc:
- Jak dobrze, że nie przepadł - westchnął. - Przepraszam. To moja wina, ja naprawdę nie chciałem...
Kobieta wzięła nieco głębszy wdech.
- Najważniejsze, że się znalazł - odparła po chwili.
Zaczęła się podnosić, Kangsoo zaoferował pomoc, ale odmówiła, mówiąc, że da sobie radę. Postawiła szczeniaka na ziemi, ścisnęła mocno w dłoni smycz, by znów jej nie uciekł, drugą zaś strzepała z ubrań brud. Wyprostowawszy się, odwróciła się w kierunku wyjścia ze ślepego zaułka.
Kangsoo stał i patrzył na pieska, który niepewnie na niego spoglądał, jakby wciąż się go bojąc. Zrobił krok w jego stronę, widząc, jak ten się nagle cofa, stanął bez ruchu. Więcej się do niego nie zbliżając, kucnął, wyciągając lewą dłoń. Trwał, starając się nie ruszać, delikatnym uśmiechem próbował dać zwierzakowi znać, że mimo wszystko nie był kimś złym, kto mógłby mu zaszkodzić. I chyba podziałało, ponieważ mały corgi wolno (ale jednak) zaczął się do niego zbliżać. Twarz Azjaty rozpromieniła się, oczy odbiły światło słońca, które po raz kolejny zdecydowało się na trochę wyjrzeć zza szarych chmur i odrobinę ogrzać ziemię.
- Nie jest ci zimno?
Słysząc to pytanie, podniósł głowę. Spojrzał na rudowłosą kobietę, która przyglądała mu się z pewnym zaciekawieniem. W tym momencie przeszedł go kolejny dreszcz, ale nie był do końca pewien, czy to było od zimna, czy jej spojrzenia.
- Jest - odpowiedział, w tym momencie pobiegł myślami do swojego klapka, który zaginął w akcji.
Kobieta uniosła nieco brwi w konfuzji.
- To czemu, nie wiem, nie wrócisz do domu czy co?
- Zaraz to zrobię...
Nagle coś nim szarpnęło. Spuścił głowę, ujrzał szczeniaka z wbitymi kiełkami w jego palec... wróć, pierścień na nim. Zaskoczony próbował zabrać rękę, ale malec zażarcie trzymał i najwidoczniej nie zamierzał puścić. Ponowił próbę, gdy wtem zastygnął w bezruchu, bowiem poczuł, jak pierścień przesuwa się po palcu. Dopadła go myśl, że jak zacznie zabawę (o ile tak to można było nazwać), całkowicie się on zsunie, po czym wpadnie w zęby psa i, nie daj Boże, zwierzak jakimś trafem się nim zadławi.
- Proszę - jęknął zakłopotanym głosem - puść. Bądź dobrym pieskiem i puść!


Freya?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics