25.06.2019

Od Phoebe

Chociaż wcześniej dzień zapowiadał się raczej pogodnie, płatki śniegu prószyły z nieba, pokrywając wszystko wokół nową warstwą białego puchu. Phoebe z cichym westchnieniem przysiadła na ławce. Jej krótka przechadzka zmieniła się w długi spacer, który powoli przestawał jej się podobać. Będąc szczera z samą sobą, musiała przyznać, że znów się zgubiła. Zimne powietrze kuło dziewczynę w płuca, co zdecydowanie utrudniało oddychanie. Nie wyciągnąwszy żadnej lekcji z poprzednich porażek nawigacyjnych, w torebce Phoebe ziały pustki. Brakowało telefonu z GPS-em czy chociażby mapy. Nawet lek na astmę, który w tym momencie bardzo ułatwiłby wędrówkę, spoczywał w łazienkowej szafce. Sfrustrowana czarownica westchnęła po raz kolejny, a następnie wstała, otrzepała spodnie, po czym ruszyła przed siebie wolnym krokiem. Jej stopy zostawiały wyraźne ślady w świeżym śniegu. Spojrzawszy przed siebie, ujrzała, że słońce już niemal całkowicie zaszło. Jeśli szybko się nie odnajdzie, będzie musiała wracać po ciemku. W obawie o odmrożenia poprawiła gruby szalik, zasłaniając nim niemal całą twarz. Najchętniej przywołałaby mały płomyk, który zapewniłby jej odrobinę ciepła, ale Phoebe bała się, że ktoś ją zobaczy. Chociaż w XXI wieku nikt nie palił młodych dziewczyn za wykaz magii i tak wolała zachować ostrożność. Naczytała się o tym zbyt wielu powieści, nasłuchała zbyt wielu opowieści i naoglądała zbyt wielu filmów. Obok niej przejechał samochód.
— Znam to miejsce — mruknęła do siebie pod nosem, po czym skręciła w kolejną uliczkę.
Z nadzieją wypisaną na twarzy, dziewczyna ruszyła dalej. Już po kilku krokach w głąb alejki mina jej zrzedła. Nie dość, że na powrót znalazła się w nieznanej okolicy, to jeszcze stała na końcu ślepej uliczki. Po prawej stronie dostrzegła furtkę, ale okazała się zamknięta. Zresztą w jej przypadku chodzenie po ciemnych podwórkach musiało prosić się o kłopoty. Latarnia nieopodal zamigotała, po czym zgasła na dobre. Phoebe została sama w ciemności. Zazwyczaj nie bała się cieni, jednak w tym momencie włoski na karku stanęły jej dęba. Za sobą usłyszała kroki, przytłumione przez świeży śnieg. Małej czarownicy serce przyspieszyło, aż w uszach słyszała jego dudnienie.
— Przepraszam — odezwał się nieznany głos. — Upuściłaś coś.
Phoebe odwróciła się w stronę przybysza, marszcząc nos pod szalikiem.
— Słucham? — spytała zdziwiona.
Osoba stojąca przed nią pokazała na przedmiot trzymany w dłoni. Była to sfatygowana kopia "Opowieści o dwóch miastach" Charles'a Dickensa, która jeszcze niedawno znajdowała się w torebce dziewczyny. Wdzięczna sięgnęła po egzemplarz.
— Dziękuje. To moja ulubiona książka — mruknęła, nie wiedząc, czemu zdradza coś takiego obcej osobie.
Przez moment dwie sylwetki w ciemnej alejce stały w niezręcznej ciszy. Potem Phoebe postanowiła się wreszcie dowiedzieć jak trafić do domu.
— Przepraszam, ale czy nie wiesz może, gdzie jesteśmy?


Ktoś?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics