20.06.2019

Od Eliotta CD Ashtona

   Kolejny dzień chłopaka zapowiadał się jak zawsze czyli monotonnie i zwyczajnie. Mimo, iż mógł pospać nieco dłużej, gdyż w sklepie dzisiaj nie miał żadnej zmiany to i tak wiedział, że nic nie dorówna jego wcześniejszym przeżyciom. Oglądając jakieś bezsensowne programy przyrodnicze bardziej i tak skupiał się na tym, co ma w komputerze. Telewizor włączył zwyczajnie po to, żeby szumiał sobie w tle. W laptopie otwarte miał karty z Salem i rasami nadprzyrodzonymi, a w tym wszystkim szukał czegoś o piekielnych ogarach. Nieco nocki zerwał na czytanie o czarodziejach, to teraz może poświęcić chwilę na dowiedzenie się więcej o sobie samym. Problem był w tym, że o piekielnych ogarach w internecie było najmniej, a jak było to nie przypominało to niczym umiejętności Eliotta. Zaczął się zastanawiać czy na pewno tak nazywa się jego przypadłość, ale jego matka mu nieco wyjaśniła i na sto procent użyła tego stwierdzenia. Szkoda, że nie mógł jej wzywać kiedy chce i widywał ją tak rzadko, co i tak ledwo, bo nie wiedział jak dobrze się z nią połączyć. Zrezygnowany tym wszystkim zatrzasnął laptopa i odłożył go na bok na kanapę. Spojrzał na Rhina, który leżał na swoim posłaniu w postaci wielkiej poduszki i wpatrywał się w swojego właściciela z wielkim skupieniem. Blondyn wyczytał że ogary umieją kontaktować się szczególnie z psami, ale nie wyobrażał sobie, żeby jego kudłaty przyjaciel miał mu coś do powiedzenia. Nie chciał więc więcej nad tym rozmyślać, bo jeszcze popadnie w jakąś paranoję. Zamiast tego uniósł palce w górę i pstryknął nimi jakby w stronę psa. Z początku nic się nie stało, więc Eliott pomyślał, że i za następnym do niczego nie dojdzie. Przeciwnie, ponieważ spomiędzy palców wydobyła się wielka iskra, która doleciała zwierzakowi do łap i od razu rozjarzyła się jasnym płomieniem. Spłoszony pies tylko głośno szczeknął i zerwał się z posłania od razu przybiegając do swojego właściciela i wskoczył mu na kolana. To co, że ten mógł mu zrobić krzywdę. Chłopak widząc ogień powoli pożerający poduszkę jego przyjaciela, zerwał się z miejsca zmuszony również zrzucić psa na podłogę. Poleciał po buty i zaczął ugaszać ogień, mocno nimi tupiąc w nadziei, że tak zlikwiduje zagrożenie. Po sporych kilkunastu sekundach udało mu się ugasić ogień, po którym został już tylko smród i spalona do połowy poduszka. Gdy było już po wszystkim, Rhino poszedł opłakiwać swoje ulubione posłanie i nawet nie martwił się o swojego pana. Natomiast Eliott opadł na fotel wycieńczony zaistniałą sytuacją i doszedł do wniosku, że musi nad sobą zapanować. To nie był już pierwszy raz, kiedy zrobił coś niechcący, a gdyby nie jego szybka reakcja, mogło się to pokończyć gorzej niż faktycznie się stało. Było mu tak źle z tym, że nie ma kto nauczyć go tych wszystkich dziwnych sztuczek i pomóc odnaleźć w tej bestii zwykłego siebie.
   Minęło parę dni od dziwnego zdarzenia przed klubem oraz wypadku z ogniem. Teraz kierował się w tą samą stronę, gdzie ostatnio był świadkiem czegoś dziwnego i o dziwo miał jeszcze sporo czasu. Podczas drogi przejechał się obrzeżami miasta, żeby pokorzystać nieco z wolnego czasu i musiał przyznać, że krajobrazy w tym miejscu były niesamowite. Same centrum miasta miało swe uroki, ale poza nim było jeszcze piękniej. Miało się ochotę po prostu przytrzymać i poobserwować je w ciszy lub przy jakiejś cichej muzyce. Niestety Eliott i tak wykorzystał już swój wolny czas, więc skierował się do miasta. Z jego szczęściem oczywiście natknął się na wszystkie czerwone światła i poprzepuszczał wszystkich pieszych na pasach, ale o dziwo zdążył do klubu na czas. Zaparkował tam, gdzie zawsze i bez trudu poprzenosił swoje zabawki do środka. Wyglądało to dziwnie, kiedy chłopak sam dał rade unieść wielkie walizy, ale raczej nikt się nie domyślał, że to jedna z jego nadprzyrodzonych zalet.
    Tego wieczora pozostał w klubie, aż ludzie zaczęli się z niego zwijać. Bawili się oczywiście dobrze jak zawsze, a może nawet lepiej niż wczoraj. Za poprzednim razem Eliott był nieco rozkojarzony i na dodatek przeszkadzały mu uparte głosy, których teraz nie było słychać przez zagłuszającą je muzykę. Gdy skończył swój występ, kilka młodych dziewczyn podeszło i pochwaliło jego poczucie rytmu. Zaprosiły go również na imprezę któregoś dnia, kiedy nie będzie musiał stać za konsolą. Eliott zaś grzecznie odmówił, gdyż poza swoją pracą DJa, nie lubił bawić się w klubach z innymi. Wolał stać odizolowany od wszystkich, gdzieś z boku i tworzyć własną magię we własnym świecie. Zwinnie wyminął niewiasty i zapakowany walizami wyszedł na zewnątrz kierując się do auta. W ciemnościach wyłapał sylwetkę kręcącą się wokół jego auta, a gdy podszedł bliżej zorientował się, że to ten czarodziej. Stanął naprzeciwko niego najwidoczniej usypiając na chwilę jego czujność.
- Eliott, cześć, to ja, Ashton, Ashton Crowley, ten czarownik, pamiętasz? Myślałem o tobie i o tym, co mi powiedziałeś, o tym, kim jesteś, sam o tobie nie wiedziałem za wiele, ale odwiedziłem Bibliotekę Wszechświata, to takie miejsce na skraju Obliwionu i Międzyświata, gdzie znajduje się cała wiedza znana mieszkańcom uniwersum, i tam mój prapradziadek pomógł mi to znaleźć - odparł i podał blondynowi jakąś wielką, starą księgę - I przepraszam jeszcze raz. Proszę, może ci się przyda.
- Cześć... Dz-dzięki - przyjął podarek od razu oglądając jego okładkę i od razu wyczuwając charakterystyczny zapach dla starych książek - Czyli tutaj będzie opisana moja rasa? W internecie nie znalazłem o niej za dużo... Za to poczytałem nieco o Salem i o czarodziejach. Było tam sporo o łowcach czarownic? To dlatego wtedy przygwoździłeś mnie do ściany, bo myślałeś, że jestem jednym z nich? - dopytał kartkując ciężką księgę.
- Wiesz, w internecie nie wszystko jest prawdą, a zwłaszcza to, co zwykli śmiertelnicy sobie o nas wymyślą - wyjaśnił chowając ręce do swojego wyjątkowo wyglądającego płaszcza - Ale tak, to między innymi dlatego postanowiłem tobie nie ufać, chociaż nie wyglądałeś mi na jednego z łowców. Byłeś za mało poradny.
- Ja? Za mało poradny? - parsknął tylko zamykając książkę z trzaskiem, co mogło właściwie ją nieźle uszkodzić - A zresztą, ciesz się, że nie jestem żadnym tym łowcą, bo byłoby po tobie. Dzięki za to coś, może mi to jakoś pomoże - skinął głową w geście podziękowania.
- Też mam taką nadzieję. Mogę cię zapewnić, że dowiesz się z tego więcej niż z głupich, koloryzowanych stron - odparł obserwując nieco wyższego blondyna.
- Spoko... Mam nadzieję - uniósł jeden kącik ust na złagodzenie sytuacji i już miał wycofywać się do auta, gdy przypomniał sobie początkową wypowiedź Ashtona i niemalże go oświeciło - Chwila! Mówiłeś, że twój prapradziadek pomógł ci to znaleźć? Wybacz, że tak prosto z mostu, ale zakładam, że nie żyje prawda? Jak się z nim widujesz? Znasz jakieś czary na wskrzeszanie zmarłych lub wiesz jak można z nimi rozmawiać? - wypytywał pełen nadziei i był tak nabuzowany, że niebezpiecznie zbliżał się do Asha z każdym kolejnym pytaniem.
Sam czarodziej nieco rozkojarzony cofał się przy każdym kroku blondyna i może by mu odpowiedział, ale najpierw musiałby wciąć się chłopakowi w słowo. Ciekawość i wścibskość Eliotta czasami wręcz przeraża, ale może kiedyś mu przejdzie.

Ahston?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics