3.06.2019

Od Ashtona CD Daewona

Zapewne słowa Azjaty miały na celu zupełnie coś innego, jednak wystarczyło, że pojawił się w nich cień krytyki dla działań Ashtona, aby ten zatrzymał się w miejscu i ściągnął gniewnie brwi, wpatrując się w oblicze przybysza. On go śmiał pouczać. Jego, potomka wielkiego Crowleya, którego imię i nazwisko wpisało się do ogólnej historii kultury złotymi zgłoskami. Przyszłego Wielkiego Czarownika Seattle, przywódcy pierwszego sabatu na terenach tego miasta!
Może nieco z tym wybiegł w przyszłość, lecz będąc porządnie zdenerwowanym, nie myślał logicznie. Stracił nawet w pewnym stopniu kontrolę nad sobą, gdyż zamiast pozostać w bezpiecznej odległości, jaka pozwoliłaby mu rzucić bezproblemowo zaklęcie, a następnie uciec, zbliżył się do kambiona, stając nawet nieco na palcach, aby w specyficzny, jakby zwierzęcy sposób spróbować go zdominować. Co, oczywiście, z boku wyglądało niezwykle żałośnie.
— Nie musisz mnie pouczać w kwestii sztuk czarnomagicznych — powiedział powoli Ashton, chcąc powstrzymać się przed wykrzyczeniem swoich, jedynych prawdziwych rzecz jasna, racji w twarz Azjaty — Wiem więcej, niż możesz to sobie wyobrazić. Obcuję także z demonami można powiedzieć codziennie — Brunet zaśmiał się lekko pod nosem na wspomnienie brata, który przecież też podpadał pod kategorię bestii z otchłani w mniejszym lub większym stopniu — Wiem, jakie wiąże się z tym ryzyko. I wiem, że cena, jaką te istoty żądają, jest dla wielu śmiertelników zbyt wielka. A z resztą — Crowley machnął ręką, odwracając się od gościa i powracając na swoje miejsce, znajdujące się w przyjemnym cieniu ruin dworca metra. Kiedyś się zastanawiał, dlaczego je zamknęli. Nigdzie nie znalazł wzmianek na ten temat, co mogło znaczyć, że mogło być to związane z siłami wyższymi, znanymi także pod mianem mocy nadnaturalnych. Ale to nie było miejsce na takie przemyślenia. Musiał przecież zdecydować, co zrobi z tym niepokornym demonem, który, o dziwo, nie chce słuchać Ashtona. Odesłać do Obliwionu? Zamknąć w pentagramie? Zapieczętować w pudełku jak Dybbuka? Im dłużej brunet spoglądał na oblicze nieznajomego, tym mniej chęci miał do zrobienia czegokolwiek, aż ostatecznie cała złość z niego uciekła, a na jej miejsce wkradło się chłodne opanowanie, podszyte fałszywym zadowoleniem.
— No cóż, muszę więc poczekać na tego prawdziwego sługę, jak mówiłeś — Czarownik uśmiechnął się słabo jakby do siebie, udając, że nie zwraca większej uwagi na ruchy i zachowanie nieznajomego — Jedno mnie tylko zastanawia. Skoro nie przybyłeś tu na moje wezwanie, co tu robisz? Mało kto wie o tym miejscu... A jeszcze mniej osób przychodzi tutaj na spacery. Zwłaszcza o takiej porze. Jesteś jakimś zagubionym podróżnikiem? — Młodzieniec zerknął na zeszyt w dłoni kambiona. Po krótkim namyśle pstryknął palcami, a zręczne pazury goblina, jaki ujawnił się na barkach przybysza, zacisnęły się na grzbiecie notatnika, który następnie znalazł się w rękach Crowleya. Ten zaczął go przeglądać krytycznie, pozwalając chowańcowi usiąść na czubku swej głowy.
— Co to jest, wiersze? Jesteś pisarzem? Muzykiem? Czy po prostu ci się nudzi?

Daewon?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics