20.06.2019

Od Freyi CD Kangsoo

- Nie było! - wrzasnęła Freya wchodząc z impetem do mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi. Była wściekła, gdyż specjalnie zrywała się rano i przejechała pół miasta, aby dowiedzieć się, iż zajęć z jogi nie będzie, ponieważ nie zebrała się grupa.
- Hmm..? - zaspana Queenie zajrzała do korytarzyka jeszcze w piżamie. Koszulkę w leniwce miała umazaną sosem do sałatek, który zaraz wyczuła i rozpoznała jej siostra.
- Zajęć nie będzie, grupa jest za mała. - poinformowała ją poirytowana Freya. - Jakby nie mogli zadzwonić, czy napisać! Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a oni co? Więcej tam nie pojadę, mowy nie ma.
Minęła ziewającą siostrę i zdjęła płaszcz oraz kozaki. „Że też namówiła mnie na takie głupoty. Jasne, że nie zebrała się grupa, kto by chciał chodzić na jakąś jogę. Półtorej godziny marnowania czasu na dziwne pozy i oddychanie, a to wszystko sprzedawane pod postacią lepszego panowania nad własnym ciałem. Ja mogłabym uczyć panowania nad własnym ciałem! Pewnie ci ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak ciężko jest zapanować nad przemianą kiedy się jest tak wkurzonym!” rozmyślała dziewczyna kierując się do kuchni. Siostra podążyła za nią wolnym krokiem, powłócząc nogami.
- Był u nas listonosz… i przyszła paczka z wapnem dla Farashy. - powiedziała ziewając. - Jest też list od ojca.
- Ile ty spałaś, że tak ziewasz? - spytała siostrę rudowłosa karcącym głosem.
- Malowałam do późna. - odparła i przeciągnęła się. - List jest na stole, ja już przeczytałam. Ty też powinnaś…
- Niby po co? - przerwała jej poirytowana Freya. - Doskonale wiem co napisał. Nie mogę przyjechać, mam ważne sprawy, zobaczymy się w święta, tu macie prezenty, bla bla bla, kocham was. - dziewczyna przewróciła oczami. - Nie mam po co czytać te jego arcyważne listy. Żeby chociaż zadzwonił! Ale nie, jest jak to głupie studio jogi.
- Tata nie jest głupi. - powiedziała cicho Queenie.
- Ale sama powiedz, czy nie napisał tego wszystkiego i w tym liście? - zapytała coraz bardziej wściekła siostra,
- Napisał, ale…
- Pewnie wysłał ci też prezent i dopisał, że to dla twojej dalszej edukacji i zgłębiania wiedzy o magii? Założę się, że książkę. - przerwała jej.
- Tak, wysłał mi książkę, ale jest też coś dla ciebie.
- Ha! Widzisz, nic nowego. - triumfalnie odrzekła Freya, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na to, iż przyszywana siostra próbuje jej coś ważnego powiedzieć.
- Ale Freyciu, wysłuchaj mnie, proszę. - próbowała dalej różowowłosa niemal błagalnym tonem. - Przysłał też fotografię, na której… chyba jesteś ty i jakaś kobieta, nie wiem, nie czytałam karteczki, która jest do ciebie… Obejrzyj to, proszę. Leży na stole w salonie.
Dziewczyna zamarła. Cała irytacja momentalnie ją opuściła i ustąpiła miejsca szokowi. Szokowi i przedziwnego rodzaju strachowi. Było to pomieszanie zaciekawienia ze strachem, trochę takie, jakie odczuwa się przed zobaczeniem wyników naszej pracy na teście. Nie miało to nic wspólnego z czystym strachem, raczej z obawą o to, że rezultat może się nam nie spodobać. Queenie podeszła do siostry i położyła jej dłoń na ramieniu. Początkowo dziewczyna miała ochotę ją odepchnąć, jednak nic nie zrobiła. Serce biło jej jak oszalałe w piersi, tysiące myśli na sekundę przebiegało pod jej czaszką. Nagle zdała sobie sprawę z tego, jak bliska jest łez. Nie do końca rozumiała, dlaczego. Przez to, że ojciec mógł wpaść na trop jej prawdziwej rodziny? Przez to, że może za chwilę zobaczy to, na co tak bardzo długo czekała… twarz matki…? Może dlatego, że za chwilę okaże się, iż jej przyszywana siostra nie będzie już jedyną rodziną, jaką naprawdę uznaje…
W końcu, po niewiarygodnie długich minutach stania w bezruchu, Freya ruszyła w stronę stołu. Zignorowała otwarty list ze starannym i ozdobnym pismem ojca, rękę skierowała ku grubej, pożółkłej kopercie. Nie wiedziała jak dała radę ją podnieść swoimi drżącymi rękoma, ale jakoś wydobyła z niej starą, poplamioną fotografię i karteczkę, z tym samym co w liście pismem. Przymknęła oczy i zamyśliła się, odwlekając moment zapoznania się z wiadomością. Do jej uszu trafił dźwięk kroków i lekkie skrzypnięcie progu przy drzwiach od łazienki. Została sama ze swoimi myślami i być może częścią swojej historii. Otworzyła oczy i zaczęła przyglądać się fotografii.
Miała postrzępione brzegi i była czarno-biała, co bardzo zdziwiło dziewczynę. Poza brązowymi, cuchnącymi plamami dało się również zauważyć, a raczej wyczuć, iż pokrywają ją plamy z dawno zaschniętego tuszu bądź atramentu. Na pierwszym planie widać było kobietę przytulającą do siebie dziecko stojące na jakimś pniaku. W tle widniał las i zachmurzone niebo. Mała dziewczynka nie kojarzyła się Freyi kompletnie z nią samą, choć po dłuższym wpatrywaniu się, zauważyła podobny nos czy kształt oczu. Jednak to dalej mogłoby dla niej być jakiekolwiek inne dziecko. Kobieta też niczym nie przypominała jej samej. Dziewczyna poczuła zawód, wcześniej była nieomal pewna, iż od razu rozpozna siebie na zdjęciu, a w kobiecie swoją matkę. Nic takiego jednak się nie stało.
Przepełniona odczuciem zawodu, podniosła karteczkę, która była zaadresowana do niej. Jakby ojciec napisał kolejny list, tylko do niej. Dziewczynie przemknęło przez myśl, że być może wie on o tym, iż nie czyta jego listów. Treść wiadomości była bardzo krótka.
Kochana córeczko,
niedawno natknąłem się na tę fotografię, na której, jak wierzę, znajdujesz się Ty. Nie mam jeszcze pewności, co do tożsamości owej kobiety, ale kiedy dowiem się czegoś nowego, natychmiast dam Ci znać. Zdjęcie znajdywało się w jednej z książek z prywatnej biblioteki niejakiego Jurija Wronowa, dostałem je od mojego przyjaciela. Spróbuję dojść również do znaczenia liter czy też inicjałów na odwrotnej stronie, niestety, jak widzisz, część jest rozmyta. Będę robił co w mojej mocy, by dostarczyć Ci więcej informacji.
Kocham Cię,
Tata

Jej serce omal nie wyrabiało. Jurij Wronow? Zapewne Rosjanin… Jej znajomość tego języka nie jest przypadkowa, ale czy to nie zwyczajny zbieg okoliczności?... Z drugiej strony ojciec ją rozpoznał na tym zdjęciu, raczej by się nie pomylił. Freya ponownie podniosła zdjęcie i obróciła je. Na dole można było zauważyć litery F. L. I. a pod nimi K. oraz dwie rozmyte. Czyżby F oznaczało Freya?... Myśli kotłowały się w głowie dziewczyny tak nieznośnie, iż czuła, jakby miała ją zaraz rozboleć głowa. Nie chciała jedna zmieniać się w kota, by przeczekać nadchodzącą możliwą migrenę. Postanowiła wybrać się na spacer, by mroźne powietrze pomogło jej zebrać myśli i otrzeźwiło umysł.
Najpierw jednak skierowała się do swojego pokoju, by schować zdjęcie i liścik od ojca. Umieściła je w zdobionym pudełku w szufladzie komody stojącej obok łóżka, w tej, w której trzymała wszelkie ważne dla niej rzeczy. Przysiadła na chwilę na łóżku, po czym natychmiast się z niego poderwała, czując, że jeśli teraz położy się na nim na choćby chwilę, to już nie wstanie.
Kiedy już była w korytarzyku i zawiązywała swoje wysokie kozaki na obcasie, podeszła do niej już przebrana siostra.
- Wychodzisz? - zapytała nieśmiało.
- Tak. - odparła krótko Freya. - Muszę przemyśleć parę spraw. - dodała.
- Ale wrócisz, prawda?.. - spytała zlęknionym głosem Queenie.
- Pewnie, że tak Queenciu. - odpowiedziała zdziwiona tym pytaniem Freya. Podeszła do niej i ją przytuliła. - Tata nie wie, kto jest na tym zdjęciu ze mną, ale z tyłu możliwe, że są moje inicjały. Porozmawiamy o tym jeszcze, ale później, dobrze? Muszę teraz zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Jasne, rozumiem. - tym razem ona ją przytuliła. - Skoro wychodzisz, to może weźmiesz Pancake’a na spacer? Wiesz, jak ciężko mi wyprowadzić na raz i jego, i Foscora…
- W porządku, może jak w końcu pójdzie na dłuższy spacer, to mu się odechce. - zgodziła się Freya. - Pancaaaake! - zawołała psiaka, który natychmiast wyłonił się zza rogu. Po przywdzianiu go w szelki i zaczepieniu smyczy, co zajęło dobre kilka minut, gdyż maluch skakał z radości i nie dawał się uspokoić, był gotowy do wyjścia.
- To cześć! - krzyknęła Freya do siostry, po czym zamknęła drzwi i już musiała gonić małego psiaka po schodach na dół.
Spacerowała ulicami miasta rozmyślając o literach na końcu zdjęcia oraz o liściku od ojca. Po raz pierwszy napisał coś tylko do niej, po raz pierwszy też zauważyła, by podpisał się „tata”. Ciekawiło ją bardzo, kim też mógł być ten cały Jurij i dlaczego miał to zdjęcie u siebie. Może należał do jej rodziny? A może był człowiekiem, który wiedział lub był odpowiedzialny za jej klątwę?...
Kiedy minęła prawie godzina dziewczyna zorientowała się, że chyba pora już wracać. Nie do końca wiedziała, w jakiej części miasta jest, ale była przekonana, że niezbyt blisko centrum, co oznaczało, iż powrót do domu nie będzie raczej trwał krótko. W tym samym momencie, w którym zdecydowała, iż czas wracać do domu szczeniak wyrwał do przodu i usilnie starał się pociągnąć swoją opiekunkę za sobą. Dziewczyna po kilku krokach powstrzymała go, ale zauważyła, co mogło go zainteresować. Na chodniku tuż przed nimi leżał srebrny pierścień z mieniącym się pięknie na słońcu żółtym cytrynem. Przytrzymując swojego nieznośnego towarzysza krótko, by nie zdołał dosięgnąć błyskotki, podniosła pierścień i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Wydawał się niezbyt duży, w sam raz na nią. Nagle uszu dziewczyny sięgnął wyjątkowo głośny krzyk.
- NIE!
Freya poderwała głowę, słysząc jak obok cicho zaskomlał przestraszony Pancake. Ujrzała biegnącego w jej stronę Azjatę, w klapkach i dresie, zdecydowanie niepasującego do zimowej przestrzeni wokół niego. Chłopak zatrzymał się przed nią, stojącą bez ruchu w kompletnym szoku i wydusił z siebie:
- To mój pierścień, proszę, mogę go z powrotem?
- Bogowie, zwariowałeś? Drzesz się, straszysz mi psa, wyglądasz jakbyś pomylił pory roku, biegniesz na mnie jakbym ci coś zrobiła. - Freya odrzekła poirytowanym głosem. - Musisz naprawdę kochać tę błyskotkę. - dodała. Pomyślała jednak o tym, jak ona kocha swój mały pierścionek i wyciągnęła rękę z pierścieniem w stronę chłopaka. Nikogo innego na ulicy nie było, a on w tym stroju wyglądał, jakby przed chwilą wyleciał z domu w pośpiechu. Szybko wziął swój pierścień od dziewczyny i zaczął jej dziękować.
- Dobra tam, przecież tylko go oddałam, jakby mój pies go nie zauważył to byś go sam wziął. - skwitowała jago przeprosiny. - Co się właściwie stało, że znalazł się tu a ty, jak sądzę, wybiegłeś za nim z domu tak, jak stałeś..?
- To mój ptak… - zaczął tłumaczyć, ale nie dokończył, bo gdy się zbliżył, to mały corgi zlękniony wyrwał się Freyi i zaczął uciekać między domy.
- No super, jeszcze wystraszyłeś mi psa! - wykrzyknęła z wyrzutem rudowłosa i popędziła za psiakiem. Za sobą słyszała biegnącego chłopaka. Nie wiedząc, czy może wyjątkowo przyspieszyć i kompletnie nie znając okolicy Freya biegła za szczeniakiem przynajmniej minutę, gdy w końcu złapała go, zapędzonego w ślepą wyrwę między kamienicami, zakończoną płotem.
- Mam cię ty mały łobuzie! Niech no tylko Queenie się dowie, co zrobiłeś! Nieładnie, rozumiesz? Niegrzeczny, bardzo niegrzeczny piesek z ciebie! - przemawiała do Pancake’a Freya, siedząc na ziemi i trzymając go przed swoją twarzą. 

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics