21.06.2019

Od Queenie

 Kiedy nastał zimny, sobotni poranek Queenie w niewielkiej kamienicy, mieszczącej się nieopodal jednej z głównych ulic miasta, w mieszkaniu dwóch sióstr Blackett rozległ się krzyk. Nie był on niewiarygodnie głośny, ale jednak głośny na tyle, by zbudzić młodszą z dziewcząt. Gdy Queenie otworzyła już swoje szare oczęta, momentalnie poderwała się z łóżka i zaczęła szukać szarych kapci-króliczków, które każdego ranka chowały się jej pod łóżkiem. Po znalezieniu i przyodzianiu kapci, dziewczyna wstała i ciągle jeszcze ziewając poczłapała do salonu. Nie zastawszy tam jednak nikogo ruszyła do pokoju swojej siostry. Tam jak zwykle zastał ją bałagan, a także krzycząca Freya. Dziś jednak wyjątkowo znajdował się tam również Pancake.
- Ty mały potworze! Jak mogłeś! – wykrzykiwała rudowłosa.
Ciągle jeszcze przecierając senne oczy, Queenie zapytała siostrę, co się stało.
- Jak to co? O, to się stało! – odparła i wskazała na coś, co leżało na dywanie. Po bliższych oględzinach okazało się, iż jest to but, a dokładniej jeden z ulubionych butów Freyi, czarny, skórzany, na wysokim, grubym obcasie i platformie. Zazwyczaj lśniący i niezwykle zadbany, teraz jednak wyglądał jak ucieleśnienie nieszczęścia. Ślady zębów, ślina, dziury, zadrapania, naderwane sznurówki, generalnie nie spotkało go nic dobrego. A raczej spotkał go ktoś bardzo niegrzeczny. Mały corgi skakał pod szafą uradowany, a z pyska zwisał mu kawałek sznurówki. Piesek zdawał się wcale nie przejmować krzykami starszej z sióstr i bawił się w najlepsze swoją zdobyczą.
- Oj, Pancake… Coś ty najlepszego narobił. - jęknęła już rozbudzona Queenie.
- Zbierałam się do wyjścia, przygotowałam sobie ubranie, wyszłam na chwilę do kuchni i oto co zastałam po powrocie. Odkupujesz mi je, byle szybko, akurat jest sezon, gdy mogę je nosić. - prawie warknęła na siostrę Freya, po czym wyszła z pokoju, a chwilę później również z mieszkania, głośno dając o tym znać trzaśnięciem drzwi. Kiedy Queenie została sama zabrała się do złapania szczeniaka i wyrwania mu z pyszczka kawałka sznurówki, w obawie by nie zdołał go połknąć. Na szczęście maluch chętnie dał się złapać właścicielce, myśląc, że ta chce się z nim bawić.
- I co ja mam teraz z tobą począć, hm? - zamyśliła się dziewczyna podnosząc corgi z podłogi. - Nie wolno tak robić, rozumiesz? - powiedziała stanowczo, patrząc prosto na maluszka. - Chodź, znajdziemy twojego gryzaczka. Gdzie też może być Pan Kaczor, hmm?
Zaniosła rozradowanego psiaka do jego kojca i pobawiła się z nim chwilę wydłużoną, gumową kaczką, która kiedyś miała w sobie piszczałkę, ale cóż, zbyt długo to nie trwało.
- Tym można się bawić, widzisz? To możesz gryźć. - tłumaczyła swojemu podopiecznemu różowowłosa niewiasta. Zostawiwszy Pancake’a z zabawką nakarmiła oba swoje psy i nalała im wodę.
- Jak ty się masz, Foscor? - rzekła czułym głosem drapiąc rottweilera po głowie. - Idziemy na spacerek niedługo, co?
Po porannej toalecie i prysznicu Queenie zjadła szybkie śniadanie, po czym wyprowadziła psy na spacer. Poranek był mroźny, słońca praktycznie nie dało się przyuważyć, schowane było za chmurami. Jako że chodnik koło kamienicy, w której mieszkały siostry był odśnieżony, toteż dziewczyna wpadła na pomysł by po farby, które miała kupić wybrać się rowerem. Powoli dochodziła jedenasta, gdy skierowała się z powrotem w stronę domu. Kiedy wróciła spotkała jednak na schodach kuriera, którego widok ją zdziwił, gdyż był u nich jeszcze dzień wcześniej. Niemniej jednak odebrała paczkę i zaciekawiona, popędziła na górę, by zobaczyć, cóż to przyszło. Po wejściu do domu musiała bardzo uważać na Pancake’a, który to próbował uciec z powrotem na klatkę. Maluch nie znosił krótkich spacerów, toteż zawsze po tych niezadowalającej długości (czytaj, takich, które nie wymęczyłyby go na tyle, by natychmiast padał i zasypiał) próbował czmychnąć ponownie na dwór. Queenie jednak zamknęła mu drzwi przed nosem, odpięła szelki i smycz, po czym przystąpiła do otwierania paczki. Okazało się, iż w środku była nowa sukienka, którą sobie zamówiła i kompletnie o tym zapomniała. Czyż istnieje lepsza niespodzianka, niż niespodziewana paczka z ładną rzeczą? Zachwycona dziewczyna prędko przymierzyła bordową, zwiewną sukienkę za kolano. Uradowana tym, że pasuje na nią świetnie, mimo, że została kupiona bez żadnego wcześniejszego sprawdzania, wpadła w tak wspaniały nastrój, iż zaczęła śpiewać. Nabrała też nagłej ochoty na gotowanie, postanowiła więc zrobić jeden z ulubionych obiadów siostry, by wprawić ją w choć trochę lepszy nastrój po tej porannej katastrofie. Dużo czasu zeszło jej na przygotowywaniu mięsa i warzyw oraz pieczeniu, a gdy wszystko było już gotowe, zorientowała się, że niedługo zamkną jej sklep z farbami.
Mimo, że pora roku nie pasowała do sukienki zupełnie, została zmuszona by pojechać w niej. Zerwała fartuch, chwilę jeszcze spędziła na znalezieniu pasujących butów po czym przywdziała rajstopy i najcieplejszy płaszcz i już była gotowa do drogi. Gdy odpinała rower miała dziwne przeczucie, że coś się stanie, ale nie miała czasu zastanawiać się jak lekkomyślne jest to, co robi. Wyjechała spod kamienicy dość pewnie, lodu nie było na chodniku czy drogach, a śnieg nie zdążył napadać. Miała naprawdę mały kawałek do przejechania i sprawnie jej to poszło, jedynie przy sklepie omal nie wpadła w poślizg, gdyż tam lód niestety już był. Na szczęście była to tylko mała powierzchnia i poradziła sobie z tym. Zdążyła kupić, co chciała, porozmawiała chwilę ze znajomym już sprzedawcą, po czym skierowała się do wyjścia. Wsadziła puszki z farbą i nowe pędzle do koszyka przy kierownicy. Mając na względzie miejsce, w którym wcześniej niemal nie wyrobiła z utrzymaniem się, przestawiła rower i ruszyła. Niestety, nie było jej dane przejechać nawet metra, gdyż rower odmówił współpracy, w wyniku czego dziewczyna spektakularnie się wywróciła i wylądowała na oblodzonej części chodnika, a także częściowo na rowerze.
Próbowała podnieść się, pojękując przy tym cicho i żałośnie, ale sukienka zaczepiła się jej o coś, prawdopodobnie szprychy roweru. Widziała jak nowo zakupione farby toczyły się wokół niej, niektóre sączyły się z puszek na chodnik. Czując ogarniającą ją niemałą panikę, Queenie przeklinała w myślach swoją niezdarność, a także plan z jazdą na rowerze zimą. Wtem rozległ się nad nią cichy chichot i ujrzała wyciągniętą w jej stronę dłoń.

Ktoś chętny pomóc niewieście w potrzebie?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics