10.06.2019

Od Ashtona CD Eliotta

— Wróciłem — oznajmił od progu Ashton, otwierając ramieniem drzwi do mieszkania Michaela, w jakim pomieszkiwał od dłuższego czasu. Było już dawno po czasie, jaki czarownik wyznaczył sobie jako górną granicę powrotu do domu, więc zapewne ten odchył nie przejdzie bez komentarza ze strony jego starszego brata. W końcu, nie było to normalne, nawet jak na takiego osobnika jak Ash. Brunet jednak nie miał zbyt wielkiej ochoty na jakąkolwiek rozmowę, więc czym prędzej (o ile można w ten sposób określić mozolny proces rozwiązywania wysokich, skórzanych butów) rozebrał się z wierzchnich ubrań i na palcach skierował się do swojego pokoju. Psy w prawie zupełnej ciszy, przerywanej tylko delikatnym stukotem pazurów o podłogę w głównym pokoju, podążyły za przewodnikiem, z czego Teufel o wiele mniej żwawo niż La Llorona. Ciemnowłosy uśmiechnął się delikatnie do towarzyszy, czego rzecz jasna nie dało się dostrzec w mroku, panującym na korytarzu. Traktował ich jak przyjaciół, ufał im prawie bezgranicznie, czego nie robił zbyt często, jeśli chodziło o ludzi. Uważał psy, a raczej chowańce, za byty o wiele lepsze niż jakikolwiek mieszkaniec Seattle, dlatego to je zazwyczaj obdarzał największą uwagą i czułością. Przygotowywał im nawet dostosowane do preferencji pupili śniadania, czego nie robił nawet dla swojego brata. Ash nie przejmował się wybitnie jego zdaniem, tak jak nikogo innego.
Chłopak chwycił za drzwi, aby wpuścić chowańce do środka, gdy to poczuł na plecach wzrok. Po obejrzeniu się przez ramię zamiast głowy Michaela, wyglądającej z sypialni, czego się w głównej mierze spodziewał, dostrzegł obrys ciemnej postaci. Mimo, że młodzian nie był w stanie dostrzec żadnych wyraźnych rysów twarzy, w irracjonalny sposób rozumiał, iż z mroku spogląda na niego niematerialna postać Aleistera. Sam nie wiedział dlaczego takie przekonanie się pojawiło, najpewniej było to związane z więzią, jaka przed laty się między nimi nawiązała. Nie zmieniało to faktu, że Ashton nie wiedział, jak powinien zareagować. Zostać na swoim miejscu? Podejść do aparycji? Wejść do sypialni?
Magiczna sugestia skłoniła go do wkroczenia do pokoju i zasunięcia za sobą drzwi. Teufel od razu legł na swoim legowisku, La Llorona wkrótce do niego dołączyła, czujnie obserwując krzątającego się po sypialni czarownika. Ten pospiesznie oczyścił przy pomocy tlącej się białej szałwi pomieszczenie, mamrocząc pod nosem proste formuły, aby później rozstawić pięć czarnych świec wokół łóżka, tworząc swego rodzaju pentagram. Dopiero wtedy chłopak usiadł po turecku na środku materaca, składając na kolanach otwarty zeszyt wraz z długopisem. Od razu zamknął zmęczone oczy i zaczął chłonąć otaczające go dźwięki i zapachy, przechodząc powoli w stan błogiej medytacji. Nie zwrócił nawet uwagi na nagły spadek temperatury w sypialni, jaki wywołał u niego gęsią skórkę. Blade powieki uniósł dopiero w chwili, gdy zapach książek i pergaminów ogarnął jego nos. Gdy to zrobił, ukazało się mu wnętrze ogromnej biblioteki, której daleki koniec znikał w białawych obłokach mgły. Wysokie regały uginały się od ciężkich ksiąg, zwojów, a czasem nawet artefaktów, które nie mieściły się w stojących pod ścianami gablotach. Ashton wstał z drewnianej, wyłożonej szkarłatno-złotym dywanem podłogi, chłonąc wzrokiem piękne, zdobione zasłony przy gotyckich oknach, za którymi wiła się materia wszechświata. Powoli kroczył przed siebie, dopóki nie usłyszał cichego chrząknięcia człowieka, siedzącego przy jednym ze stołów. Crowley czym prędzej skierował się do mężczyzny i objął go bezceremonialnie, uśmiechając się delikatnie.
— Dziadku Aleisterze — powiedział radośnie, nie zwracając uwagę na ciemnowłosego Wielkiego Czarownika, który wyraźnie wolał studiować księgę niż witać się z potomkiem — Nie spodziewałem się, że cię jeszcze zobaczę w takiej formie. Czym sobie zasłużyłem na to wezwanie? To Biblioteka Wszechświata, prawda? Opisywałeś ją w swym dzienniku.
— Jednak coś zostało w twojej głowie, Ash — Czarnoksiężnik zaśmiał się cicho pod nosem, po czym wskazał dłonią krzesło przed sobą, na którym chłopak z chęcią usiadł, splatając dłonie na chudych kolanach. Mężczyzna bez przedłużania przesunął po cisowym blacie stertę ksiąg. Ashton podniósł jedną z nich i zaczął przeglądać, aż czując pod palcami iskierki magicznej mocy. Niepewnie zerknął na przodka.
— To dla mnie? Kolejne grimuary? Ale to już zaawansowana magia — zaczął szeptem, odkładając książkę na stos — Ja jeszcze nie jestem gotowy. Nie zostałem Naznaczony, nie oddałem się Mrocznemu Panu.
— Kiedyś przyjdzie na to czas, prędzej czy później. Wiesz o tym. A ja bym ci sugerował, abyś zrobił to jak najszybciej — Aleister wrócił do lektury, nie nagradzając już wnuka nawet pobieżnym spojrzeniem — Ktoś musi przejąć przecież władzę w Archiwum po śmierci biednego Moonpeaka. Byłoby przyjemnie, gdyby to był jeden z Crowley'ów. Szkoda, że twój brat stał się tym.. czymś. On mógłby już oficjalnie startować do wyborów. Ty musisz więc sam zdobyć tę posadę. Dlatego między innymi podałem ci tutaj księgę z o wiele bardziej bezpiecznym rytuałem, który pomoże ci zdobyć Większy Klucz Salomona, jakiego tak bardzo pożądasz. Liczę, że zrobisz z niej dobry użytek.
Ashton poczuł, że jego astralne ciało wraca do ludzkiej powłoki. Podniósł się z krzesła i zbliżył do czarnoksiężnika.
— Potrzebuję czegokolwiek o piekielnych ogarach, dziadku Aleisterze. Proszę, masz coś takiego?

Odnalezienie Eliotta przy pomocy dwóch chowańców nie było trudnym wyczynem. Zwłaszcza, że jak się okazało, dzień muzyka zdawał się wyglądać tak samo, no, może z niewielkimi zmianami. Mimo tego, Ashton odczekał kilka dni, nim postanowił któregoś wieczora wyruszyć w okolice klubu, gdzie się spotkali po raz pierwszy, tuląc okrytą szarym papierem księgę do piersi. Tego dnia miał padać śnieg, więc dodatkowo zarzucił na siebie płaszcz z głębokim kapturem z czasów, gdy należał jeszcze do sabatu Moonpeaka. Dzięki piekielnym runom, wyszytym na skraju ciemnego materiału, było pod nim przyjemnie ciepło, a w dodatku białe płatki śniegu nie osadzały się na nim, gdyż roztapiały się w oka mgnieniu. Czarownik przybył na parking za La Lloroną, nie wiedząc, kiedy to blondyn skończy pracę. Dlatego począł kręcić się przed wskazanym samochodem, układając w głowie to, co powie młodzieńcowi, gdy go spotka. A dokładniej, ile zdradzi, gdyż nadal nie ufał jego wytłumaczeniom. Z tego powodu, gdy usłyszał kroki na parkingu, gwałtownie się wyprostował i prawie rzucił zaklęcie paraliżujące.
— Eliott, cześć, to ja, Ashton, Ashton Crowley, ten czarownik, pamiętasz? Myślałem o tobie i o tym, co mi powiedziałeś, o tym, kim jesteś, sam o tobie nie wiedziałem za wiele, ale odwiedziłem Bibliotekę Wszechświata, to takie miejsce na skraju Obliwionu i Międzyświata, gdzie znajduje się cała wiedza znana mieszkańcom unierwsum, i tam mój prapradziadek pomógł mi to znaleźć — Brunet wyciągnął ręce z księgą w kierunku muzyka — I przepraszam jeszcze raz. Proszę, może ci się przyda.

Eliott?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics