16.06.2019

Od Kangsoo

Jeśli w historii mamy sytuację, kiedy ktoś gubi bądź traci coś dla niego cennego, nie jest to w byle jakich okolicznościach. Zazwyczaj są one dosyć tragiczne - pojawia się czarny charakter, atakuje głównego bohatera i pokonawszy go w walce lub w jakiś sposób przechytrzywszy, zabiera jego cenny przedmiot, często na oczach głównego bohatera. Jeszcze to robi tak, by jak najbardziej zabolało serce, by główny bohater rzucał się i darł ze łzami w oczach, ale nie mógł nic z tym zrobić. Potem spektakularnie odchodzi: zwykle spokojnym i triumfalnym krokiem przez główne wyjście lub znika nim ktokolwiek zdąży się obejrzeć. Nie pozostawia po sobie śladu, nie licząc ewentualnego pobojowiska, jakie zrobił walcząc z głównym bohaterem.
Są też takiego typu sytuacje, w których czarny charakter zabiera cenny przedmiot potajemnie, na tak zwanego ,,cichacza". Zakrada się domu głównego bohatera albo korzysta z okazji, że ten na chwilę gdzieś odszedł i przeszukuje rzeczy, jakie pozostawił na miejscu. Główny bohater albo niczego nie zauważa, albo dowiaduje się w ostatniej chwili. Zaczyna działać, niestety mimo wszystko jest o tę chwilę za późno. Czarny charakter zabiera przedmiot i znika.
Jest w sumie całkiem sporo książkowych sytuacji, w których się traci ważną rzecz. I ile by Kangsoo dał, by jedna z nich dotyczyła jego!
Wsunął rękę pod łóżko, dokładnie nią przesuwając po podłodze. Po chwili ją wyciągnął, spojrzał na szarą od kurzu dłoń. Przydałoby się tam zrobić niemały porządek, ale nie to go teraz interesowało. Zmierzył ją wzrokiem, po czym z powrotem wsadził pod łóżko, zagarniając jeszcze więcej kurzu. Badał dokładnie koniuszkami palców podłogę, macał, macał. Na nic jednak się nie natknął, nie licząc sporej ilości mieszaniny martwego naskórka, włókien z ubrań, pyłków i roztoczy. A to nie tylko namnożyło jego obawy, ale też jeszcze bardziej pogoniło serce, które już od pół godziny waliło jak szalone.
Usiadł na podłodze, uderzając drugą pięścią o szarawe panele. Z ust wydał się długi, rozpaczliwy jęk.
- Ach, dlaczego?! - zawył, łapiąc się za głowę.
Szybko zmienił pozycję, zdając sobie sprawę, że właśnie przeniósł kurz na swoje włosy. Jęknął głośno. Dlaczego to się musiało stać?, pomyślał.
Zapewne już się pojawiły podejrzenia, co też się mu przytrafiło, ale żeby być pewnym w stu procentach:
Tak, Kangsoo zgubił swój pierścień.
Tak, ten, który daje nad nim kontrolę.
Jak można dopuścić do czegoś takiego? Nikt się chyba tego nie dowie, włącznie z nim samym. On naprawdę nie wiedział, jak to mogło się stać. Pierścień ściągnął tylko na moment, na chwileczkę. A może nie na moment, skoro ten zdążył się gdzieś zapodziać w jego własnym domu? W każdym razie zgubił go i teraz nie mógł znaleźć. Jeszcze taka tragedia go nie spotkała. Owszem, zdarzało mu się go upuścić gdzieś i tak dalej, ale zawsze szybko go znajdywał nim komukolwiek udało się do niego dobrać. Tym razem jednak poszukiwania szły w naprawdę złym kierunku.
Wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić, ale szło mu to dość marnie. Po prostu nie mógł zachować zimnej krwi i rozglądać się po mieszkaniu, jakby to nie było nic szczególnego. Pierścień był po prostu zbyt ważny, by uważać go za coś zwykłego. Nawet, jeśli to był jego dom, nie mógł szukania przełożyć na kiedy indziej. Nigdy nie wiadomo, może akurat dzisiaj do jego mieszkania wparuje jakiś złodziej czy Bóg wie, co jeszcze i ,,przypadkiem" znajdzie pierścień. ,,Przypadkiem", bo dla tego przedmiotu nie ma przypadków. O tym jednak kiedy indziej, bo teraz priorytetem jest znalezienie go.
Powoli wstał, strzepnął z ręki większość kurzu, resztę wytarł o bluzę. Odwrócił się na pięcie z zamiarem kontynuowania poszukiwań, gdy nagle zastygł bez ruchu. Uniósł brwi w zaskoczeniu, bowiem jego oczom ukazał się istny bałagan. Nic nie było na swoim miejscu, rzeczy walały się po podłodze i łóżku. Pogrom, jakiego dawno nie widział. Zwilżył językiem usta. Zdał sobie sprawę, że zdążył przewrócić do góry nogami praktycznie całe mieszkanie. Wszystko. Przeszukał wszędzie gdzie się dało. I wciąż nie znalazł pierścienia.
- To chyba jakiś żart! - krzyknął łamiącym się głosem.
Był już na skraju histerii. Szanse na odnalezienie zguby z każdą sekundą malały, a jego strach z kolei narastał. Nie wiedział już co robić. Przeszukać mieszkanie jeszcze raz? Posprzątać i znów nabałaganić? A może były jeszcze miejsca, do których nie zajrzał? Nie, na pewno nie. Dobrze znał swój dom, wiedział o wszystkich kątach i skrytkach. Nie ma, nie ma miejsca, do którego by nie...
- Kangsoo!
Zamarł. Otworzył szeroko oczy, na kilka sekund wstrzymał oddech. Trwał chwilę bez ruchu, aż wreszcie obrócił głowę. Spojrzał na siedzącą na biurku papugę, która dotychczas w milczeniu przyglądała się swemu właścicielowi, jakby zastanawiając się, po kiego on rozwala całą chałupę. Gdy ich spojrzenia się spotkały, ptak przechylił głowę delikatnie na bok, zamachał skrzydłami. Kangsoo wbił w niego spojrzenie.
- Geum - powiedział poważnym tonem.
Miał pewną myśl. Nie wiedział, czy to było to. Ale skoro nie znalazł nigdzie pierścienia, to było możliwe... możliwe, że jednak...
- Geum - znów rzekł. - Ty chyba nie zjadłeś go, nie?
Ptak wyjątkowo wolno zamrugał.
- Kangsoo - zaskrzeczał.
- Geum...
Zaczął iść w jego stronę, co wyraźnie mu się nie spodobało. Zagwizdał niepewnie, machnął nerwowo skrzydłami, jakby szykując się na najgorsze. Kangsoo wolno się do niego zbliżał, wyglądał jak bezwzględny morderca zmierzający po swoją ofiarę. Cała ta sytuacja wyglądała niczym wyjęta żywcem z horroru, a zachmurzone niebo za oknem tylko namnażało siłę tej mrocznej aury. Papuga stała się niespokojna, zwłaszcza, gdy Kangsoo wyciągnął w jej stronę rękę. Patrząc na zbliżającą się dłoń, nie wytrzymała.
Sekunda i ostry dziób wbił się w palec wskazujący.
Druga sekunda, i po mieszkaniu rozległ się krzyk.
Kangsoo odskoczył od Geuma, przybrał postawę obronną. Zaczął zlizywać z palca krew, skrzywił się, czując jej niedobry, metaliczny smak. Spojrzał na ptaka, nie ukrywając szoku.
- Mnie? - zapytał. - Za co? Kiedy ja...!
Wtem usłyszał pukanie. Po chwili też ktoś się odezwał za drzwiami do mieszkania. Kangsoo spojrzał za siebie. Od razu rozpoznał głos. Była to jego sąsiadka z góry, pani Weather. Dobra, ciepła starsza pani, mieszkająca samotnie, odkąd zmarł jej mąż. Jedynym jej towarzystwem były jej koty i on, sąsiad z dołu. Zawsze dla niego była miła, więc Kangsoo nie zamierzał być gorszy.
Nie zwlekając dłużej, podbiegł do drzwi. Czym prędzej je otworzył, ujrzał niską, chudziutką kobietę w beżowym płaszczu i bordowym berecie, zakrywającym spięte w kok siwe włosy. Staruszka, widząc młodzieńca, uśmiechnęła się szeroko, powielając liczbę zmarszczek na jej twarzy. Szybko jednak mina jej zrzedła, gdy dostrzegła znajdujący się za nim bałagan. Wzięła nieco głębszy wdech, chwilę poruszała dziwnie ustami, po czym zapytałam:
- Czy przyszłam w złym momencie?
Kangsoo ściągnął brwi w konfuzji. Spojrzał za siebie, po chwili powrócił wzrokiem na sąsiadkę.
- Ależ skąd! - odparł trochę niepewnie. - To... Mojej papudze trochę odbiło - zaśmiał się nerwowo.
Z głębi mieszkania wydobył się skrzek. Pani Weather jeszcze raz zmierzyła wzrokiem wnętrze mieszkania, a następnie pokiwała głową.
- Rozumiem - powiedziała. - Przyszłam, bo wchodząc po schodach znalazłam coś. Wydaje mi się, że jest twój, ale proszę, przyjrzyj mu się.
Dopiero wtedy Kangsoo zauważył, że kobieta coś trzyma w dłoni. Spojrzał na nią.
- Hyyy! - zapowietrzył się. - Mój pierścień!
Chwycił go dwoma palcami, przyjrzał mu się, choć nie musiał - wszędzie by go rozpoznał. Wyściskał panią Weather, dziękując jej za to. Obiecał, że pewnego dnia się odwdzięczy, ona powiedziała, że nie musi. Po pożegnaniu się ruszyła schodami do swojego mieszkania.
Kangsoo spojrzał na pierścień. W końcu! Nareszcie! Udało się! Znaleziony! Już się zaczął naprawdę martwić, że go nie znajdzie. Nachodziły go nawet myśli, że ktoś już go znalazł i za chwilę miał go założyć. Z przerażeniem czekał, aż pozna swojego nowego pana. Ale miał naprawdę wielkie szczęście. Pani Weather go znalazła. I nie założyła, tylko od razu go zwróciła. Naprawdę dobra z niej istota, skoro nie uległa pokusie.
Ach, jak dobrze, że pierścień powrócił do jego...
Nagłe uderzenie sprawiło, że stracił równowagę. Zachwiał się, przestąpił z nogi na nogę, w ostatniej chwili unikając upadku. Spojrzał na pierścień, który właśnie wyślizgiwał się z jego dłoni; poleciał prawie jak wystrzelony z procy, trafiając idealnie w wąską przestrzeń między schodami. Kangsoo od razu rzucił się na poręcz, spuścił głowę. Gonił wzrokiem za błyszczącym się od lamp na klatce schodowej pierścieniem, dopóki ten po kilku uderzeniach o boki schodów nie zniknął mu z oczu.
- Nie... - z trudem wydusił z siebie.
Odwrócił głowę, popatrzył na Geuma, który lądował na podłodze. Miał ochotę go zganić, nie, wyrwać te jego kolorowe piórka. Dlaczego on mu to zrobił? To było za to wcześniej? Otworzył usta, by go zganić, lecz w ostatniej chwili się przed tym powstrzymał. Teraz było ważniejsze odzyskanie pierścienia.
Odwrócił się na pięcie i rzucił się na dół. Zbiegał po schodach jak szalony, momentami poniekąd spadał. Jakiś mężczyzna wychodził właśnie z klatki schodowej na zewnątrz, gdy nagle usłyszał hałas. Spojrzał za siebie, koło jego nogi coś przeleciało. Nie skupił się na tym, a na pędzącym w ciemnozielonym dresie i czarnych klapkach Azjacie. Wystraszony czym prędzej odskoczył na bok, robiąc mu miejsce. Zamknął oczy, poczuł powiew wiatru i usłyszał: ,,Dziękuję!".
Kangsoo wypadł na chodnik tak nagle, że przechodnie na chwilę zwrócili na niego uwagę. Spuścił głowę, wtem dostrzegł swój pierścień, leżący naprawdę blisko. Nie zwalniając, pobiegł do niego.
Okoliczności w tym momencie były naprawdę beznadziejne. Mroźno, pochmurno, drogi gdzieniegdzie pokryte cienką, acz zabójczą warstewką lodu. I on, biegnący w klapkach. To się nie mogło dobrze skończyć.
Nim się obejrzał, nie biegł, a jechał po lodzie. A nim się z tym oswoił - leciał. Upadł niezwykle boleśnie, a jakby tego było mało, nogą kopnął pierścień, który poleciał gdzieś o, tam. Kangsoo ogarnęło przerażenie, patrzył z otwartymi szeroko oczami, jak jego cenny przedmiot zatrzymuje się parę metrów dalej, kilka centymetrów od krawężnika. Wstrzymał oddech, jakby to miało powstrzymać pierścień od dalszego przemieszczania się. Proszę, nie!, przeszło mu przez myśl.
W tym momencie niebo nieco się przerzedziło, zza chmur wyjrzało słońce. Promienie padły na, co prawda niewielką, powierzchnię, ale trafiły na tkwiący w pierścieniu cytryn, nadając mu przyciągającego wzrok blasku. Kangsoo odetchnął, poczuł nagłe zimno. Przeszedł go niemiły dreszcz. Nic dziwnego, był na zewnątrz w samym dresie i klapkach, a nie miał żadnej specjalnej zdolności pozwalającej mu wytrzymać na mrozie. Nie chcąc więcej marznąć podniósł się.
Popatrzył na leżący na chodniku pierścień.
I wtedy jakaś ręka chwyciła przedmiot.
Kangsoo zamarł, poczuł, jak jego tętno gwałtownie przyspiesza, a oddech staje się płytki i nierówny. Podążył wzrokiem za ręką, ujrzał osobę, która wyprostowawszy się, zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się pierścieniowi. Nie mógł znieść tego widoku, czując, że dostanie zawału, jak nic teraz nie zrobi, zerwał się jak poparzony, krzycząc:
- NIE!


Ktoś zaciekawiony błyskotką?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics