14.10.2019

Od Any CD Michaela

Wspaniale. Po prostu pięknie.
Nie miałam zbyt wiele czasu na analizowanie tego, jak mogłabym pomóc Michaelowi w jego... dość nieciekawym położeniu. Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, już rzuciło się na mnie kilka tych dziwnych, nadnaturalnych stworzeń, jednocześnie próbując dosięgnąć zębami istotnych punktów na moim ciele. Każdy jeden spudłował, dodatkowo jeden z nich padł, zestrzelony z nadal dzierżonej przeze mnie broni. Ale podczas swego rodzaju tańca, który wykonałam, by tego dokonać, zapędziłam się pod ścianę. Skąd nie było wielu dróg ucieczki.
Gdy skoczyło na mnie kolejnych dwóch, otoczyłam się ścianą ognia tak gorącego, że spopieliła ich w locie. Następni, nie chcąc podzielić losu kolegów, byli już ostrożniejsi, chodzili to w jedną, to w drugą stronę, szukając słabego punktu w mojej barierze.
Znalazła się sama, już chwilę później, gdy zaczęłam tracić kontrolę nad ogniem, który ze względu na pośpiech, stworzyłam bez pomocy zapalniczki.
No tak, to był w istocie niezbyt mądry pomysł...
Nim zdążyłam się połapać, co się dzieje, jeden z pozostałych stworów zaryzykował rzucenie się na mnie. Dopadłby zębami mojej tętnicy szyjnej, gdyby nie cieniste ostrze, które wyrosło mu na drodze.
- Miek - westchnęłam z ulgą. Rzuciłam krótkie spojrzenie na miejsce, gdzie ostatnio widziałam przykaciela z nadzieją, że zdołał się uwolnić.
Ale nie. Nadal wisiał przygwożdżony do ściany. Czyli to nie on mi pomógł... Tylko Demon?
Wtedy mój wzrok przewędrował na mężczyznę z Biblią. Choć nadal trzymał Mike'a, wyglądał na mocno osłabionego, po jego plecach spływała ciemna, błyszcząca substancja.
Miałam szansę.
Rzuciłam się więc na oślep, osłaniana przez nie do końca materializującego się Demona, który raz za razem odpychał ode mnie dziwne stworzenia dybiące na moje życie. Te, które jakimś cudem mu umknęły, załatwiałam bronią pulsacyjną i ogniem.
A gdy przedarłam się w końcu do Mike'a i faceta, który przygważdżał go do ściany, sięgnęłam po większość ognia, który mi pozostał, by otoczyć nim przeciwnika. Wrzasnął przeraźliwie, gdy jego ubranie i ciało zaczął trawić ogień, upadł na kolana, puszczając Mike'a. Po chwili z niebiezpiecznego maga, czy kim tam był ten mężczyzna, pozostała tylko kupka popiołu. Pozbywszy się problemu, jednym skokiem dopadłam przyjaciela. Butem naruszyłam pentagram, by go uwolnić.
Runął momentalnie na mnie. Złapałam go, uważając, by nie dotknąć gołej skóry. A gdy odłożyłam go ostrożnie na ziemię i puściłam, dostrzegłam, że w miejscu, w którym go dotykałam, kombinezon bruneta był nadtopiony.
Cholera.
Postąpiłam krok, dwa kroki do tyłu. Poczułam, jak ogień zaczyna przejmować nade mną kontrolę, moje ciało przeszły dreszcze, a obraz przed oczami się zamazał. Zatoczyłam się, wzbudzając tym uwagę Michaela, który odzyskał już władzę nad swoim ciałem i zaczynał podnosić się z ziemi.
- Ana? - zapytał ostrożnie, podchodząc i wyciągając ku mnie rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam, odskakując od jego dłoni. Dreszcze jeszcze bardziej się nasiliły, każdy nerw w moim ciele był napięty, czułam, jak cała płonę.
- Wszystko dobrze? - jakby dobiegający spod wody usłyszałam głos Mike'a, przyglądającego mi się uważnie spod zmarszczonych brwi. - Ana, mów do mnie...
Objęłam się ramionami, zamknęłam oczy, by odgrodzić się od świata zewnętrznego. Panicznie szukałam choćby odrobiny kontroli, na tyle tylko, by móc wstać, walczyć dalej, nawet już bez używania mocy. By nie być dla Michaela kulą u nogi, nie w tym momencie.
- Daj mi... chwilę - wysapałam. Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam po niej na podłogę. Ani na moment nie otworzyłam oczu. Przez co nie zdążyłam zobaczyć, że przyjaciel postanowił nie posłuchać mojej wcześniejszej prośby.
Gdy poczułam na gołej skórze dłoni dotyk, zareagowałam błyskawicznie. Ale i tak za wolno.
- Cholera - brunet syknął, również ode mnie odskakując. Patrzył z niedowierzaniem na swoją dłoń, na której już pojawił się czerwony ślad oparzenia.
- Mówiłam, żebyś mnie nie dotykał - warknęłam, mordując mężczyznę wzrokiem. Nie odpowiedział, wbijał tylko wzrok w poparzenie.
Nie mieliśmy więcej czasu na zastanawiamie się - każda chwila zwłoki mogła doprowadzić do otoczenia nas przez wezwane przez pozostałych przy życiu przeciwników wsparcie. Zacisnęłam więc zęby, całe pokłady silnej woli koncentrując na pozbieraniu się z podłogi. Gdy w końcu stanęłam o własnych siłach, ścianę za mną, o którą się podpierałam, wieńczyły zwęglone ślady dłoni.
- Idziemy dalej - mruknęłam, prostując się. Odgarnęłam opadające na oczy krótkie kosmyki włosów, nim ruszyłam dalej, w głąb mini-twierdzy, jaką było to miejsce. Mike szedł u mojego boku, jednak cały czas pilnował, by przypadkiem mnie nie dotknąć i nie powtórzyć sytuacji sprzed chwili.
Zeszliśmy po kolejnych schodach, na następne piętro mieszczące się pod ziemią. A tam...
- Kurwa - mruknęłam pod nosem, zataczając się na ścianę i wbijając niedowierzające spojrzenie w istotę stojącą przede mną.
- Co jest? - zapytał zaniepokojony brunet, wymijając mnie i, pewnie odruchowo, zasłaniając swoim ciałem.
- Drakonid - szepnęłam. Cóż, sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie. Szczególnie, że w oczach kobiety, naprzeciwko której stanęliśmy, widziałam niezmierzone fale oceanu. Tak jak ona w moich mogła dostrzec dogasający w tym momencie ogień. - Mike, ona może...
Nim skończyłam, dziewczyna pchnęła w naszą stronę falę wody, która zgrabnie ominęła Michaela, uderzając we mnie.
Przy zetknięciu z moją skórą zaczęła z sykiem parować, ale już po chwili było jej tyle, że temperatura mojego ciała nie robiła jej już różnicy. A w moim obecnym stanie nie miałam szans się jej opierać.
Biorąc ostatni, głęboki oddech, zatonęłam w magicznej wodzie.
Kurwa.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics