16.10.2019

Od Silasa CD Keitha

Wpatrywałem się przez chwilę bez wyrazu w mężczyznę, zastanawiając się, czy mówi poważnie. Jednak czas mijał, a z jego twarzy nie schodziła obojętność. Westchnąłem więc ciężko, przenosząc wzrok na kobietę. Z tej z kolei biła determinacja.
No cóż. Skoro tak przedstawiają sprawę... Nie żebym szczególnie przejmował się wizją śmierci. Wręcz przeciwnie, przez sekundę przeszedł mi przez myśl pomysł, by odmówić dania im swojej krwi i zobaczyć, co się stanie. Istaniało jednak ryzyko, że ten ich "ojczulek zakonny", kimkolwiek jest, postąpi zgoła inaczej, niż zagroził egzorcysta. A uwięzienie nie wchodziło w moim przypadku w grę - wieczność trwałaby za długo. Dlatego, westchnąwszy dramatycznie, by pokazać, za jak głupie i bezsensowne uważam to wszystko, wyciągnąłem rękę przed siebie.
- Róbcie, co musicie. Byle szybko.
Kobieta podeszła do mnie ostrożnie i ujęła w dłoń mój nadgarstek. Wbiłem wzrok w miejsce, do którego po chwili przyłożyła ostrze. Jeszcze zanim nacisnęła nim na moją skórę, uświadomiłem sobie, że zgodzenie się na ich warunki nie było jednak tak mądre i zgodne z instynktem samozachowawczym, jak mogłoby się wydawać.
Bo, po pierwsze, nie miałem pewności, co okaże się szybsze - moje zdolności regeneracji czy magia kobiety.
A po drugie... w mojej krwi mogą prawdopodobnie znaleźć więcej, niż tylko informację, gdzie aktualnie przebywam.
Ale nim zdążyłem cofnąć rękę, ostrze przecięło skórę.
Syknąłem cicho, bardziej z przyzwyczajenia niż z faktycznej reakcji na ból. Z nacięcia wypłynęła pojedyncza kropla krwi, spływając po nadgarstku ku otwartej dłoni. Czarownica szybko ją zebrała, zdając się skupiać na tym całą swoją uwagę.
Pewnie dlatego nie zauważyła, że rana zdążyła się w tym czasie już zasklepić, bo gdy podniosła wzrok na mój nadgarstek, zamarła z niedowierzaniem.
Wyszarpnąłem rękę z jej uścisku, poprawiłem rękaw płaszcza i skinąłem głową, niby w podzięce, postanawiając wykorzystać jej szok, by możliwie szybko się ulotnić.
Płomienie, które mnie otaczały, zniknęły chwilę wcześniej, dlatego teraz bez większych przeszkód mogłem oddalić się zdemolowaną, sklepową alejką. Uchyliłem jeszcze egzorcyście wyimaginowanego kapelusza, zanim szybkim krokiem ruszyłem ku wyjściu ze sklepu.
- Szybko ci poszło - usłyszałem potem, w pewnej odległości za sobą głos egzorcysty. Musiał zwracać się do dziewczyny, bo po chwili mu odpowiedziała:
- To nie ja go uleczyłam - szepnęła. W jej głosie nadal słychać było dezorientację.
Zanim miałem okazję usłyszeć ewentualną odpowiedź mężczyzny, wyszedłem ze sklepu. Nad okolicą zebrały się już ciemne chmury, z których lada chwila mógł lunąć deszcz. Nasunąłem kaptur na głowę i zniknąłem w najbliższym cieniu, omijając zamieszanie, które wywołała przed sklepem awantura z wampirem.
Po nieudanych zakupach doszedłem do wniosku, że odechciało mi się gotować. Rzuciłem krótkie spojrzenie na Mustanga, zaparkowanego nieopodal. Gdybym teraz do niego wsiadł i odjechał, zwróciłbym za dużo niepotrzebnej uwagi. Prościej było przejść się kawałek piechotą, a gdy sytuacja przycichnie, wrócić po wóz.
Akurat niedaleko znajdowała się niczego sobie kawiarnia, w której można było zjeść śniadanie. Niewiele myśląc uznałem, że będzie to najwłaściwszy w tym momencie cel.
Niezauważalny, skryty w cieniu budynku sklepu, oddaliłem się od "miejsca zbrodni", zostawiając wydarzenia ostatnich kilkunastu minut za sobą.

Keith?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics