8.10.2019

Od Any CD. Michaela

- Dobra - wzięłam głęboki, uspokajający oddech. - Czyli zabawę czas zacząć - uśmiechnęłam się krzywo, ruszając przed siebie.
Po kilku minutach marszu faktycznie naszym oczom ukazał się niepozorny budynek. Dziwne dźwięki, niepodobne do niczego, co kiedykolwiek słyszałam kiedykolwiek, dotarły do moich czułych uszu jeszcze wcześniej. Spojrzałam kątem oka na przyjaciela.
- Schowamy się tam - szepnął, wskazując ruchem głowy krzaki w odległości dziesięciu, może dwudziestu metrów od domu. Skinęłam krótko, podążając za nim we wskazanym kierunku.
Gdy już przycupnęliśmy, osłonięci gęstwiną liści i gałęzi przed wzrokiem ludzi (którzy na pewno nie byli autorami niepokojących dźwięków, co nasuwało przypuszczenie, że ci znajdują się w środku budynku albo są rozsiani po okolicy), Mike nachylił się ku mnie, bym na pewno wyłapała jego słowa.
- Damy radę? - mruknął, śledząc spojrzeniem wartowników. Zapewne w bardziej przystępny sposób pytał, czy to ja sobie poradzę, bo w jego oczach nie widziałam wahania.
- Skąd mam to, kurwa, wiedzieć? -rzuciłam więc w odpowiedzi wesołym tonem, odbezpieczając broń i mierząc nią w człowieka stojącego najbliżej drzwi. - Jak daleki zasięg ma ta broń? - zapytałam.
- Ładunek doleci - brunet spojrzał na mnie. - Ale nie trafisz.
Uśmiechnęłam się przebiegle.
- Założysz się? - zapytałam, kładąc palec na spuście, cały czas utrzymując gościa na celowniku. To, że dzisiaj pierwszy raz strzelałam z tej broni, nie miało znaczenia. Okazało się, że działa w zasadzie tak samo jak zwykła spluwa. A z nimi byłam obeznana. - Zestrzelę tego przy drzwiach. Potem będziemy musieli działać szybko. Ty bierzesz tych po prawej, ja po lewej - poleciłam szeptem.
- Nie wiedziałem, że masz takie umiejętności taktyczne - odszepnął Mike, z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Jakie umiejętności taktyczne, proszę cię - parsknęłam. - Jest ich tu siedmiu, jeden siedzi na dachu obserwując wszystko z góry. Jego załatwię jeszcze stąd, zaraz po tym przy drzwiach. Zostaje nam pięciu do rozdysponowania między siebie - spojrzałam na mężczyznę kątem oka. - Weźmiesz trójkę z prawej, bo będziesz mógł szybciej wyskoczyć z krzaków. Ja dwójkę z lewej, bo i tak są zajęci rozmową, zanim ogarną, co się dzieję, będą martwi - uśmiechnęłam się krzywo. - Czysta logika, a taktyki w tym tyle, co kot napłakał.
- Dobrze... Ale zacznijmy od tego, że nie trafisz - Mike podchwycił moje spojrzenie. - Nie możemy ryzykować...
- Jak doliczę do trzech, ruszasz - nie dałam mu skończyć, ponownie skupiając się na celu. - Raz... - Mike próbował coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam. - Dwa...
- Cholera, dziewczyno - mruknął, ustawiając się tak, by jak najszybciej wyskoczyć z kryjówki. Uśmiechnęłam się triunfalnie.
- Trzy - pociągnęłam za spust.
Jeszcze nim padł gościu pod drzwiami, zdążyłam przeładować broń i wycelować w faceta na dachu. Który sekundę potem spadł z łoskotem broni i pancerza na jednego z mężczyzn, których wyznaczyłam dla siebie, oszczędzając mi przy tym części roboty.
Michael wyskoczył już z krzaków, rzucając się na wyznaczonych mu ludzi.
Ja skoczyłam najpierw w kierunku powalonego, by szybko zakończyć jego żywot pojedynczym strzałem w głowę. Dopiero potem skupiłam uwagę na drugim.
Który miał jednak lepszy refleks, niż sądziłam, bo już zdążył odbezpieczyć broń i we mnie wycelować.
Machnięciem dłoni przywołałam płomienie tak gorące, że w sekundę stopiły wystrzeloną w moim kierunku kulę. A ja, nie tracąc czasu, doskoczyłam do zszokowanego pojawiającymi się znikąd płomieniami przeciwnika. Zanurkowałam pod wyciągniętym w moją stronę namieniem i, objąłwszy faceta od tyłu, przystawiłam wyciągnięty zza paska nóż do jego szyi.
- Dobranoc - szepnęłam, z ustami tuż przy jego uchu. Po czym poderżnęłam mu gardło.
Puściwszy bezwładne ciało, postąpiłam krok w tył, żeby nie upadło na mnie. A gdy podniosłam wzrok znad trupa, zobaczyłam, że Mike uporał się już z dwoma swoimi przeciwnikami. Został mu jeden.
Który już wyglądał, jakby bardzo chciał się poddać. Ruszyłam więc w ich kierunku bez zbytniego pośpiechu, kopiąc przy okazji gościa, w którego posłałam pierwszą kulę, żeby sprawdzić, czy na pewno nie stanowi już problemu. Nie drgnął. Usatysfakcjonowana podeszłam do przyjaciela, który właśnie zapędził przeciwnika pod ścianę.
- Może... - zaczęłam, ale Mike nie dał mi dokończyć.
Skierował w gościa utworzone z cieni sztylety i przybił go do ściany. Przeciwnik zaskrzeczał tylko krótko, nim wyzionął ducha. Brunet natychmiast go uwolnił, przez co trup z głuchym łoskotem spadł na ziemię.
- I chuj - podsumowałam, patrząc na leżące u moich stóp bezwładne ciało. Mike posłał mi krzywe spojrzenie, w odpowiedzi na które wzruszyłam ramionami. - No co? Może mógłby nam zasugerować, gdzie udać się teraz. Wiesz, jakieś nieobstawione tylnieczy coś... - widząc, jak jego brew wędruje w wyrazie zaskoczenia do góry, westchnęłam ciężko, przewieszając karabin przez ramię. - Jeny, byłoby łatwiej się przebić. Mniejsze ryzyko.
Mężczyzna jakby nagle zrozumiał, o co mi chodzi, przeniósł wzrok na trupa leżącego między nami.
- Hm... No tak - skrzywił się. - Faktycznie.
Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową z politowaniem.
- Czyli wpadamy tam na pełnej kurwie z ogniem i mieczem. Jak dla mnie bomba - podeszłam do drzwi niepozornego budynku i, nie usłyszawszy sprzeciwu ze strony Mike'a, tradycyjnie najpierw podpaliłam zamek, by go osłabić, po czym wyprowadziłam celnego kopniaka tuż pod nadpalonym miejscem.
Drewniane drzwi otworzyły się na oścież bez większego wysiłku z mojej strony, nokautując przy okazji faceta, który pewnie został wysłany do sprawdzenia przyczyny zamieszania na dworze i akurat sięgał do klamki.
- Jak miło, kolejny z głowy - parsknęłam, zerkając kątem oka w stronę Michaela. I nim zdążył mnie uprzedzić, przekroczyłam próg domu.
I tyle by było z mojej udawanej pewności siebie. Gdy zobaczyłam wnętrze domu i niekoniecznie ludzkie postaci się w nim znajdujące, zamarłam. Ale gdy pierwszy z przeciwników, otrząsnąwszy się z szoku, rzucił się na mnie, wszystkie emocje odpłynęły, zostawiając po sobie zimną obojętność.
A zaraz po nich nadszedł gwałtowny przypływ ukochanej adrenaliny, która jeszcze bardziej wyostrzyła moje zmysły.
Uśmiechnęłam się drapieżnie, przywołując płomienie, które natychmiast otoczyły mnie, nie dotykając jednak bezpośrednio ubrania i mojej skóry. Na razie jeszcze kontrolowałam się na tyle, by móc taki efekt osiągnąć. Choć czułam, jakby coś dziwnego szybciej niż zwykle wypompowywało ze mnie moc. Nie przejęłam się tym jednak specjalnie
Z Michaelem u boku ruszyłam do ataku.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics