30.10.2019

Od Liama CD Kangsoo

Spojrzałem z sympatią na psa w kojcu, koło którego stałem. Czworonóg zamerdał ogonem i, stanąwszy na tylnich łapach, przednie oparł o kraty, za którymi się znajdował. Wywalił język, wbijając we mnie przyjazne oczy, żółte jak u wilka i psa mojej siostry. Tyle że Archer jest większy, niż czarno-biały kundelek - ten nie sięgał mi nawet do kolana.
- Czy to propozycja, żeby zabrać któreś na spacer? - zapytałem z uśmiechem, wkładając rękę przez kraty, by podrapać psa w okolicy szyi. Żebym, w razie gdyby okazał się nie tak przyjazny, na jakiego wyglądał, zdążył zabrać rękę, nim zacisną się na niej zęby. Ale psiakowi mój dotyk nie przeszkadzał, natychmiast wtulił się w moją dłoń i polizał ją, bym nie przestawał.
- Dokładnie - Kangsoo uśmiechnął się i był to chyba najbardziej szczery, spontaniczny uśmiech, jaki u niego widziałem. Zdecydowanie kochał pomagać tym zwierzętom. - Jeśli chcesz, możesz wziąć jego - wskazał ruchem głowy czarno-biały wulkan energii, który, gdy tylko zabrałem rękę, zaczął biegać w kółko po kojcu, byleby tylko zwrócić na siebie uwagę. - Nazywa się Verdin - postukał palcem w karteczkę, by zwrócić na nią moją uwagę. Faktycznie, jak byk widniała na niej fotografia psa i napisane przy niej imię wraz z kilkoma informacjami oraz krótką historią czworonoga. Choć w tej ostatniej niewiele było - tylko tyle, że w zasadzie całe swoje trzyletnie życie spędził w schronisku. I jest nieprzeciętnie energiczny, przez co potrzebuje dużo ruchu. Hm, może mógłbym czasami go zabierać, żeby pobiegać z nim w lesie...? Będę musiał się dopytać.
Znajomy w tym czasie rozejrzał się po pozostałych w zasięgu wzroku kojcach, nim zdecydował:
- Ja wezmę Ash. Już wcześniej wychodzili razem, powinni się dogadać.
Mężczyzna poprowadził mnie do pomieszczenia służbowego, skąd wzięliśmy smycze i szelki dla Verdina (jak wytłumaczył Kangsoo, psiak mocno ciągnie na smyczy i na obroży się poddusza; a na specjalnych szelkach, do których smycz podpina się z przodu, na klatce piersiowej, uczy się opanowywania swojej energii na spacerach). Zabraliśmy również kilka smakołyków, żeby popracować trochę z psami podczas spaceru.
- Jeśli się nie boisz, możesz sam wejść do kojca Verdina i go zapiąć - powiedział Kangsoo, kierując się w stronę rudej piękności, z którą miał wyjść. Mając przyzwolenie, bez dalszej zwłoki wszedłem do kojca psa. Natychmiast zostałem obszczekany, obskakany i oblizany. Wyobraziłem sobie Lunę w podobnej sytuacji i aż się uśmiechnąłem. Niee... suczka jest zbyt zrównoważona na takie wariacje.
Stosunkowo szybko, wprawiony w boju, założyłem mu szelki i wyprowadziłem przed kojec.
Ledwo bramka stanęła przed nim otworem, wypadł przez nią, już na wstępie wystawiając na próbę moją siłę. Na szczęście zdołałem utrzymać smycz, a specjalne szelki zatrzymały go i odwróciły. Wzrok żółtych oczu spoczął na mnie, ogon zamerdał, jakby pies pytał mnie "Idziesz?".
W tym samym momencie kątem oka zobaczyłem Kangsoo, wyprowadzającego z kojca suczkę. Szła grzecznie koło jego nogi... aż nie zobaczyła towarzystwa. Natychmiast napięła smycz, chcąc dobiec do Verdina i się przywitać.
- Faktycznie się lubią - zaśmiałem się, gdy już chwilę później zaczęli się gonić w kółko i skakać na siebie. Cydem nie zaplątaliśmy się z Kangsoo w smycze podczas ich manewrów. - To co, idziemy?

Kangsoo?
Ja Cię naprawdę bardzo przepraszam za to, że musiałaś tyle czekać :c

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics