7.10.2019

Od Tobiasa CD Etienne

Mężczyzna popatrzył na antychrysta z miną mówiącą "Czego ode mnie chcesz", z dozą "O chuj ci chodzi" w oczach, a uśmiech nie uciekał mu ani na chwilę. Wiedział w jakim stanie się znajdował, wiedział dużo, jak na osobę kompletnie zapitą i naćpaną. Lekkość w percepcji nie wynikała z jakiejś nadprzyrodzonej tolerancji na używki (mimo że po takim czasie jego wątroba prędzej przyjęłaby z chęcią głowicę atomową, niż kolejne porcje etanolu), zwyczajnie chłop się jako tako wyspał, o ile sen w klubie z muzyką w pozycji siedzącej można nazwać jakkolwiek wygodnym odpoczynkiem.
— Złyy? O czym ty do mnie... Rozmawiasz czhlowiekku... Chociaż... czymkolwiek ty tam jezsteźź... — Powiedział próbując walczyć jakkolwiek ze światłowstrętem.
Zmuszony do wstania, wstał. Musiał założyć okulary przeciwsłoneczne, co by nie widzieli że z jego oczyma jest coś nie tak. Był lekko wstydliwy, szczególnie po alkoholu, także nie chciał się afiszować ze swoim błogostanem, przynajmniej na tyle, na ile szlajający się człowiek oparty o nieznajomego może się nie afiszować. Szedł krokiem powolnym, lekko skośnym. Na pewno nie od linijki. Ale starał się. Widział, iż nieznajomy stara się pomóc, co było niespotykane w tych stronach. Zwykle ktoś kto zastaje Tobiasa w takim stanie próbuje go uwieść, okraść, zbałamucić... Jednak on trzymał się dzielnie. Starał się. Mówił sam do siebie: Nie jestem najebany! Idąc krok w krok z nieznajomym, czasami robił pauzy, co by odpocząć, nie próbował siadać, ani się schylać, wiedział że to tylko sprowokuje odruch wymiotny... A przecież dżentelmenowi nie wypada...
— Nie wiem czhemu mi pomagaszhz ale kuhwrwa dziękuję! — powiedzieł klepiąc po plecach jasnowłosego. 
Gdy już dotarli pod prywatny pokój, a jego wybawca ugadywał ochroniarza, Tobias nie omieszkał chichotu, słysząc co młodzieniec wygaduje, resztką świadomości gratulując mu daru perswazji, wychwytując co piąte słowo. 
Zasiadł na kanapie, chichocząc do siebie jak głupi do sera, słuchając uważnie reprymendy. 
— Pho pierwsze. To mów po angielsku jak do mnie rozmawiaszhshz... — powiedział stanowczym tonem, gestykulując dłońmi, w akompaniamencie mimiki zesztywniałej mordy.
— Po dhrugie. Jakie komórki... jakhiego mózgu... — Tobias wpadł w dziesięcio-sekundowy rechot, patrząc ze zdziwieniem na nieznajomego. — Czhy myślisz że  kthoś taki jak ja.... Takhiii.... Nienajebywalny. — mówił z powagą.—...dałby sobie nashraść na beret? — Zapytał, robiąc zdziwioną minę.
— I po trzhecie... Mimo że jhestem dozgonnie wdzięcznyuy... — dłoń z sygnetem szybko sięgnęła do kieszeni.— Tho mnie bez pozwolenia po twarzy nie dotykać... — powiedział końcówkę już całkiem poważnie, a dłoń, która wcześniej schowała się pod płaszczem, teraz stanęła w płomieniu, jarząc się niczym drewno, wrzucone w rozżarzony węgiel, odganiając tym samym mężczyznę od strefy komfortu Tobiasa. — No.... Tobi jestem, a ciebie jak zwą... żabojadzie?

Etienne?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics