10.10.2019

Od Michaela CD Any

   Po taktycznym podejściu do szarego budynku oraz zlikwidowaniu straży z broni pulsacyjnej, najemnicy mogli wejść do środka, gdzie zastali znacznie więcej przeciwników. W tym momencie Crowley wyłączył w sobie emocje, pozostając jedynie przy opanowaniu, aby za szybko się oddać się Corsonowi, który poprzez ciało bruneta, zabijał otaczających ich przeciwników. Blastery spełniały swoje zadanie, paraliżując wrogich nadludzi ładunkami elektrycznymi, które dosłownie paliły ich wnętrzności. Tak duże skupienie spowodowało, że cały parter dosłownie opustoszał w przeciągu chwili, pozostawiając jedynie ciała nieludzi na podłodze. Jednak dopiero teraz brunet poczuł, że coś jest nie tak z jego zdolnościami, że szybciej się męczy lub coś go pochłania.
— Czujesz to samo, co ja? — spytał ciemnowłosy, zerkając na kobietę, która krótko przytaknęła — Musimy się oszczędzać. — dodał, łapiąc oddech.
— Będzie ich więcej? — zapytała opierając się o ścianę naprzeciwko przyjaciela.
— Są schody w dół, lecz co tam będzie, nie wiem. — odpowiedział przeładowując blastera.
— W takim razie chodźmy to sprawdzić. — rzekła szatynka, sprawdzając swoją broń.
Gotowi do dalszej walki, przeszli przez ciała pokonanych, kierując się do kamiennych schodów, które zaprowadziły ich na niższe piętro. Im dalej w mrok, tym wilgoć była jeszcze bardziej odczuwalna, a wraz z nią chłód, który w pewnym stopniu orzeźwiał najemników.
Gdy nagle rozbrzmiał nieludzki krzyk, dochodzący z pomieszczenia przed przyjaciółmi, oby dwoje kurczowo chwycili za broń, celując nią przed siebie, przy okazji rozglądając się po ciemnych ścianach. Zaraz jednak wszystko zamilkło, niczym w próżni, nawet oddech najemników był stłumiony tym, co zaraz się pojawiło. Na środku zaniedbanego pomieszczenia, które było żywcem wyciągnięte z azteckich budowli, zabłysło jasne światło, a na jego środku osobnik w długim płaszczu. Gdy Crowley chciał obezwładnić nieprzyjaciela, ten został stłumiony przez Światło, które skutecznie zablokowało jego zdolności.
— Czytaliście kiedyś Biblię? — rzucił retorycznym pytaniem, ukazując w swojej dłoni wspomnianą księgę — Jest dosyć ciekawa. — dodał, otwierając magią pismo.
— Kim jesteś? — spytała kobieta, która wraz z przyjacielem, podeszła kilka kroków bliżej.
— Stróżem tego miejsca. — odpowiedział, utrzymując Biblię w powietrzu — Widzę intruzów, więc muszę się ich pozbyć. — dodał, gwałtownie zamykając dzierżoną księgę.
Gdy poleciały pierwsze strzały z blasterów w kierunku stróża, ten z łatwością odbił je w losowych kierunkach, a na jego twarzy pojawił się głupi uśmiech. Wtem coś kazało brunetowi spojrzeć pod nogi, a gdy ujrzał wokół siebie biały pentagram, spojrzał na stróża z nienawiścią w oczach.
— Demony uważają siebie za władców, a nie potrafią opanować takiego symbolu. — parsknął śmiechem, po czym odrzucił Ane od bruneta, tworząc przy okazji swoich sługusów w postaci "dziwnych ludzi".
— Pierdol się. — warknął w odpowiedzi ciemnowłosy. Stróż cicho zasyczał.
— Nie ładnie. — westchnął i zbliżył się do mężczyzny — No cóż, w takim razie czas się pobawić.
Po wypowiedzeniu ostatnich słów, Stróż pchnął bruneta na ścianę, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję, czego można było się spodziewać po tak pojebanych stworzeniach. Z uśmiechem na twarzy zawiesił Crowleya na środku ściany, a w pod jego nadgarstki wbił grube kliny. Na początku stłumiony krzyk bruneta brzmiał na dosyć ludzki, lecz dopiero po chwili wydobył z siebie ciche warknięcie, będące głosem cierpiącego Corsona. W tym czasie nawet sługusy zamarli, wbijając wzrok w zawieszonego na ścianie mężczyzny, który to mierzył mordercze spojrzenie w Stróża.
— Dałbym Ci podstawkę pod nóżki, ale mam tylko kliny. — rzekł mag, cicho się przy tym śmiejąc.
— W dupę sobie go wsadź. — mruknął w odpowiedzi.
Gdy Stróż chciał wykonać kolejne zaklęcie, nagle przez jego ciało przeszło czarne ostrze, które pasowało tylko do jednej istoty — Corsona. Rogaty osobnik z przyjemnością osłabił wroga, lecz otoczenie jeszcze bardziej osłabiło Demona, który niczym mgła, ulotnił się w ciemnym zakamarku. Z jednej strony Stróż był na wykończeniu, z drugiej strony Ana dobrze sobie radziła, jednakże ledwo wiązała koniec z końcem, a Corson zamilkł w pomieszczeniu.
— Pomóż jej.. — pomyślał brunet, kierując wiadomość do rogatego — Chociaż trochę. — dodał zaraz i choć słów tych nie wypowiadał, powoli tracił oddech przez wysoko zawieszone ręce.

Ana? Trochę inny duecik. :v

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics