10.10.2019

Od Keitha CD Silasa

Stanął przed dylematem. Niestety, często musiał robić taki niewielki rachunek sumienia, kiedy znajdował się w sytuacjach takich, jak ta i musiał wybierać między tym, co podpowiadało mu wewnętrzne poczucie sprawiedliwości, a tym, co sugerowało mu nadal obecne w świadomości Ketiha wychowanie w zakonie. Zaczął się długo przyglądać Silasowi. W razie czego zapamiętał jego imię, jakby tylko dało się znaleźć krew tej istoty, Andrea mogłaby spróbować go odnaleźć ponownie. Jednak nie o to chodziło.
— Keithy? — Dziewczyna spytała z nutą niepokoju w głosie, spoglądając na zapatrzonego przyjaciela. Myśliwy przygryzł wargę, nie chcąc dać się opanować emocjom. Poczuł wtedy również wyczekujące spojrzenie spętanego nadnaturalnego... I nie wytrzymał.
— Nie wiem, co mam z nim zrobić — W tym miejscu zniżył głos do prawieże szeptu, przenosząc wzrok na czarodziejkę — Czuję, że powinienem go wypuścić. To tamten drugi go zaatakował.. Ten się nie bronił. Nie przede mną. Nie musi być niebezpieczny..
— Ale? — Bowiem zawsze musi być jakieś "ale". Do tego jednak Montroce podszedł z wahaniem.
— Moim obowiązkiem jest doprowadzenie go przed oblicze ojca dyrektora. A wiesz, co się dzieje z tymi, którzy do niego trafią.
Mimo, że posługiwali się tylko półsłówkami, kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową. Po wyrazie jej twarzy wywnioskował, iż wspomnienia z ich wspólnych wyjazdów, z mniej lub bardziej swojej woli, wywołały u niej dyskomfort. Odruchowo przyciągnął drobną magiczkę do swego ramienia.
Gdzieś w pobliżu pękła kolejna żarówka. Młodzieniec połączył fakty, to zapewne istota, jaką pojmali tak reagowała wraz z otoczeniem. Przez głowę przeszło mu, iż to wyraźna oznaka tego, że stworzenie to jest niebezpieczne. Powinien się go pozbyć. Teraz. Jak najszybciej.
Do tego ludzie.
Usłyszał, jak na zewnątrz zbierają się gapie. Ktoś mówił o nagraniu zniszczeń, a ktoś jeszcze o tym, że policja jest w drodze. Nie chciał mieć z nimi za wiele do czynienia. Powiedzieć można, że Keith i funkcjonariusze się raczej nie dogadują, zwłaszcza podczas weekendowych imprez.
— Dobra, weź jego krew. Pobawimy się w polowanie potem — Machnął ręką, po czym odsunął się, aby móc się rozciągnąć. Plecy nadal go bolały. I to jak cholera.
Andrea zawahała się na chwilę nim wydobyła ostrze i zbliżyła się do wiru płomieni.
— Podaj mi swoją dłoń, proszę. Wyleczę ranę, nie zostanie nawet ślad.
Silas powiódł wzrokiem po ich dwójce. Nie wyglądał na osobę skorą do współpracy. Ściągnął nawet na chwilę brwi, wbijając spojrzenie w Keitha. Ten wzruszył ramionami.
— Rób, o co cię panienka prosi. Albo cię zwijam i się nasz ojczulek zakonny tobą zaopiekuje. Od niego to albo na stos idziesz, albo pod nóż. Twój wybór.

Silas?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics