21.10.2019

Od Vivienne Do Viktora

Dzień Vivienne już od początku zapowiadał się okropnie. Pobudka z grzybem tworzącym się w jej łazience przez syfiastych sąsiadów, choć tak naprawdę to Park nie chciała się przyznać do zapominania wywietrzenia jej po gorących prysznicach i zatrzymywaniu całej wilgoci w niewielkim, ciasnym pomieszczeniu. Już wtedy wiedziała, że będzie ciężko, tuż po spanikowaniu, że nie wie co ma z nim zrobić. Styczności z grzybem na ścianie nie miała, wszystko załatwiali jej rodzice i robiła co tylko mogła, aby nie być wplątaną w takie sprawy. Teraz wszystko się na niej odbijało rykoszetem.
Zestresowana późną godziną ubrała się, w biegu wsuwając przez głowę dopasowany, biały top z czerwonym line-artem na plecach i wciskając go w dziurawe jeansy. Już miała zabierać się za makijaż, kiedy zauważyła, że cień do powiek wykonany z nasion kawy prosto z Jamajki, słyszała, że tam jest najlepsza, właśnie się skończył. Nie dodawał jej żadnych atrybutów, umiejętności czy cech, ale zawsze czuła się w nim pewniej. Miała wtedy wrażenie, że przynajmniej wie trochę więcej niż zwykle i wychodzi jej smaczniejsza niż gdyby przyszła ze zwykłym makijażem zrobionym cielistymi kolorami. 
Siedziała już za barem, z widocznie niezadowoloną miną i kolejno przyjmowała klientów, co chwilę poprawiając luźno związane włosy, które też wyjątkowo nie chciały być dzisiaj posłuszne, ale z nimi już nawet nie miała najmniejszej chęci się męczyć, decydując, że kitka będzie idealnym rozwiązaniem na tak męczący dzień, na razie spisywała się świetnie.
Nie zwracała uwagi kogo serwuje, prawie nigdy nie zapamiętywała twarzy, chyba, że był to ktoś wyjątkowo wpadający w oko, a rzadko kiedy ktoś taki wpadał. Szczególnie jak zaraz obok "Petit Paris" – właśnie w kawiarni, w której pracowała, stał "Starbucks". Dlatego też zbytnio nie przejmowała się jak ktoś z ledwo co tkniętą kawą podszedł do niej, zatrzymując się przy kasie i podsuwając jej kubek pod nos
— Co to ma być? — rzucił pełen pretensji chłopak, który wyglądał jakby ominęły go trzy pełne dni snu i jechał przez nie na samej kofeinie.
— Kawa — odparła lakonicznie i zajrzała do kubka, który w żaden sposób nie wydawał się podejrzany.
— To smakuje jak szara woda, a nie kawa — dalej śledziła wzrokiem naczynie, które teraz z dużą siłą wylądowało na blacie. Niewiele brakowało, aby doszło do przeważenia szali, chłopak prosił się, aby Vivienne pękła swoim zachowaniem.
— A ty wyglądasz jak pływające tam gówno — syknęła najpierw, licząc, że swą niechęcią odepchnie klienta od siebie i zakończy trwającą dyskusję. Jednak oboje wyglądali wrogo nastawieni i żadne nie zamierzało odpuścić.
— Jak można tak zjebać kawę? Nigdy nie piłem gorszej — podniosła się ze stołka, na którym cały ten czas siedziała i chwyciła kubek wypełniony gorącym napojem, choć zdążył on lekko ostygnąć.
— Wiesz co? Pierdol się — i kończąc swoją wypowiedź chlusnęła kawą w chłopaka z ognikami tańczącymi w jej oczach, będąc gotową na zniknięcie na zapleczu i zostanie wyrzuconą ze swojej pracy, gdzie i tak miała tutaj swoje miejsce niecałe trzy miesiące. Ale było warto, czuła satysfakcję, choć była pewna, że tego pożałuje. Już w momencie jak czuła wszystkie paru oczu na sobie i obcym jej kliencie.

Viktor?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics