1.08.2019

Od Any CD. Michaela

Brałam właśnie prysznic, kiedy usłyszałam dobiegającą zza drzwi rozmowę. Zamarłam, nasłuchując. Poza Michaelem do mojego domu od tak mogła wpaść tylko jedna osoba. A znając charaktery obydwu mężczyzn, takie ich przypadkowe spotkanie nie skończy się dobrze.
- Dobra, Ana, nie panikuj - mruknęłam jednak tylko do siebie, wracając do spłukiwania szamponu z włosów. Przecież nie muszą sobie od razu skakać do gardeł...
Zaraz usłyszałam głuchy łoskot, który był zdecydowanym zaprzeczeniem moich nadziei na pokojowy przebieg rozmowy. Ewentualnie to nie Liam wpadł do mojego domu, tylko jakiś włamywacz i Mike go właśnie przegania. Tylko że chyba nikt nie zdawał sobie sprawy z istnienia tego miejsca, z potencjalnymi włamywaczami włącznie...
W mgnieniu oka wypadłam spod prysznica, rozchlapując wodę dookoła. Złapałam wiszący na wieszaku nieopodal ręcznik. Nie chcąc tracić czasu na ubieranie się, owinęłam się nim tylko i wystrzeliłam z łazienki, żeby powstrzymać tę dwójkę od pozabijania się.
I dobrze zrobiłam, bo Liam właśnie zamierzył się na Mike'a. Nim zdążyłam zareagować, twarz demona zaliczyła bliskie spotkanie z pięścią mojego brata. Cholerny awanturnik.
Oczywiście Michaela takie poniewieranie nim wkurzyło. Z mojego miejsca w przejściu między salonem a korytarzem prowadzącym do łazienki widziałam, jak po twarzy bruneta popłynęła strużka krwii ze złamanego nosa. Zaraz potem oczy mu pociemniały, a z gardła wydobył się warkot.
Rzuciłam się między nich, nim zdążyli zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Chociaż, w sumie, mogłam poczekać, aż Mike odda Liamowi. Należało mu się. Aczkolwiek nie mogłam przewidzieć, co może strzelić do łba rozwścieczonemu demonowi.
Jedną ręką przytrzymując trzymający się na słowo honoru ręcznik, drugą położyłam na klatce piersiowej mężczyzny. Natychmiast się uspokoił, oczy wróciły do zwyczajnego koloru, a cieniste płomienie, które dopiero teraz zauważyłam, przygasły.
- Uspokójcie się - warknęłam. - Obydwoje - rzuciłam Liamowi przez ramię mordercze spojrzenie. Jak mogłam przewidzieć, nie zrobiło ono na nim większego wrażenia. Wzniósł tylko oczy do nieba i, zupełnie już spokojnym, wręcz żartobliwym tonem, rzucił, udając obrzydzenie:
- Boże, siostra, musisz biegać półnago po domu?
Obróciłam się do niego gwałtownie, omal nie upuszczając ręcznika. Usłyszałam, jak Mike cofnął się odruchowo, a potem zaśmiał cicho, gdy woda z moich mokrych włosów, pod wpływem siły odśrodkowej, wystrzeliła na niego.
- Nie zmieniaj tematu - warknęłam, trącając go palcem w pierś. - Czemu wpadłeś bez zapowiedzi do mojego domu i jeszcze bijesz mojego znajomego, który, dodajmy, że w przeciwieństwie do ciebie, był tu zaproszony? - kłamałam, prawda. Ale ten gad, ilekroć go widzę, wyprowadza mnie z równowagi. Czułam przemożną potrzebę, żeby mu dopiec.
- Dobra, przepraszam - zaśmiał się, unosząc dłonie w geście poddania. - Przyjechałem, bo mam do ciebie prośbę.
Zaśmiałam się.
- I jeszcze ma czelność mnie o coś prosić - spojrzałam ponad ramieniem na Mike'a. - Widzisz, z kim ja się muszę użerać?
Brunet uśmiechnął się krzywo.
- Nie mnie powinieneś przepraszać, tylko Mike'a, któremu prawdopodobnie złamałeś nos - syknęłam.
Liam wzruszył ramionami, ale nie spełnił mojego polecenia. Zamiast tego ponowił swoją prośbę:
- Mogłabyś przez weekend popilnować Puszka i Tokki? Wyjeżdżam ze znajomymi i nie bardzo mam jak ich zabrać.
Popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi. Nie, żeby to była nowość, ale moment na proszenie o przysługi to on sobie kiepski wybrał.
No ale cóż, bratu się nie odmawia... a później najwyżej napuszczę na niego Mike'a, pewnie z wielką przyjemnością mu odda za ten nos. Będzie miał gad nauczkę, żeby następny raz powstrzymać swój wyrywny temperament.
- Dobra, dawaj tu ten zwierzyniec - westchnęłam. Znając jego miał go w samochodzie. Liam uśmiechnął się tym swoim przemądrzałym uśmieszkiem, jakby od początku wiedział, że się zgodzę. Chociaż, prawdę rzekłszy, nigdy dotąf mu nie odmówiłam. Chyba czas zacząć. Następny raz każę mu się wypchać.
- Z twojego tonu wnioskuję, że niezbyt ci ten pomysł odpowiada - usłyszałam za sobą głos Michaela, gdy już Liam zniknął nam z pola widzenia. Nadal stałam na środku salonu, ubrana w sam ręcznik, woda z mokrych włosów kapała na parkiet. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam, jak brunet ukradkiem wyciera krew, nadal kapiącą mu z nosa.
- Jak usłyszysz jego papugę-krzykaczkę, to zrozumiesz, dlaczego - mruknęłam. Szykował się kolejny weekend wypełniony jej zbereźnymi piosenkami... - Chyba wypadałoby pojechać z tym do lekarza - zasugerowałam, wskazując ruchem głowy jego, siniejący już, nos. - A na pewno przyłożyć worek z lodem, bo zaraz nie będziesz mógł oddychać przez opuchliznę. W zamrażarce na pewno coś znajdziesz, pomogłabym ci, ale muszę się ubrać - mrugnęłam do niego porozumiewawczo i ruszyłam w kierunku łazienki.
- Nie kulejesz - zauważył nagle Mike. Spojrzałam na niego przez ramię i zaśmiałam się na widok jego zmarszczonych w zamyśleniu brwii.
- Wpadła do mnie rano koleżanka z Akademii. Czarodziejka czy jakoś tak, nigdy nie pamiętam. W każdym razie, w swoim pokaźnym arsenale zaklęć ma też te leczące - uśmiechnęłam się do bruneta. - Mieszkam na odludziu, jakoś muszę się poruszać, a skrzydła z wiadomych przyczyn odpadają. Nie mogłam czekać, aż kostka sama mi się zaleczy.
Po czym zniknęłam w łazience, by dokończyć kąpiel.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics