5.08.2019

Od Taigi CD Nathaniela

Wysiadłam z samochodu, dziękując za podwiezienie praktycznie pod same drzwi kamienicy. Nigdy bym nie pomyślała, że spotkam elfa w takich okolicznościach, wręcz przez całe moje krótkie życie byłam pewna, że nie są oni skorzy do walki, a wręcz od niej uciekają. Cóż, jak widać, istnieją wyjątki, od tej książkowej reguły. Spojrzałam na mały kryształ w kształcie kwitka, który dostałam od syna strażaka. Nie wiem nawet, czy dobrze zrozumiałam to, co do mnie mówił. Z pewnością nie chciał, żeby jego ojciec wiedział, że go posiadam. Mały kryształ, który przypominał figurkę do kupienia w prawie każdej kwiaciarni, miał mnie teleportować gdzieś, w razie jakby ktoś chciał mnie skrzywdzić. Albo był to kiepski żart, albo ten młody chce mnie zabić. Weszłam do mieszkania, kładąc swoją drogą uroczy prezencik na szafce i praktycznie o nim zapominając. Mam tylko nadzieję, że nie była to próba podrywu. Po trzech dniach moje życie się ustabilizowało, nawet nie miałam kontaktu z Nathanielem, co swoją drogą nie wiedziałam jak odbierać. Gdzieś w głębi miałam nadzieję, że nic mu się nie stało. Z uwagi na to, że jedna z kelnerek się rozchorowała, musiałam ją zastąpić, więc dzisiaj latałam po sali w naszym firmowym fartuchu, zbierając zamówienia i je roznosząc. Kiedy miałam podejść do kolejnego stolika, zaskoczona zauważyłam, że siedzi przy nim znajomy elf, z którym już zaczęliśmy dzielić wspólnych wrogów. Podeszłam do niego, pukając kilka razy w notatnik.
- Ciebie się tutaj nie spodziewałam, co podać? - Zapytałam, minimalnie podnosząc kącik ust. Pomimo iż nie miałam zbyt wiele okazji, aby porozmawiać z nim na spokojnie, to miał on tak przyjemną aurę, że miło było być w jego otoczeniu.
- Myślałem, że zajmujesz się innymi sprawami - Spojrzał na mnie, a jego wargi wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu.
- Sytuacja wyjątkowa - Wzruszyłam ramionami - Więc? - Ponownie po sali rozniósł się dźwięk mojego ołówka uderzanego po notesie.
- Czarną kawę, bez cukru i mleka - Westchnął, na co podniosłam jedną brew, jednak nie dopytywałam. Chciałam już odejść, ale moją uwagę zwróciła jego szyja. Skóra w tym miejscu wyglądała jak delikatna blizna po oparzeniu. Nie jest to możliwe, żeby zrobił sobie to w pracy, sam mówił, że ma kilka dni wolnego, dodatkowo nie widziałam tego wcześniej, a miałam do tego okazję, a więc musiał się spotkać z tym samym mężczyzną co ja i jego syn. Idąc po zamówienie, spojrzałam na swoją dłoń. Nie regenerowałam się tak szybko, dlatego wciąż nosiłam bandaż na nadgarstku. Wzięłam zamówioną przez niego kawę i szklankę soku dla siebie. Najpierw podałam jego zamówienie, po czym usiadłam naprzeciwko, przykładając szklankę do ust. Myślę, że po moim spojrzeniu zorientował się, o co chodzi.
- Spotkałeś go? - Zapytałam, a raczej stwierdziłam.
- Nie wiem czy kto, kogo spotkał - Z delikatnym uśmiechem pokręcił głową - Ale tak.
- Widziałeś coś? Jego twarz? Coś, co pomogłoby nam go znaleźć i... - Spojrzałam na bok, dla pewności, że nikt nas nie słucha - I się pozbyć.
- Widziałem ten sam znak co Ty, trochę podbródka, ale nie całej twarzy.
- Czyli wciąż jesteśmy w tym samym punkcie - Westchnęłam, opierając się o kanapę. - W ogóle, długo masz już alpaki? - Zapytałam, chcąc zmienić temat, miałam już dosyć rozmów o gościu, który się panoszy, jakby był u siebie.
- Mają już 5 lat - Przyznał i jakby na samo wspomnienie o nich uśmiechnął się delikatnie. Rozmawialiśmy jeszcze przez dobre 10 minut, głównie o zwierzętach, o tym, że pomimo iż chciałam je mieć, to nigdy nie mogłam sobie na to pozwolić przez to, że często mnie nie ma w domu. Nawet zaproponował mi zakupienie żółwia, co wywołało u mnie śmiech.
- Dzięki za radę, zastanowię się nad tym. Muszę wracać do pracy, cześć - Wstałam, machając mu jeszcze na odchodne. Gdy zebrałam kolejne zamówienie, chłopaka już nie było.
Weekend, czekałam na niego bardzo długo. Miałam ochotę wyłożyć się na kanapie i nie ruszać się z niej przez cały wieczór. Po zimnym prysznicu i przygotowaniu sobie przekąsek usiadłam na kanapie, szukając odpowiedniego serialu. W pewnym momencie poczułam zimny powiew wiatru na karku, wręcz przeszły mnie ciarki. Spojrzałam w kierunku okna, które było otwarte. Niechętnie podeszłam, aby je zamknąć, jednak odczucia pozostały. Szybko chciałam się odwrócić, ale ktoś rzucił mną z taką siłą, że wpadłam w szafę, którą rozwaliłam swoim ciężarem. Jęknęłam, widząc, że kawałek drewna wbił mi się w przedramię.
- Kurwa - Jęknęłam. Spojrzałam na postać, byłam pewna, że to ta sama, która poparzyła mi rękę. Nie mogłam użyć magii cienia, niestety w całym mieszkaniu było idealnie jasno, musiał się zorientować podczas ostatniej potyczki, że muszę mieć do niego dostęp, żeby móc go używać. Podchodził do mnie, a ja patrzyłam, jak posuwa się nogami po panelach. Nie myśląc wiele "rzuciłam" w niego powietrzem, co odrzuciło go w tył i dzięki czemu uderzył w ścianę, z której spadł niewielki obraz. Sama jak najszybciej wstałam. W takim stanie, nie byłam w stanie z nim walczyć, jeśli nie zdołam uciec, to najprawdopodobniej mnie spali. Dotknęłam już klamki, kiedy na całym karku poczułam pieczenie, czułam, jakby ktoś mnie obrywał ze skóry. Nie wiem jakim cudem udało mi się go kopnąć i uwolnić od piekielnego ognia. Odwróciłam się w jego kierunku, plecami opierając o drzwi. Tak bardzo nie chciałam dać po sobie poznać, że pierwszy raz od bardzo dawna odczuwam strach. Przygryzłam wargę, czując w ustach metaliczny smak. W moich dłoniach pojawiły się kule ze skumulowanym powietrzem, które przypominało zebraną do kupy mgłę. Rzucałam tym w niego, w jakieś nadziei, że to go powstrzyma. Niestety rany, które miałam na całym ciele, dawały o sobie znać i moja moc słabła. Gdy chciałam po raz kolejny podnieść rękę, mężczyzna złapał mnie za ramionami, a z ust mych warg wydobył się przeraźliwy krzyk, który łączył w sobie ból i przerażenie. Jak to jest możliwe, że ktoś jest tak silny. Bez problemów podniósł mnie i rzucił na bok. Miałam już najgorsze myśli, wręcz żegnałam się z tym światem, jednak na wyciągnięcie ręki miałam niewielki kryształ. Różę, którą dostałam od Adiela. Nie miałam i tak żadnego już pomysłu na walkę z nim, więc szybko go chwyciłam, ledwo co rozchylając usta, chce być gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Zamknęłam oczy, w których cisnęły się łzy. Nie zdążyłam ich otworzyć, gdy dobiegł do mnie krzyk mężczyzny.
- Taiga?! - Otworzyłam zaskoczona oczy, był to Nathaniel. Róża w moich dłoniach zniknęła, a ja widziałam wszystko jakby zza szyby.
- Pomóż mi - Wyszeptałam, ostatnia łza spadła po moim policzku, nim po raz kolejny zamknęłam oczy.


Nathaniel? 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics