30.08.2019

Od Liama CD Larissy

Wyczułem powracający strach dziewczyny, jeszcze nim dostrzegłem jego źródło. Luna też musiała coś wyczuć, bo zaczęła kręcić się niespokojnie i powarkiwać.
Gdy dostrzegłem pierwszego napastnika, było już za późno, by zareagować. Dopadł Larissy i przygwoździł ją do ściany antykwariatu.
- Gdzie to jest? - warknął, zbliżając twarz do blondynki, w której oczach widziałem już niekryte przerażenie.
Nim zdążyłem zastanowić się, o co może mu chodzić, albo w jaki sposób zaatakować, by mieć najwyższe szanse na udane uwolnienie dziewczyny, ktoś zaszedł mnie od tyłu i dłonią w rękawiczce zasłonił usta. Napastnik był jednak znacznie niższy ode mnie, dlatego też dość ostateczny w normalnych okolicznościach chwyt wyszedł o wiele słabiej i bez większego problemu się z niego wyswobodziłem. Od razu, wykorzystując rozpęd i nadludzką siłę, wyprowadziłem prawy sierpowy w miejsce, gdzie spodziewałem się głowy gościa w rękawiczkach.
O dziwo trafiłem idealnie. Cios doprawiłem kolanem wbitym w brzuch i przy użyciu wolnej ręki (drugą nadal trzymałem smycz Luny) przerzuciłem go nad nogą tak, że wylądował twardo plecami na betonie. Jego czaszka, uderzając o ziemię, wydała satysfakcjonujący trzask. Czyli miałem go z głowy na jakiś czas, jeśli nie na stałe.
Gdy podniosłem wzrok znad zamroczonego przeciwnika, dostrzegłem, że ten gościu i mężczyzna nadal przypierający Larissę do ściany, nie byli moim jedynym zmartwieniem.
- Wspaniale - westchnąłem. Byliśmy otoczeni przez identycznie ubrane postaci. Wszystkie podobnej postury. Z wszystkich biła podobna, niepokojąca aura, choć najsilniej wyczuwalna była u gościa trzymającego Lar.
I właśnie patrzyli na mnie z jednakową rządzą mordu w lśniących pod kapturami oczach.
- Kurwa - przestałem się nawet przejmować, że koło mnie stała kobieta. Sytuacja wymagała jakiegoś rodzaju rozładowania napięcia, cóż poradzić. Poza tym z doświadczenia wiedziałem, że niektóre przedstawicielki płci żeńskiej klną gorzej od facetów. Weźmy za przykład moją siostrę...
W każdym razie, właśnie znaleźliśmy się z Larissą w dość... nieciekawym położeniu.
Uznałem, że to odpowiednia pora by spuścić Lunę. Niech się dziewczyna choć raz wyżyje.
Gdy sięgałem ręką do zapięcia smyczy przy szelkach owczarka, mężczyźni jak jeden mąż rzucili się na mnie.
Jednak nie docenili przeciwnika.
Odbieranie oddechu jest kłopotliwe. Tym bardziej wielu osobom jednocześnie. Męczące. Ale nie niemożliwe.
Dlatego już chwilę później, nim Luna zdążyła dopaść pierwszego z brzegu mężczyzny, trzech złapało się za gardła i popisowo padło na ziemię. Na wyciągniętej ręce kolejnego zacisnęły się zęby owczarka. Wrzasnął z bólu. Nim zdążył sięgnąć do psa, by odczepić go od siebie, znalazłem się tuż za nim. Wprawnym ruchem złapałem jego głowę i przekręciłem szybko.
Kark pękł jak wykałaczka.
Zostało czterech.
Stali w bezpiecznej odległości ode mnie, przypatrując mi się z zainteresowaniem. Nawet ich, jak podejrzewałem, szef, puścił Larissę, która natychmiast osunęła się na ziemię. Odwrócił się powoli, powiódł wzrokiem po powalonych lub martwych towarzyszach, po czym spojrzał na mnie.
Oddychałem ciężko, odwzajemniając jego spojrzenie. Słyszałem, jak Luna u mojego boku warczy.
Pozbawiony elementu zaskoczenia i zdecydowanie niezdolny już do zabicia czy oszołomienia kogoś jedną myślą, miałem problem. Poważny problem, bo przemiana w tym miejscu, gdzie każdy w każdej chwili mógł przyjść, byłaby ryzykownym posunięciem.

Larissa?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics